Reklama

Luiza Słuszniak, Mamotoja.pl: Nazwa przedszkola, które Pani założyła, nie jest przypadkowa, prawda?
Magdalena Modrzewska, założycielka i dyrektorka przedszkola „Blossom”: Tak, to nie przypadek. Kiedy szukałam odpowiedniego miejsca na przedszkole, trafiłam na zabytkową willę z ogromnym ogrodem. Ta posesja należała przed wojną do kwiaciarza, którego w ogrodzie otaczały naręcze kwiatów. Spacerując po jego ogrodzie, pomyślałam sobie, że „Blossom” – po angielsku „kwitnąć” – będzie nazwą idealną dla miejsca, gdzie dzieci naprawdę będą rozkwitać. I choć przedszkole ostatecznie mieści się pod zupełnie innym adresem – nosi właśnie tę nazwę.

Reklama

Czy dwujęzyczność sprzyja rozwojowi przedszkolaków?
Bardzo. Stymulując mózg, wpływa nie tylko na harmonijny rozwój mowy, ale i cały rozwój poznawczy.

Każde dziecko może być dwujęzyczne?
Uważam, że tak. Naturalnie jedne dzieci mogą mieć wrodzony talent do nauki języków, podczas gdy inne przejawiać będą talenty w innych kierunkach, ale… tak, każde dziecko może mówić dwoma językami.

Nawet jeśli rodzice nie znają angielskiego i nie będą mówić w domu po angielsku?
Tak. Kiedy rodzice pytają, czy mają mówić do dziecka po angielsku, wręcz im to odradzam. Zachęcam, by w domu mówiło się po polsku. Dzieci powinny czuć, że jest to naturalne. Nie powinno się niczego forsować.

W „Blossom” dzieci rozkwitają nie tylko dlatego, że uczą się angielskiego – nie dość, że jest to przedszkole anglojęzyczne, to również artystyczne…
Nasze dzieci mają zajęcia z uznanymi twórcami w dziedzinach takich jak sztuki wizualne czy muzyka, Zależy nam, by przybliżać dzieciom sztukę i towarzyszyć im w procesie twórczym, gwarantując pełną swobodę.

To znaczy?
Uważam, że dużo ważniejsze od tego, czy praca będzie wykonana „ładnie” lub „prawidłowo”, jest dziecięca wyobraźnia i wspomniany proces twórczy. Zamiast wciąż poprawiać i korygować – stawiamy na rozwijanie pasji, eksperymentowanie ze sztuką. Dzieci w „Blossom” nie tylko malują, rysują, ale i bardzo dużo muzykują, oglądają i wystawiają spektakle teatralne w języku angielskim, mamy też pracownię ceramiczną.

Realizując program edukacji przedszkolnej, nauczyciele w „Blossom” realizują też założenia pedagogiki słuchania. Czy może Pani wyjaśnić, na czym to polega?
„Blossom” nie jest tradycyjnym przedszkolem. Na co dzień przyświeca nam bowiem filozofia Reggio Emilia. Reggio Emilia to włoskie miasteczko, które jest ojczyzną filozofii o tej samej nazwie. Oznacza to, że – choć mamy ramy, które zapewniają dzieciom bezpieczeństwo i realizację programu przedszkolnego – wsłuchujemy się w potrzeby poznawcze dzieci i tak układamy dla nich propozycje projektów czy aktywności, by na te potrzeby odpowiedzieć. W praktyce wygląda to tak, że dzieci współtworzą program zajęć.

Mówią, czego chcą się uczyć?
Mówią, proponują, okazują, pytają – a my pochylamy się nad każdym przejawem ich potrzeb edukacyjnych. Słuchamy, notujemy, obserwujemy i jesteśmy otwarci na każdą ich propozycję

Jakie korzyści płyną z pedagogiki słuchania?
Dzieci traktowane są podmiotowo. Uczą się poczucia sprawczości, odwagi w wyrażaniu swojej opinii, kwestionowania rzeczywistości, na którą mają prawo się nie zgadzać. Ponieważ uważam, że warto myśleć samodzielnie i nie zawsze należy zgadzać się na wszystko, zwłaszcza we współczesnym świecie, który potrzebuje ludzi odważnych i takich, którzy chcą zmieniać ten świat na lepszy. Ponadto, dzieci są dużo bardziej zaangażowane, nie marnujemy czasu na zachęcanie dzieci do brania udziału w aktywnościach, które ich nie interesują.

Czy trudno było stworzyć zespół nauczycieli, którzy naprawdę potrafią słuchać dzieci?
Najważniejsze, że się udało. Długo szukałam osób, które prócz świadectw ukończenia studiów, są również cierpliwe, uważne, pełne ciepła i przede wszystkim… ciekawe dzieci. Jeśli kogoś nie interesuje dziecko i jego wyobraźnia – w „Blossom” po prostu się nie odnajdzie. Wiem, że praca z dziećmi jest bardzo wymagająca, dlatego staramy się tak organizować pracę, aby optymalnie wykorzystywać zasoby nauczycieli. Mówimy na to strategia „leniwego nauczyciela”.

Leniwego nauczyciela?
Tak (śmiech). Wbrew pozorom nie chodzi wcale o to, by nauczyciel był leniwy. To taka organizacja dnia, praca w małych grupach projektowych, która nauczycieli nie wyczerpuje. Dbamy o to, by uniknąć nie tylko wypalenia się, ale i kłopotów z gardłem czy kręgosłupem. Uważam, że komfort pracy nauczycieli jest bardzo ważny ze względu na dzieci, za które jesteśmy odpowiedzialni.

„Blossom” to nie tylko budynek, ale i ogromny ogród…
I nie wyobrażam sobie, by było inaczej, ponieważ założenia Reggio Emilia to również kontakt z naturą i praca w terenie. Nasze dzieci grzebią w ziemi, uwielbiają się brudzić bez względu na pogodę, hodują ślimaki i… chcą, żeby przedszkole miało własny kurnik. Będziemy teraz rozwijać też warsztat stolarski.

Rodzice o tym wiedzą?
Oczywiście, że wiedzą. Przygotowują przecież swoim dzieciom ubranka na zmianę, tak by maluch w każdej chwili mógł wskoczyć w ciepłe, suche spodnie, skarpetki czy koszulkę. Rodzice dzieci z „Blossom” wiedzą wszystko o tym, jak uczymy i dbamy o dzieci. Dlatego właśnie wybierają to przedszkole.

I nie mają potem żadnych wątpliwości?
Mają (śmiech), na przykład ostatnio jeden z rodziców zapytał, czy jedzenie nie mogłoby być mniej wykwintne.

Jak to?
Mamy własną, ekologiczną kuchnię, w której wszystkie składniki są certyfikowane. Nie podajemy dzieciom parówek, kiełbas ani żadnych tego typu przetworzonych produktów. Staramy się też zapewniać im możliwie urozmaicone i pięknie podane posiłki. Jednocześnie nigdy nie zmuszamy dziecka do jedzenia, bo to przekraczanie jego granic.

To co dziś będzie na obiad w „Blossom”?
Rosół na wywarze z kaczki, makaron żytni, marokańskie kotleciki… Oczywiście nasze maluchy jadają też nuggetsy, ale zależy mi, by poznały różne smaki, przede wszystkim zdrowych potraw. Nasz szef kuchni często zaprasza dzieci do swojego królestwa i odpowiada na wszelkie pytania, dzieci często też same robią proste, ekologiczne dania.

„Blossom” to Pani spełnione marzenie. Spełnienia jakich jeszcze marzeń można Pani życzyć?
Wciąż z ogromnym sentymentem myślę o tej przedwojennej willi z wielkim ogrodem, gdzie wymyśliłam nazwę „Blossom”… Może jednak powstanie tam kiedyś drugie moje wymarzone przedszkole? A może szkoła podstawowa? Czas pokaże.

Więcej na stronie Blossom Anglojęzyczne Przedszkole Artystyczne

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama