Reklama

Autorka listu nie kryje emocji. Jej córka przygotowuje się do egzaminu ósmoklasisty, a brak lekcji polskiego stał się dla rodziny źródłem ogromnego stresu. „To jest klasa 8, tu już nie ma miejsca na luz. Moje dziecko traci cenny czas, a polskiego nie ma od miesiąca” – pisze matka, dodając, że w przypadku innych przedmiotów sytuacja wygląda stabilnie, lecz język polski wypada z planu już trzeci tydzień z rzędu.

„To jest klasa 8, a oni tracą cenny czas”

Jak tłumaczy, szkoła nie ma możliwości zapewnienia zastępstw. Nauczycieli brakuje, a ci, którzy są, mają przepełnione plany. „Wszystko rozumiem: choroby, nagłe sytuacje, życie. Ale zwolnienie ‘na odpoczynek’ w takim momencie?” – podkreśla.

Jej zdaniem niektóre decyzje powinny uwzględniać dobro uczniów, szczególnie w klasach, które mają przed sobą egzaminy.

Gdzie kończy się prawo nauczyciela, a zaczyna odpowiedzialność?

W liście, który otrzymaliśmy, pojawia się wątek szerszego problemu – rosnącego obciążenia systemu edukacji. Matka zauważa, że szkoły są przytłoczone brakami kadrowymi, a uczniowie są głównymi poszkodowanymi. „Nie mam pretensji do nikogo personalnie. Rozumiem, że każdy ma prawo do odpoczynku. Ale zawód nauczyciela to misja, zwłaszcza gdy pracuje się z tak młodymi ludźmi” – pisze.

Jej zdaniem przedłużające się zwolnienia w okresach newralgicznych powinny być przemyślane, bo wpływają na całą klasę. „Proszę nie odbierać tego jako ataku. To wołanie matki, która widzi, że system się sypie, a dzieci mają z tego powodu ogromne zaległości”.

Trudno odmówić jej racji – choć prawo do odpoczynku jest bezdyskusyjne, szkoły nie mają dziś narzędzi, żeby złagodzić skutki nieobecności nauczycieli. W efekcie uczniowie tracą godziny, które w klasie ósmej są nie do odzyskania.

szkoła
W szkołach brakuje nauczycieli, którzy mogliby brać zastępstwa, fot. AdobeStock/xy

„Nikt nie patrzy na to, co dla nich najlepsze”

Najbardziej bolesne dla autorki listu jest poczucie, że w całym chaosie gubi się dobro dziecka. „Moja córka sama mnie zapytała: mamo, a co jak na egzaminie będzie coś, czego nie przerobiliśmy?” – opisuje. Matka podkreśla, że w domu próbują nadrabiać zaległości, ale to nie zastąpi pracy z doświadczonym nauczycielem.

Kobieta apeluje, żeby ktoś w końcu przyjrzał się sytuacji w szkołach i zastanowił, jak chronić uczniów przed takimi przerwami w nauce. Nie oczekuje kar czy napiętnowania nauczycieli – chce jedynie, żeby decyzje o długich zwolnieniach były podejmowane bardziej odpowiedzialnie, szczególnie w klasach kończących etap edukacyjny.

Na końcu listu dodała jedno zdanie, które dobrze podsumowuje tę sytuację: „Chcę tylko, żeby ktoś w tej szkole spojrzał na nasze dzieci jak na dzieci, a nie jak na rubryki w dzienniku”.

Jeśli w waszych szkołach pojawiają się podobne problemy – piszcie. Te historie pokazują, jak wygląda codzienność uczniów i ich rodziców, którzy próbują znaleźć normalność w kulejącym systemie.

Zobacz też: „Nie czytam Librusa po 17”. Rodzice mają dość nadgorliwych nauczycieli

Reklama
Reklama
Reklama