„Córka wróciła z przedszkola z płaczem. Wychowawczyni upokorzyła ją przy innych dzieciach, bo mała nie zdążyła do łazienki” [LIST DO REDAKCJI]
„Oliwka zawsze chętnie chodziła do przedszkola. Myślałam, że trafiło mi się idealne przedszkole i pana Boga złapałam za nogi. Jednak nie przypuszczałam, że najgorsze dopiero przed nami”, napisała do redakcji mamotoja.pl pani Malwina. „Pani Mariola zaczęła krzyczeć na Oliwcię, że zachowuje się jak mały dzidziuś, że takie duże dziewczynki nie sikają w majtki, że powinna się wstydzić! Nawała ją kilkakrotnie siusiumajtkiem, co oczywiście słyszały wszystkie dzieci z grupy”.
„Oliwka zawsze chętnie chodziła do przedszkola. Miała tam swoje przyjaciółki i ulubione zabawy. Naprawdę, nie mogłam powiedzieć złego słowa na przedszkole. Panie zawsze wymyślały świetne kreatywne zabawy, posiłki były nie tylko smaczne, ale i zbilansowane. Myślałam, że trafiło mi się idealne przedszkole i pana Boga złapałam za nogi.
Zmiana wychowawczyni
Jednak po ponad roku, gdy wszystkie dzieci były już zżyte z wychowawczynią, okazało się, że pani Ania jest w ciąży. Dość szybko poszła na zwolnienie lekarskie, bo jednak ciągle chorujące dzieci i widmo pandemii mogą realnie zagrozić ciąży. Nie, nie mam do niej pretensji o to, i mówiąc szczerze, rozumiem ją jako matka. Rozstanie Oliwki z ukochaną panią Anią było trudne. Nowa pani Mariola nie była już taka fajna. Oliwcia mówiła, że krzyczy na dzieci, jak są niegrzeczne. Jednak nie przypuszczałam, że najgorsze dopiero przed nami.
Córcia nie może przestać płakać
W poniedziałek, gdy przyszłam odebrać Oliwkę, wydarzyła się tak niespotykana sytuacja, aż do dzisiaj jestem w emocjach. Gdy Oliwka zobaczyła mnie w szatni, wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Wtuliła się w moje ramiona i minęło chyba 15 minut, zanim udało mi się ją uspokoić na tyle, żebyśmy mogły wyjść z budynku. Zabrałam jej zabrudzone ubranka i wróciłyśmy do domu.
Chciałam jeszcze pójść z Oliwką na plac zabaw po południu, jednak moja 5-latka znów zaczęła płakać. Odpuściłam wyjście, ale nie powód płaczu. Cały dzień Oliwcia była markotna, w złym humorze, jednak za nic nie chciała powiedzieć, co się stało. Podpytywałam, zgadywałam; może Alanek jej dokuczył, może pokłóciła się z Hanią, może rysunek się nie udał albo obiadek jej nie smakował. Nic, Oliwcia tylko zaciskała usta i miała oczy pełne łez!
Skandaliczne zachowanie nauczycielki
Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mamy Hani. Dziewczynki przyjaźnią się ze sobą, a i my chętnie rozmawiamy podczas wspólnych zabaw dzieci. Oliwcia uparcie milczała, a przecież widziałam, że stało się coś okropnego. Musiałam się dowiedzieć, jaki był powód! Opisałam mamie Hani całą sytuację i poprosiłam, żeby dyskretnie podpytała córki, co takiego stało się w przedszkolu.
Nie minęło nawet pół godziny, a mama Hani oddzwoniła. Widać, że głos miała roztrzęsiony. Jej zdenerwowanie i mi się udzieliło, chociaż wydać by się mogło, że bardziej się już nie da. Tak, Hania jej powiedziała, że na placu zabaw w przedszkolu wydarzyła się tragedia. Oliwcia zgłosiła pani, że musi iść pilnie do toalety. Jak się okazało, ta zewnętrzna niestety była zepsuta. I pani Mariola kazała Oliwce czekać, aż wrócą na obiad do sali.
Niestety, Oliwce tak bardzo chciało się siku, że nie dała rady wytrzymać i zesikała się w majtki. I wtedy się zaczęło! Pani Mariola zaczęła krzyczeć na Oliwcię, że zachowuje się jak mały dzidziuś, że takie duże dziewczynki nie sikają w majtki, że powinna się wstydzić! Nawała ją kilkakrotnie „siusiumajtkiem”, co oczywiście słyszały wszystkie dzieci z grupy. Potem szarpnęła ją i zapłakaną zaciągnęła do przedszkola, i przebrała w suche ubrania. Oczywiście dzieci zaraz podłapały to przezwisko i do końca dnia zaczęły, jedne przez drugie, wołać do Oliwci: siusiumajtek, siusiumajtek.
Dyrekcja umywa ręce
Zapytałam Oliwci, czy to prawda, a ona tylko pokiwała głową i znów zaczęła płakać. Nie, tego już miałam dość! Zadzwoniłam do mamy i poprosiłam ją, żeby zaopiekowała się Oliwką. Postanowiłam, że dopóki sprawa się nie wyjaśni, nie będę puszczała Oliwci do przedszkola. Rano odwiozłam córcię do babci i pojechałam do przedszkola. Bez ceregieli, na wstępie, zażądałam rozmowy z dyrektorką. W końcu wychowawczyni upokorzyła ją przy innych dzieciach, bo mała nie zdążyła do łazienki!
Opowiedziałam tej kobiecie, bo inaczej jej nie nazwę, całą historię. I co? Usłyszałam tylko, że do przedszkola przyjmowane są dzieci, które mają opanowane korzystanie z toalety. A jeśli moja córka nie ma tego opanowanego, to być może nie nadaje się do przedszkola! Poza tym, jak zasugerowała, powinnam rozważyć konsultację z psychologiem, bo to absolutnie nie wina przedszkola. W przedszkolu wszystko odbywa się z najwyższymi standardami, więc najwidoczniej ja jako nadopiekuńcza matka traumatyzuję dziecko. I oczywiście, nie mogę wierzyć dziecku, bo one mają taką bujną wyobraźnię, więc najprawdopodobniej nic takiego nie miało miejsca. Bezczelnie mnie potraktowała! I nie puszczę jej tego płazem, bo nikt nie będzie tak traktował mojego dziecka!”.
Malwina z Trzebnicy
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz także:
- „Plujecie na nas, nauczycieli, jakbyśmy mieli za mało dramatów. A my harujemy za grosze, bo kochamy wasze dzieci” [LIST DO REDAKCJI]
- „Chcę odejść od męża, ale nie mam pracy, doświadczenia ani mieszkania. Z dwójką dzieci nie wyżyję z alimentów. Czy jestem już skazana na takie byle jakie życie?” [LIST DO REDAKCJI]
- „Czy to normalne, że 3-latka ciągle płacze w przedszkolu? Paniom na nasz widok już rzedną miny, bo znów przyszła ta, co wyje i straszy dzieci” [LIST DO REDAKCJI]