Reklama

Przeczytałam ten wpis dwa razy, potem trzeci, bo mój mózg długo nie chciał przyjąć go do wiadomości. „Z cyklu: Edukacja ma sens, tylko nikt go nie widzi. Moje dziecko, native speaker angielskiego, urodzone w UK, dostało jedynkę za odmianę ‘to be’. Pytam grzecznie nauczycielki skąd ten cud pedagogiczny – a pani z powagą: ‘Bo go nie było w szkole’”.

Dalej autorka dopisała z goryczą, że mamy nowy tryb nauki: chorujesz = nie umiesz. Szczerze, trudno o lepszy skrót tego, co wielu rodziców widzi od lat, tylko zwykle brakuje nam słów, żeby to nazwać.

Najbardziej porusza mnie nie sama jedynka. Ocen w dzienniku bywa sporo, czasem są za wysokie, czasem za niskie. Porusza mnie logika, która stoi za tą oceną. Jeśli wierzyć relacji mamy, nauczycielka nie oceniła wiedzy dziecka, tylko fakt jego nieobecności. To nie jest drobny szkolny zgrzyt. To sposób myślenia, który uderza w sens edukacji i w bezpieczeństwo dzieci. Bo jeśli szkoła uczy, że choroba jest winą, a absencja dowodem niewiedzy, to my jako rodzice mamy problem większy niż jedna jedynka.

Ocena za nieobecność w szkole i co z tego wynika

W komentarzach pod wpisem odezwało się wielu ludzi, w tym nauczyciele. Jedna z osób napisała krótko i celnie: „Niezależnie od tego, co mówi lub nie mówi statut, to wbrew prawu oświatowemu. Ocenę wystawia się tylko i wyłącznie za posiadaną wiedzę. Bez obecności w szkole nie da się sprawdzić czyjejś wiedzy”. I to jest sedno sprawy. Ocena ma odzwierciedlać poziom opanowania materiału, nie obecność w ławce. Jeśli ucznia nie było, to nie ma podstaw do wystawienia stopnia, bo nie przeprowadzono sprawdzianu.

W praktyce wygląda to tak, że szkoła powinna dać dziecku możliwość zaliczenia materiału w innym terminie. To proste i ludzkie. Dzieci chorują. Są w szpitalu, mają gorsze dni, są różne sytuacje rodzinne. System, który karze za coś, na co dziecko nie ma wpływu, wychowuje nie do życia, tylko do poczucia winy.

Cały wpis przeczytasz tutaj.

Jak rozmawiać z nauczycielem, gdy ocena jest niesprawiedliwa

Autorka wpisu napisała: „Spytałam grzecznie”. I to jest pierwszy krok, od którego sama też zawsze zaczynam. Bez ataku, bez emocjonalnego oskarżenia, za to z prośbą o wyjaśnienie. W wielu sytuacjach naprawdę da się wyjaśnić nieporozumienie. Ale co zrobić, jeśli słyszymy odpowiedź, która nie trzyma się żadnej logiki.

  1. Poproście o podstawę oceny. Nie chodzi o awanturę, tylko o konkret: za co dokładnie wystawiono stopień, kiedy i w jakiej formie sprawdzono wiedzę.
  2. Odwołajcie się do zasad oceniania. Każda szkoła ma statut i przedmiotowe zasady oceniania. Warto je przeczytać i spokojnie przywołać.
  3. Zaproponujcie termin zaliczenia. Jeśli nauczyciel mówi: „Nie było dziecka w szkole”, odpowiedź brzmi: „Rozumiem, proszę w takim razie o możliwość zaliczenia w innym terminie”.
  4. W razie potrzeby idźcie wyżej. Wychowawca, dyrekcja, pedagog szkolny. To nie jest donos, tylko korzystanie z procedur, które istnieją po to, żeby chronić uczniów.

Wiem, że to trudne, bo część rodziców ma w pamięci własne szkolne doświadczenia i boi się konfliktu. Ale milczenie niczego nie zmieni. A dzieci świetnie widzą, kto je wspiera.

nauczyciel w klasie
Warto próbować na spokojnie wyjaśnić nieporozumienie z nauczycielem, fot. AdobeStock/Gorodenkoff

Co możemy zrobić jako rodzice, żeby dziecko nie straciło wiary w siebie

Pod wpisem pojawiły się też mocniejsze komentarze. Ktoś napisał: „W Polsce po prostu nie ma czegoś takiego jak system edukacji. Jest przechowalnia ludzi będąca wylęgarnią patologii”. Inny nauczyciel dodał gorzko: „Jako nauczycielowi jest mi przykro i wstyd z powodu takich pedagogów. I tak, zgadzam się. Szkoła nie jest super miejscem przygotowującym do życia”. Te słowa bolą, bo w dużej części są prawdziwe. Tylko że w samym środku tego wszystkiego stoi dziecko, które właśnie dostało sygnał: nie jesteś oceniane za to, co umiesz, tylko za to, czy idealnie pasujesz do szkolnej rubryki.

Dlatego najważniejsze jest to, co robimy w domu po takiej sytuacji.

  • Nazwijcie niesprawiedliwość po imieniu. Dziecko ma prawo usłyszeć: „Ta ocena nie pokazuje twojej wiedzy”.
  • Oddzielcie wartość dziecka od stopnia. Jedynka to liczba w dzienniku, nie opis człowieka.
  • Zadbajcie o poczucie wpływu. Pomóżcie ustalić, kiedy i jak dziecko może poprawić sytuację. Nawet jeśli system zawiódł, ono może odzyskać ster.
  • Wzmacniajcie kompetencje poza szkołą. Jeśli dziecko zna język, niech go używa: filmy, rozmowy, gry, książki. Szkoła nie ma monopolu na naukę.

Gdy czytam historię tej mamy, widzę w niej nie sensację z internetu, tylko codzienny obraz tarcia między dzieckiem a instytucją. Z jednej strony mamy ucznia, który realnie coś umie. Z drugiej dorosłego, który zasłania się nieobecnością i robi z niej wygodny wytrych. I choć ta sytuacja brzmi absurdalnie, to jej konsekwencje są bardzo prawdziwe.

Jeśli chcemy, żeby szkoła była miejscem rozwoju, a nie tylko sprawdzania obecności, to takie historie trzeba wyciągać na światło dzienne. Nie po to, żeby urządzać polowanie na nauczycieli, tylko po to, żeby przypominać, jaki jest sens oceniania.

Źródło: Threads

Zobacz też: Prezenty na klasowe mikołajki to kpina. „Mam tyle wydać na jakiś bzdet dla obcego dziecka?”

Reklama
Reklama
Reklama