Całą sytuację opisał włoski magazyn „La Stampa”, w której biskup Stagliano tłumaczy się ze swojego zachowania. Do tej pory 62-letni biskup cieszył się popularnością i sympatią wśród większości wiernych. Nikt nie miał nic przeciwko temu, że potrafił wejść na ołtarz i śpiewać. Kaznodzieja podczas kazań lubi też cytować włoskie piosenki, a także układać własne utwory i wykonywać je, akompaniując sobie na gitarze.

Reklama

Wielu rodziców uważa, że ostatnio trochę go poniosło. Podczas uroczystości upamiętniającej przybycie św. Mikołaja (tego katolickiego, na koniu, nie w saniach), ogłosił, że ten święty nie ma nic wspólnego z pulchnym „świętym” z białą brodą, ubranym w czerwony płaszcz.

Biskup Stagliano: „Nie. Święty Mikołaj nie istnieje”

W czasie uroczystości biskup Stagliano wyjaśnił dzieciom, że św. Mikołaj, w którego wierzą, to tak naprawdę część marketingowej strategii wielu koncernów. „Nie, święty Mikołaj nie istnieje” – usłyszeli zebrani w bazylice Noto. Jakiś czas później tłumaczył: „Powiedziałem tylko, że święty Mikołaj nie jest osobą historyczną, jak biskup święty Mikołaj, na którym wzorowano fikcyjną postać”. Poza tym zdaniem biskupa większość dzieci i tak doskonale wie, że w roli św. Mikołaja z workiem prezentów występuje tata lub wujek.

To był jego obowiązek?

Biskup Stagliano dodał, że jego obowiązkiem jest „głoszenie miłości ewangelicznej, również poprzez symbole kultury popularnej”. Rodzice dzieci uważają jednak, że co innego wykorzystywanie popularnych włoskich piosenek podczas kazań, a co innego niszczenie marzeń dzieci, które tego dnia zostały brutalnie odarte z wiary w św. Mikołaja.

źródło: wp.pl, PAP, la stampa

Zobacz także

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama