Położna z pasją wyrusza w świat

Celina Szwinta. Mówi się o niej położna z pasją. Zaraża entuzjazmem nie tylko do wykonywanej pracy, ale i podejściem do życia. Potrafiła tygodniami błagać o wolontariat w kraju Trzeciego Świata, by tam uczyć się od lokalnych położnych naturalnych metod położniczych. W zamian otrzymując polowe łóżko, miskę ryżu i 20 godzin pracy na dobę. Słuchając jej przez 5 minut człowiek nabiera przekonania, że to właściwa osoba na odpowiednim miejscu.
– Odkąd byłam nastolatką, chciałam być położną – wspomina Celina Szwinta. – Mam ciocię w Niemczech, która wykonuje ten zawód, a niedawno dowiedziałam się, że moja praprababcia też była akuszerką.

Reklama

Celina ukończyła Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie. Następnie przez trzy lata poznawała tajniki zawodu, pracując w szpitalu w Policach.
– Wtedy uzmysłowiłam sobie, że nie chcę w ten sposób pracować – opowiada o pracy w polskim szpitalu. – Nie zgadzam się z tym, jak są traktowane rodzące na porodówkach. Miałam wrażenie, że krzywdzimy te kobiety. Byłam młoda, niedoświadczona i nie miałam siły się temu przeciwstawić – mówi z niezwykłą szczerością Szwinta.
Czytaj także: Niedozwolone praktyki nadal na polskich porodówkach!

Wtedy młoda położna dostaje etat w szpitalu. W polskich realiach to „jakby złapała pana Boga za nogi”. Tak też określały sytuacje jej młode koleżanki po fachu. Jednak Celina już wtedy odkrywa, że chce iść własną drogą i ubiega się o wolontariat w Afryce.
- Moim zdaniem w naszym kraju jest za duża medykalizacja porodu – mówi Celina Szwinta. – Dlatego wymarzyłam sobie, że chciałabym zobaczyć, jak odbierane są porody w afrykańskich wioskach.

Czytaj też: Czy warto rodzić z położną?

Z Polic do Kenii

W tym celu Celina Szwinta poprosiła o bezpłatny kilkumiesięczny urlop w szpitalu. Odmówiono jej. Wtedy podjęła ostateczną decyzje. Porzuciła wszystko i pojechała na wolontariat do Kenii. Tam pracowała przez trzy miesiące w nowo otwartym szpitalu w Isiolo. Ale dalej czuła, że to nie jest do końca to, o co jej chodziło. Ciągnęło ją jeszcze bardziej ku naturze.
- Koniecznie chciałam zobaczyć jak rodzą afrykańskie kobiety w małych wioskach – opowiada Celina Szwinta.
Decyduje się na kolejny wyjazd. Kierunek: wioski na wschodzie Afryki.
Czytaj także: Zdjęcia podczas porodu – projekt „Ciepły, mokry aksamit”

Zobacz także

– Wszystko, co tam zobaczyłam było dla mnie nowe – opowiada Celina. – Bieda, minimalizm. To były trudne warunki. Nie było niczego: rękawiczek, wenflonów. Tam również pierwszy raz zetknęłam się z obrzezanymi rodzącymi kobietami. Trudno było mi zrozumieć ten obrzęd. W wioskach naprawdę wierzono, że ten rytuał zapewnia kobiecie czystość, a te, które się mu nie poddały, bały się, że zostaną wyklęte i wyrzucone z plemienia.

Najtrudniejsze momenty dla młodej położnej podczas pobytu w Afryce, to te, w których pojawiały się komplikacje podczas porodu (brak tętna płodu, krwotok ciężarnej) a do najbliższego szpitala było kilka godzin jazdy samochodem.
– Jednak tu życie traktuje się na równi ze śmiercią i nie walczy się o nie za wszelką cenę – opowiada młoda położna.

Kenijskie dzieci w obiektywie Celiny Szwinty - zobacz film z podroży położnej po Afryce:

Polecamy również: Porodu nie trzeba się bać - przekonuje słynna polska położna

[CMS_PAGE_BREAK]

W Afryce kobiety rodzą ciszej

Celina Szwinta wiedziała, po co pojechała na drugi koniec świata. Dlatego opowiada też te optymistyczne wątki związane z tradycjami metod położniczych w różnych zakątkach świata.
– Tam naturalny poród wygląda inaczej. Kobiety nie panikują, są oswojone z tym, co je czeka. Przychodzą z pełnym rozwarciem, rodzą i po godzinnej obserwacji często odchodzą z dzieckiem na ręku – opowiada położna. – Choć nie kończą szkoły rodzenia, wiedzą, jak mają się zachowywać. Nie krzyczą z bólu. Wiedzą jak oddychać, kiedy przeć. Nawet jeśli przychodzą 16-17 letnie pierworódki to są do porodu równie dobrze przygotowane jak wieloródki. Dostają najlepszy krąg wsparcia, lepszy od szkoły rodzenia – wiedza przekazywana od matki i babki, które towarzyszą im podczas porodu.
Noszenie dziecka w chuście jest dla nich oczywiste; każda z nich umie ją odpowiedni zawiązać. Zasada jest prosta: maluszki do 3. miesiąca Afrykanki noszą z przodu a starsze dzieci z tyłu wykonując codzienne czynności. Jaką dietę w ciąży stosują Afrykanki? Piją krew bydlęcą z mlekiem.

Zobacz także: Przyjaciółka położna - reportaż

…a po Kenii sprzedała wszystko i wylądowała na Bali

- Po tych trzech miesiącach – wiedziałam, że tradycyjne jak najbardziej naturalne porody to jest to, co chcę zgłębiać – opowiada Celina Szwinta. – Wróciłam do Polski, by sprzedać wszystko, co miałam. Spakowałam 20 kg bagażu w jedną walizkę i ruszyłam w dalszą podróż.
Tym razem młoda położna nie była sama. W podróż zabrała swego ukochanego. On również porzucił pracę i wyjechał w nieznane…
Celina upatrzyła sobie nowy cel. Był nim dom porodowy „Bumi Sehat” na Bali. To tam obserwowała swoją guru od naturalnych porodów Robin Lim.
– To tu nauczyłam się powściągliwego położnictwa, zupełnie innego, niż mnie uczono na studiach i w szpitalu. To tutaj rozumiałam, co to jest prawdziwy poród fizjologiczny – mówi Celina Szwinta.

Naturalnie, czyli bez dotyku mamy i dziecka

To, po co Celina jeździła do najbardziej oddalonych zakątków świata to obserwowanie porodów naturalnych w najbardziej pierwotnej postaci. Co to właściwie znaczy?
- Kobiet nie bada się wcześniej, by sprawdzić rozwarcie – to nowa rzecz, której musiałam się nauczyć.
Potem przez cały poród nie dotyka się ani mamy ani dziecka. Położna jest raczej obserwatorem. Wspiera rodzącą, podpowiada jak oddychać, kiedy przeć. Rozmawia z nią. To tam Celina poznała zamiennik oksycotyny w postaci chińskiego leku. A tym, czego szukała na Bali to poznanie tajników porodu lotosowego, których wielką zwolenniczką i propagatorką jest Robin Lim.

Kim jest Robin Lim i za co ceni i zna ją cały świat? - zobacz film

Zobacz też na Polki.pl: Poród z położną, czy warto?
[CMS_PAGE_BREAK]

Poród lotosowy, czyli duchowość łożyska

Porody lotosowe to na Bali tradycja. Są to porody w których nie odcina się pępowiny u noworodka a czeka jak sama odpadnie. Dzieje się to od 3 do 7 dni po porodzie.
- Kobieta rodzi dziecko, potem łożysko, które umieszcza się w misce obok leżącej mamy – wyjaśnia Celina Szwinta. – I mama karmi dziecko, oporządza je, czasem przemieszczając się z dzieckiem przy piersi i miską w ręku. Tam, oprócz tradycji uzasadnia się to powodem fizjologicznym. W łożysku bowiem znajduje się 33 proc. krwi dziecka. Tej najlepszej zawierającej komórki macierzyste i po to się nie odcina pępowiny, by dziecko całą tą krew otrzymało z powrotem.
Ale oprócz uzasadnienia fizjologicznego na Bali ludność traktuje łożysko z szacunkiem, gdyż ma ono dla nich również wymiar duchowy.
- Tam wierzy się, że łożysko to pewnego rodzaju anioł stróż narodzonego dziecka – mówi Celina Szwinta. – Dlatego oddaje się je ojcu, który zawija je w płótno i zakopuje obok domu. W zależności od płci dziecka z prawej, bądź lewej strony.

Czytaj też: Podczas porodu zawodzą położne i lekarze - wynika z raportu Lepszy Poród

Z Bali na Filipiny

To właśnie Robin Lim, pół-Filipinka, patronka porodów lotosowych na Bali, proponuje młodej położnej z Polski wyjazd do Filipin.
– Trafiłam do wioski, którą zniszczył tajfun – opowiada Celina. – Były tam strasznie trudne warunki. Wyposażenie żadne. Przyjmowałyśmy porody w namiotach rozstawionych w budynku po zniszczonej szkole. Dziennie rodziło ok. 30-40 kobiet. Nas było kilka, czasem dwie na dyżurze. Nie było czasu na sen i spokojny posiłek. Ale to nie było najgorsze. Najtrudniejsze był smutek i tragizm, jaki spotkał tych ludzi. Rodziły kobiety, które przed chwilą straciły dom, lub dzieci, czasem były skrajnie wyczerpane, np. jedna z rodzących dwa dni wisiała na drzewie trzymając swoje kilkuletnie dziecko. Ale tam uwierzyłam w siłę kobiet. One się nie użalały nad sobą. Rodziły, jeszcze nam okazując wdzięczność za to, że z nimi jesteśmy… A ja jestem wdzięczna, że tyle się przez to nauczyłam i doświadczyłam.

Po setkach odebranych porodów… czas na własny

Obecnie Celina Szwinta jest w ciąży. Spodziewa się dziecka pod koniec grudnia. Na pytanie gdzie chce urodzić, odpowiada:
– Na Bali. Nie ma innego miejsca na świecie – odpowiada bez namysłu młoda polska położna.
A dlaczego nie w domu narodzin w Polsce?
– Chcę, by mój poród przebiegał dokładnie tak, jak sobie to wymarzyłam – mówi Celina Szwinta. – Chce mieć na to wpływ od początku do końca.
Doświadczenia z podróży Celiny Szwinty można śledzić na blogu coztegozedaleko.pl

Spotkanie z niezwykłą położną podróżująca po świecie za ideałem porodu odbyło się w siedzibie Fundacji Rodzić po Ludzku (na dole zdjęcie ze spotkania a już niebawem będzie można obejrzeć relację na kanale You Tube fundacji)

Screen/Fudnacja Rodzic po Ludzku


Reklama

Polecamy: Znamy "Położne na medal"

Reklama
Reklama
Reklama