Polonistki nie ma w szkole od 2 tygodni. Rodzice grzmią: „Powinna myśleć o dzieciach”
Nie wiem już, co mam powiedzieć córce, kiedy znów wraca ze szkoły po kolejnym zastępstwie. Dwa tygodnie bez normalnej lekcji języka polskiego to nie jest drobiazg, tylko wyrwa, której nikt nam potem nie odda.

Jestem mamą piątoklasistki, która od dwóch tygodni nie ma swoich lekcji polskiego. Zamiast tego są zastępstwa, czasem ktoś przyjdzie, czasem dzieci siedzą cicho i „robią coś z podręcznika”, a czasem oglądają film, bo nie ma planu.
Dwa tygodnie bez polskiego to dla dzieci wieczność
Ja rozumiem, że w życiu mogą zdarzyć się różne rzeczy. Nauczyciele też chorują, mają rodziny, problemy, stres. Tylko że nikt nam nawet nie mówi wprost, co się dzieje.
Słyszymy po kątach, że polonistka poszła na zwolnienie zdrowotne, ale pewności nie ma. A ta niepewność jeszcze bardziej podkręca złość. Bo jeśli to zdrowie, to chcę wiedzieć, że szkoła ma plan, żeby dzieci nie zostały z niczym. Jeśli to inny powód, też chcę, żeby ktoś wreszcie powiedział prawdę.
Nieobecność nauczyciela a dobro uczniów
Najbardziej boli mnie to, że w całej tej sytuacji dzieci są na końcu. Moja córka zaczęła się martwić, że nie nadąży z lekturami, że za chwilę będzie sprawdzian, do którego nikt ich nie przygotował. W domu widzę, jak traci pewność siebie. A ja nie mogę jej obiecać, że jutro będzie normalnie, bo sama tego nie wiem.
Uczniowie potrzebują ciągłości. To nie są dorośli, którzy coś sobie doczytają. To są dzieci, które uczą się systematycznie, krok po kroku, z konkretną osobą. Brak polonistki przez dwa tygodnie rozwala ten rytm.

Kto powinien wziąć odpowiedzialność za odwołane lekcje?
Mam wrażenie, że w szkołach za łatwo przywyka się do tego, że „jakoś to będzie”. A nie powinno. Jeśli ktoś wybiera zawód nauczyciela, to bierze na siebie odpowiedzialność większą niż w wielu innych pracach. Bo tu nie chodzi o tabelki, raporty ani wynik firmy, tylko o dzieci.
I jasne, zdrowie jest ważne, nikt nie ma prawa wymagać bohaterstwa za wszelką cenę. Tylko że dobro uczniów też powinno być częścią tej rozmowy, nie dodatkiem. Szkoła ma obowiązek zorganizować realne zastępstwo, nie wypełniacz. Kogoś, kto poprowadzi normalne lekcje, przerobi materiał, da pracę domową, odpowie na pytania. Bez tego te tygodnie stają się pustką.
Chodzi o szacunek do czasu i rozwoju naszych dzieci. O jasną informację dla rodziców. O plan, który chroni uczniów przed chaosem. Dzieci nie mogą płacić za dorosłe zaniedbania.
Bardzo proszę o poruszenie tego tematu w Waszym serwisie, bo ostatnio słyszę, że częste zwolnienia i nieobecności nauczycieli to problem w wielu szkołach.
Dagmara
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Szkolne kiermasze to zmora rodziców. „Siedzę po nocach i kleję lampiony”