Nauka zdalna w czasach pandemii – jak ma działać i jak działa
Zdalne Lekcje to pomysł Ministerstwa Cyfryzacji na kontynuowanie nauki, gdy szkoły pozostają zamknięte z powodu koronawirusa.
Założenie programu Zdalne Lekcje jest takie, aby umożliwić uczniom i studentom kontynuowanie nauki ze wszystkich przedmiotów, które do tej pory były realizowane. Chodzi o to, by nie było konieczności nadrabiania materiału, gdy nauka w szkołach i na uczelniach znowu będzie możliwa.
Szczegóły programu Zdalne Lekcje
Informacje o programie można znaleźć na stronie internetowej Rządu.
Specjaliści podzielili materiały na kategorie: materiał dla uczniów szkół podstawowych, ponadpodstawowych i branżowych z uwzględnieniem reformy edukacji – trzeba wybrać stary lub nowy system edukacji zgodnie z tym, jakim podąża dziecko.
Zobacz: Koronawirus: Nauka w domu – zajęcia online dla dzieci
Obejrzenie listy przedmiotów i planu lekcji możliwe jest po wybraniu klasy. Kliknięcie jednego z przedmiotów z ukazującej się listy pozwala sprawdzić, jaki materiał jest do zrealizowania w domu.
Po wejściu w plan lekcji na dany dzień można zobaczyć przedmioty zaplanowane na tenże dzień oraz wejść w materiały, które mają ułatwić naukę. Jednak o tym, czym mają na bieżąco zajmować się uczniowie, ostatecznie decydują nauczyciele.
W przypadku przedszkolaków i uczniów klas 1-3 to nauczyciel ma obowiązek poinformowania rodziców o materiałach, sposobach i formach ich realizacji.
Przebieg zdalnej lekcji
W teorii powinno wyglądać to tak, że nauczyciel i dzieci łączą się poprzez internet na zamkniętej grupie, gdzie prowadzone są zajęcia. Nauczyciel dzięki konieczności zalogowania się uczniów oraz kamerkom internetowym sprawdza obecność na lekcji.
Zobacz: Nauka szybkiego czytania? Tak, ale...
Do prowadzenia lekcji i komunikacji mają służyć platformy takie jak Librus czy Microsoft Teams. Do komunikacji z rodzicami i wystawiania ocen w dzienniku elektronicznym – wybrana przez szkołę platforma, np. Librus czy Vulcan.
Zdalne Lekcje w praktyce – wypowiedź Ilony, mamy Kacpra i Amelki:
"Mam dzieci w 4 i 6 klasie podstawówki. Przez pierwsze 2 tygodnie po zamknięciu szkoły dostawaliśmy na Librusie po kilka-kilkanaście wiadomości dziennie. Panowała wolna amerykanka. Większość nauczycieli bardzo się starała, żeby zadania były interesujące, a i tak dzieciaki odmawiały współpracy. To, co zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, to sposób, w jaki nauczyciele komunikowali się z uczniami — pełen wsparcia i empatii. Wychowawcy (i nie tylko) pisali do dzieci z pytaniami o ich samopoczucie, o to, jak radzą sobie ze zdalną nauką, czy potrzebują pomocy.
Okazuje się, że mamy w szkole prawdziwie dobrych pedagogów! Od wczoraj nauczyciele muszą realizować już podstawę programową i wszystko zaczyna mieć ramy. Najpierw dzwoniono do mnie ze szkoły, żeby zapytać o możliwości sprzętowe — ile komputerów w domu, czy ja pracuję zdalnie, kiedy dzieci mogą mieć dostęp. Szkoła zbierała takie informacje od wszystkich rodzin. Potem otrzymaliśmy dokładne wytyczne od dyrektorki szkoły i informacje od wychowawców dotyczącego tego, jak będzie wyglądać nauka zdalna.
Pierwszego dnia padł Librus na kilka godzin, ale już można się bez problemu zalogować i z niego korzystać. Dzieci otrzymują plik z harmonogramem prac na cały tydzień, linkami, poleceniami itd., z podziałem na poszczególne dni tygodnia — ale też z terminem, do kiedy mają skończyć dane zadanie (i to zwykle jest kilka dni). Pracę będą odsyłane przez Librusa lub na maile nauczycieli. Wygląda to dobrze i widzę dużo dobrej woli ze strony nauczycieli.
Największy problem? Brak motywacji do nauki. Trudno mi zagonić dzieciaki do lekcji, zwłaszcza że sama pracuję i przez 8 godzin jestem wyłączona z życia rodzinnego — mimo że fizycznie jestem w domu. To dla mnie duże źródło stresu, bo codziennie muszę walczyć o to, żeby pracowały. Dzieciom powtarzam, że to nie są ferie, ale one mają swoje zdanie na ten temat. I termin: koronaferie."
I jeszcze moje doświadczenie. Nauczyciele mojego syna, ucznia 1. klasy technikum, też starają się pomóc. Poza zadaniami z przedmiotów takich jak matematyka, polski, niemiecki czy informatyka, syn dostał od nauczyciela WF propozycje trzech zestawów ćwiczeń (z linkami do filmów instruktażowych, z opisami i rozpiskami, jak trenować) oraz zachętę do ich wykonywania w domu. To był fajny, obszerny mail.
Z kolei inni nauczyciele ograniczyli się do takich lakonicznych komunikatów: "Utrwalić podstawowe pojęcia chemiczne: rodzaje wiązań chemicznych, wartościowość, tlenki wodorki, wodorotlenki - budowa nazewnictwo i otrzymywanie. Zapoznać się z informacjami o kwasach podręcznik strona 92-98." Podobnie jak u Ilony, największy problem widzę w zmobilizowaniu syna do regularnej nauki. Termin koronaferie też już usłyszałam.
Nie wszyscy mają tyle szczęścia
Tak dobra organizacja, jak w przypadku szkoły, do której chodzą dzieci Ilony, nie jest regułą. Wiele szkół do końca tygodnia będzie się nadal organizować i jest szansa, że od początku przyszłego tygodnia ruszą na dobre. Na razie część uczniów otrzymała poprzez dziennik elektroniczny wytyczne dotyczące kilku przedmiotów: jaki materiał przerobić, jakie prace wykonać i w jakim terminie przesłać nauczycielom. W środę nie było jednak mowy o lekcjach online i sprawdzaniu obecności.
To pokazało, że polskie szkoły, a przynajmniej nie wszystkie, nie są gotowe do prowadzenia lekcji przez internet. Wiele zależy od samych nauczycieli, bo sprawnych rozwiązań systemowych nie ma. Nie wiadomo też, kiedy będą.
W każdej szkole może być inaczej, a nawet w każdej klasie, ze względu na to, że nie wszyscy uczniowie mają dostęp do internetu lub komputera. To poważne utrudnienia, które mogą spowodować nierówny dostęp do edukacji.
Problemy nauczycieli, dzieci i... rodziców
Nie ma się co oszukiwać, nawet jeśli dzieciaki będą miały lekcje online, będą otrzymywać materiały i zadania do zrobienia, rodzice będą musieli mocniej włączyć się w edukację swoich dzieci i, chcąc nie chcąc, brać w niej czynny udział. Pokazały to doświadczenia rodziców z wczoraj. Część z nich musiała znosić skargi dzieci, że strona nie działa, że nie wiedzą, jak rozwiązać zadanie, że kamerka nie działa. Pogodzenie pracy zdalnej rodzica i zdalnej nauki dziecka może być wyzwaniem dla obojga i kolejnym, poza koniecznością siedzenia w domu, źródłem stresu.
Zobacz także:
- Co robić z dziećmi w domu w czasie pandemii
- Nauka przez zabawę procentuje w dorosłym życiu
- Pierwsze kroki w nauce czytania