7-latek przeszedł kilka kilometrów, bo wysiadł na złym przystanku. W poszukiwania zaangażowano służby
Prawdziwy koszmar przeżyła rodzina chłopca oraz opiekun, który odpowiadał za bezpieczeństwo dzieci wracających do domu szkolnym autobusem. Jeden z uczniów, 7-letni chłopiec, pomylił przystanki.
Kiedy okazało się, że nikt nie wie, gdzie jest chłopiec – w akcję poszukiwawczą zaangażowali się najbliżsi oraz 35 funkcjonariuszy: policji, straży pożarnej i straży granicznej.
Mama chłopca: „Opiekun powiedział, że chyba syna zgubili…”
Każdego dnia, z wyjątkiem czwartków, chłopiec wraca ze szkoły ze swoją starszą siostrą. Raz w tygodniu kończy lekcje później. W ostatni czwartek na przystanku czekała na niego babcia, ale autobus się nie zatrzymał. Okazało się, że chłopiec wysiadł… na wcześniejszym przystanku.
„Myślałam, że zawału dostanę, jak mi opiekun powiedział, że chyba syna zgubili, bo wysiadł ze szkolnego autobusu nie tam, gdzie powinien” – wspomina matka chłopca w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”.
Poszedł polami do najbliższej wioski…
Pani Aneta dodaje, że opiekun dzieci był przerażony: „Kiedy pojechaliśmy szukać chłopca, to powiedział, że coś sobie zrobi, jeśli syn się nie odnajdzie. Bardzo to przeżywał”. To opiekun jako pierwszy zaczął szukać dziecka, objeżdżając swoim samochodem całą okolicę. Chwilę później 7-latka szukali policjanci, strażacy i funkcjonariusze straży granicznej.
Okazało się, że chłopiec wysiadł ze szkolnego autobusu w miejscowości Majdan Wielki, położonej kilka kilometrów od domu. Chłopiec szedł przez pola, w kierunku najbliższych zabudowań. Mężczyzna, którego spotkał po drodze, wysłuchał prośby o pomoc i odwiózł malucha do domu.
Akcja poszukiwawcza zakończyła się po ok. 30 minutach. Dla kilku osób było to jednak najdłuższe pół godziny w życiu…
Policja sprawdza, czy opiekun dzieci ze szkolnego autobusu nie dopuścił się zaniedbań.
źródło: wp.pl
Zobacz także: