Reklama

Kiedy koleżanka zadzwoniła do mnie o siódmej rano, prosząc o ratunek, bo w jej Wikę "wstąpiła jakąś istota z piekła rodem", powiedziałam, żeby się nie martwiła, bo pisk, płacz i krzyki od rana, to zupełnie normalne u dwulatka. I w dodatku mija. Naprawdę mija. Gdybym sprzedawała bilety na przedstawienia, które urządzał mój Bartek, gdy był młodszy, miałabym willę na Seszelach. I co? I nic! Wyrósł na pogodnego siedmiolatka, z którym (przeważnie) da się dogadać. Nie, nie znałam żadnego cudownego sposobu na bunt dwulatka. Próbowałam różnych: ignorowania, unikania kłopotów, odwracania uwagi – wszystko zależało od sytuacji. Raz pomagały, a raz nie. A jak radzą sobie inne mamy?

Reklama

Zobacz też: Czy iść do psychologa ze zbuntowanym dwulatkiem?

1. Błyskawiczna reakcja

Agnieszka, mama dwuipółletniego Michała:
Michał jest bardzo energiczny, chce wejść wszędzie tam, gdzie nie wolno, i nie zważa na żadne niebezpieczeństwa. Mogę powtarzać sto tysięcy razy, że nie wolno wbiegać na ulicę, a on i tak ciągle próbuje to robić. Nie mam wyjścia, po prostu go przytrzymuję, bo przecież nie pozwolę mu wpaść pod samochód. W takiej sytuacji nie ma czasu na dyskusje, tłumaczenie, nie może być również mowy o ignorowaniu takiego zachowania. Muszę synka po prostu ratować, a tłumaczę, że nie wolno, gdy już jest bezpieczny w moich ramionach. Próbowałam go karać po takich występach – tak jak Superniania, każąc mu na przykład siedzieć na ławeczce przez dwie minuty, ale to pomagało tylko na początku i szybko przestało robić na moim synku wrażenie.
Błyskawicznie reaguję także na placu zabaw, gdy sypie piaskiem. Pół biedy, kiedy posypuje nim własną głowę, ale nie pozwalam, by robił to innym dzieciom. Wtedy najczęściej mówię, że nie wolno tak postępować, a jeśli nie słucha, zabieram go z piaskownicy. Tego rodzaju rozwiązania stosuję jednak tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Na ogół staram się działać „sposobem”. Jeśli na przykład nie chce opuścić placu zabaw, mówię mu, że po powrocie do domu będziemy robić coś, co bardzo lubi, np. podlewać kwiatki na balkonie. I oczywiście nie zapominam o tym, że mu coś obiecałam – dotrzymuję słowa.

  • Zalety: Przytrzymywanie dziecka, które próbuje wbiec na jezdnię albo zrobić coś równie niebezpiecznego jest jedynym rozsądnym wyjściem. Michał uczy się, że „nie” to znaczy „nie” i że trzeba ponosić konsekwencje własnego zachowania (jeśli posypuje się piaskiem kolegów, trzeba opuścić piaskownicę).
  • Wady: Mamie, która postępuje stanowczo, trudno znieść reakcje świadków. Patrzą ze zgrozą, jak trzyma za rękę płaczące i wierzgające dziecko, nie myśląc o tym, że gdyby go nie trzymała, mogłoby się znaleźć pod kołami auta.

Zobacz też: 7 sposobów na nieznośne zachowania dziecka

2. Stosowanie uników

Gosia, mama Kacpra (dwa lata i osiem miesięcy):
Nie znam żadnego czarodziejskiego zaklęcia, które pozwala nam trzymać się z dala od awantur, po prostu staram się unikać kłopotów. Wiem na przykład, że mały uwielbia lizaki i że jeśli zabiorę go do supermarketu, na dobre utkniemy przy kasie. Synek będzie chciał mnie zmusić, bym mu kupiła coś słodkiego, ja będę odmawiać, a potem – wiadomo, awantura. Żeby uniknąć takiej sytuacji, jeśli tylko mogę, nie zabieram go do dużych sklepów. Kacperek zostaje wówczas pod opieką babci. Wszyscy są zadowoleni: mały nie jest narażony na pokusy (i nie wdycha zarazków), babcia ma wnuczka na wyłączność, a ja mogę spokojnie zrobić zakupy. Jeśli już muszę go zabrać, staram się, by przez cały czas miał jakieś zajęcie, na przykład pozwalam mu wkładać zakupy do koszyka. Kacper jest człowiekiem czynu – jeśli ma co robić, zachowuje się bez zarzutu. Gorzej, gdy zaczyna się nudzić. W piaskownicy mam inny sposób na zapobieganie problemom. Kacper – jak wiele dzieci w jego wieku – nie lubi i nie umie się dzielić. Dlatego, gdy jakieś dziecko chce się pobawić jego zabawkami, proszę, by dało mu coś w zamian. Mam też zabawki, które mogę zaproponować innym, gdy Kacper chce od nich coś pożyczyć.

  • Zalety: Stosowanie uników to dobra metoda, bo pozwala zapobiec awanturom.
  • Wady: Nie zawsze da się uciec przed problemem, nie każda mama może również skorzystać (tak jak Gosia) z pomocy babci, gdy musi iść na zakupy. Każde dziecko prędzej czy później i tak zetknie się z sytuacjami, które będą go frustrować i musi nauczyć się sobie z nimi radzić.

Zobacz też: Jak być szczęśliwą mamą zbuntowanego dwulatka?
[CMS_PAGE_BREAK]

3. Spełnianie wybranych próśb dziecka

Beta, mama dwuipółletniego Pawła:
Pawełek jest dość zrównoważonym dzieckiem. Nawet jeśli się złości, to robi to niezbyt gwałtownie. Jednak i on daje mi czasem popalić. Przede wszystkim jest bardzo uparty. Dziś na przykład stwierdził się, że założy koszulkę z dinozaurem. Żadna inna nie wchodziła w grę. Ściągał je jedna po drugiej, płakał i cały czas powtarzał: „Łaaa”, co w jego języku oznacza „dinozaur”. Nie ulegam mu oczywiście we wszystkim (przede wszystkim staram się uczyć go, że niczego nie załatwia się krzykiem), ale w tym wypadku pomyślałam: a właściwie czemu nie, skoro tak mu na tym zależy? Życzenie nie było niebezpieczne ani absurdalne (w rodzaju: założę kożuch w sierpniu), można było je spełnić, więc dlaczego miałabym odmawiać dla zasady? W końcu ja też jedne ubrania lubię, a innych nie, i byłabym niezadowolona, gdyby ktoś decydował za mnie, co mam dzisiaj na siebie włożyć. Dlatego powiedziałam synkowi: „Chodź, Pawełku, zobaczymy, czy na którejś koszulce jest dinozaur”. Przejrzeliśmy razem szafkę, znaleźliśmy T-shirt z mikroskopijnym dinozaurem i mały był szczęśliwy. Gdy ją poplamił, pozwolił się przebrać bez najmniejszego problemu. Nie zawsze jednak wszystko idzie tak gładko. Gdy mały zaczyna płakać i tupać, najczęściej mówię mu, że jest zdenerwowany i powinien odpocząć w swoim łóżeczku lub daję mu wybór: „Posłuchaj, Pawełku, możesz dalej się denerwować albo możemy zbudować z klocków zoo. Co wolisz?”. Zgadnijcie?

  • Zalety: Spełniając prośby dziecka (oczywiście tylko te możliwe do spełnienia, a nie wszystkie), uczymy je, że ma wpływ na to, co się dzieje, że jego zdanie także się liczy. To ważne, bo zbuntowany dwulatek jest na etapie kształtowania swojego „ja”. Wiedząc, że o wielu rzeczach może sam decydować, lepiej znosi sytuacje, gdy słyszy od mamy czy taty „nie”.
  • Wady: Niestety, czasem bardzo trudno zdecydować, jakim prośbom dziecka ulegać, a jakim – nie.

Konsultacja: Beata Płażewska, psycholog dziecięcy

Reklama

Zobacz też: Jak poradzić sobie z buntem dwulatka?

Reklama
Reklama
Reklama