Te dzieci osiągną sukces w przyszłości. Rodzice codziennie pozwalają im ćwiczyć 1 rzecz
Kiedy słucham rodziców opowiadających o swoich dzieciach, coraz częściej mam wrażenie, że największy lęk nie dotyczy ocen, zdrowia ani przyszłej pracy. Chodzi o coś bardziej cichego i codziennego, co potrafi zaważyć na całym dorosłym życiu.

Nieraz łapałam się na tym, że w rozmowach o wychowaniu kręcimy się wokół jednego słowa: „grzeczność”. Brzmi niewinnie, nawet kojąco. Grzeczne dziecko nie sprawia kłopotów, słucha, nie przerywa, nie podważa decyzji dorosłych. A jednak coraz więcej badań i ekspertów mówi coś, co na początku wydawało się przewrotne: przesadna uległość potrafi kosztować dziecko więcej, niż nam się wydaje.
Ostatnio wysłuchałam rozmowy z dr Sunitą Sah, psycholożką i profesorką na Cornell University, która od lat bada zjawisko posłuszeństwa, wpływ autorytetów oraz to, dlaczego tak trudno nam mówić „nie”. W podcaście „Good Inside” opowiadała o tym, że nieposłuszeństwo nie zawsze jest wadą, a dzieci warto uczyć… zdrowego sprzeciwu. Wprost mówiła, że czasem „bycie tak posłusznym i zgodnym jest złe”, bo w życiu przychodzą momenty, kiedy trzeba zabrać głos.
Nieposłuszne dziecko nie znaczy złe dziecko
Z perspektywy dorosłego posłuszeństwo bywa wygodne. Dziecko szybciej się ubierze, sprawniej wyjdzie z domu, nie będzie negocjować każdego kroku. Dr Sah zwraca jednak uwagę na coś ważnego: jeśli trenujemy dzieci wyłącznie do uległości, odbieramy im pole do ćwiczenia asertywności. A bez tych prób nie zbudują kompetencji, która w przyszłości decyduje o ich sile.
Widzę to w historiach rodziców, z którymi rozmawiam. Jedni mówią: „Nasza córka jest taka spokojna, nie ma z nią problemów”. Drudzy dodają: „Syn jest bardzo posłuszny, ale gdy ktoś go pyta o zdanie, milczy”. I tam jest sedno. Dziecko, które nigdy nie miało przestrzeni na sprzeciw, w dorosłości często czuje się niezręcznie, kiedy ma zawalczyć o siebie.
Asertywność u dzieci rośnie wtedy, kiedy rodzic pozwala na „nie”
To ta jedna rzecz, którą warto ćwiczyć codziennie: mówienie „nie” w uzasadnionych sytuacjach. Nie chodzi o bunt dla samego buntu ani o brak szacunku. Chodzi o jasny sygnał: „to mi nie pasuje”, „mam inny pomysł”, „chcę inaczej”. Dziecko, które uczy się, że ma prawo do takiego komunikatu, buduje poczucie sprawczości. A ono jest fundamentem pewności siebie.
Sah pokazuje, że zdrowy sprzeciw to działanie zgodne z własnymi wartościami, nawet kiedy dookoła panuje presja na zgodę. Wyobrażam sobie, jak bardzo ta umiejętność ratuje człowieka w dorosłym życiu — w pracy, w relacjach, w sytuacjach granicznych. Nikt z nas nie chce, żeby nasze dziecko było dorosłym, który zawsze przytakuje, bo boi się konfliktu.
Jak to wygląda w praktyce? Czasem bardzo prosto. Kiedy dziecko mówi „nie chcę teraz przytulasa”, nie przymuszam. Gdy upiera się przy swojej wersji zabawy, nie uciszam automatycznie. Jeśli odmawia w sytuacji, która dotyczy jego ciała, czasu, granic, słucham, a potem spokojnie rozmawiamy, dlaczego tak czuje. To nie oznacza, że dziecko rządzi domem. Oznacza, że ma prawo do głosu.

Jak uczyć dziecko stawiania granic bez chaosu w domu
Wiem, że rodzice od razu pytają: „No dobrze, ale gdzie jest granica?”. I ja też ją stawiam, tylko inaczej niż kiedyś.
- Rozróżniam sprzeciw od lekceważenia. Jeśli dziecko mówi „nie chcę tego swetra, gryzie mnie”, to dla mnie sygnał do rozmowy. Jeśli rzuca zabawką i krzyczy, tu wchodzę z jasną zasadą, że tak nie robimy.
- Pokazuję, że „nie” ma konsekwencje, ale nie jest karą. Kiedy dziecko odmawia sprzątania klocków, nie odbieram mu prawa do odmowy, tylko tłumaczę, że wtedy nie wyciągamy kolejnych zabawek.
- Ćwiczę mówienie wprost. „Nie zgadzam się”, „nie podoba mi się”, „proszę, przestań”. To są zdania, które w dorosłości okazują się bezcenne.
Najbardziej porusza mnie myśl, że dzieci, które umieją stawiać granice, częściej budują zdrowe poczucie własnej wartości. Są w kontakcie ze sobą i nie boją się tego pokazać światu.
Gdy dziś patrzę na „nieposłuszeństwo”, widzę w nim coś więcej niż kłopot wychowawczy. To trening życia. Taki codzienny, drobny, czasem męczący. Ale jeśli ma się przełożyć na dorosłego, który potrafi mówić własnym głosem, to jest to trening warty każdego wysiłku.
Źródło: goodinside.com
Zobacz też: Te dzieci rozwijają się najlepiej i rosną bezpiecznie. Ich rodzice wprowadzili 5 domowych zasad