„Żałuję, że jestem mamą. To nieprawda, że uśmiech dziecka wszystko ci wynagrodzi. Nie mam już siły” [LIST DO REDAKCJI]
„Boję się, że nie zostanę zrozumiana, bo jak to, przecież dziecko to największy skarb. Tak, to prawda. Sama tak uważałam, dopóki nie zostałam mamą”, napisała do nas jedna z czytelniczek.
- redakcja mamotoja.pl
Napisała do nas jedna z mam z bardzo emocjonalnym wyznaniem. Prosi o zachowanie anonimowości, bo bardzo się wstydzi swoich odczuć i emocji. Stara się być naprawdę dobrą mamą. Tyle że już nie chce nią być. Ty też tak czasem masz?
Muszę być mamą
„Postanowiłam napisać do was, ponieważ nie wiem, do kogo mam się zwrócić o pomoc. Boję się, że nie zostanę zrozumiana, bo jak to, przecież dziecko o największy skarb. Tak, to prawda. Sama tak uważałam, dopóki nie zostałam mamą. A później okazało się, że rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. To nie jest tak, że nie kocham swojego dziecka. Jednak często myślę sobie, że gdybym mogła cofnąć czas, nie wiem, czy podjęłabym decyzję o dziecku, chociaż kiedyś tak bardzo pragnęłam zostać mamą.
Z mężem poznaliśmy się na studiach, potem praca, ślub. Klasyka. Nigdy nie planowałam dzieci, ale też nie mówiłam, że nie chce być mamą. Po prostu nie zastanawiałam się nad tym. Aż do czasu. Mając 27 lat, zbzikowałam na punkcie dziecka. Poczułam tak silną chęć bycia mamą, że nie dopuszczałam myśli, że mogłoby być inaczej. Mąż niechętnie patrzył na moją „zachciankę”, ale po długich namowach rozpoczęliśmy starania. I okazało się, że to nie było takie proste.
Po pół roku bezowocnych starań poszliśmy do kliniki leczenia niepłodności. I już z pomocą leków, monitoringiem cyklu rozpoczęliśmy starania. To 1,5 roku było koszmarem w naszym związku i jestem pewna, że gdyśmy nie byli małżeństwem, rozstalibyśmy się z dnia na dzień. Byłam jednak tak zdeterminowana, żeby „mieć dziecko”, że całe życie podporządkowałam tej myśli. Leczenie, dieta, seks w określone dni, wszystkie pieniądze szły na wizyty lekarskie. Każda owulacja wiązała się z wielką nadzieją. A potem jedna kreska na teście ciążowym. Za każdym razem płakałam przez tydzień, a potem znów miałam nadzieję. I tak przez 18 miesięcy. Aż w końcu się udało. Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Tyle że nie wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną.
Ciąża okazała się jednym wielkim dramatem
Ciążę znosiłam bardzo źle. Szczerze mówiąc, druzgotała mnie i psychicznie, i fizycznie. Do tego nasz związek już praktycznie przestał istnieć, mąż zupełnie nie interesował się ani mną, ani dzieckiem. Jakby chciał mi powiedzieć „chciałaś, to masz, radź sobie teraz sama”. Mało tego, ze względu na moje bardzo złe samopoczucie, mdłości, zgagę, huśtawki nastrojów, bóle pleców, zapalenie nerek i podejrzenie zagrożenia ciąży musiałam zrezygnować z pracy (brałam leki na podtrzymanie ciąży). Na początku utrzymywałam kontakty z koleżankami z pracy, ale z czasem pisałyśmy do siebie coraz rzadziej, aż w końcu całkiem zniknęły. Wszystko, całe swoje życie podporządkowałam jeszcze nienarodzonemu dziecku.
A potem było jeszcze gorzej
W końcu urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę. Zuzia ma teraz 2,5 roku. Kocham ją nad życie, ale nie wiem, czy chcę być dłużej jej mamą. Czy dam radę? Chciałabym wyjść. Trzasnąć drzwiami i już nie wrócić. Mam już dość.
Gdy córka pojawiła się na świecie, byłam przerażona. Do tego pojawiła się depresja poporodowa, problemy z laktacją, pogryzione sutki, kolki, nieprzespane noce, zupki, kupki, ząbkowanie. Wiecznie płacz, noszenie na rękach. Nieprzespane noce, niedojedzone obiady, zimna kawa. Zero kontaktów ze znajomymi czy rodziną. I to nieprawda, że uśmiech dziecka wszystko ci wynagrodzi. Nie miałam już siły się cieszyć.
Znikąd wsparcia
Byłam dla mojej córki na każde zawołanie, starałam się, jak mogłam, ale też nie miałam znikąd wsparcia. Musiałam liczyć tylko na siebie. Moi rodzice pracują, teściowie też. Mąż w ogóle nie był zainteresowany tym, co się dzieje w domu, co u mnie słychać. Nasze życie intymne już dawno przestało istnieć.
Mąż twierdził, że skoro nas utrzymuje, a ja i tak siedzę w domu i nic nie robię, to przecież mogę zrobić zakupy, posprzątać, zrobić pranie, ugotować obiad. Z aktywnej zawodowo, towarzyskiej osoby stałam się mamą, nianią, praczką, kucharką, sekretarką. Od lat moje życie jest podporządkowane dziecku i zajmowaniem się domem. Kocham Zuzię nad życie, ale czuję, że mając dziecko, straciłam siebie. Jestem tylko mamą. Chce mi się płakać nad zmarnowanym życiem. A potem chce mi się płakać, że swoją postawą zniszczę życie córci. Więc staram się bardziej. Chcę być najlepszą mamą, a jednocześnie mam tego dość. Moja dusza krzyczy, chociaż się uśmiecham.
Boję się zmian
Niedługo Zuzia pójdzie do przedszkola. Cieszę się, że będę miała czas dla siebie, że wrócę do normalności. A jednocześnie się boję. Mam 31 lat i ostałam z niczym. Nasze małżeństwo jest tylko na papierze. Nie mam pracy, przyjaciół, kontakty ze znajomymi się pourywały. Zresztą, mam wrażenie, że już nie umiem rozmawiać z dorosłymi ludźmi. Zdziczałam. Zgłupiałam. Zaniedbałam się. Nie mam ubrań, kosmetyków, własnych pieniędzy. Mam za to nadprogramowe kilogramy, podkrążone oczy, rozstępy na brzuchu i zwiotczałe piersi. Jestem wrakiem człowieka. Nie wiem, czy gdybym parę lat temu wiedziała, jak potoczy się moje życie, to czy zdecydowałabym się na dziecko. Żałuję, że jestem mamą”.
Ewa
Piszemy też o:
- „Wybiegłam z domu, zostawiając płaczącą córkę. Moja depresja mogła skończyć się tragedią” [LIST DO REDAKCJI]
- „Rodzice mają pretensje do nauczycieli, że ich dzieci mają kiepskie oceny, a do dzieci i siebie nie” [LIST DO REDAKCJI]
- „Po co to całe mydlenie oczu? Zamiast dodatków dla dużych rodzin, niech przestaną podwyższać ceny!” [LIST DO REDAKCJI]