Powtarza się nam, że ciąża nie jest chorobą, ale wiemy, że nie wszystko nam wolno, nie wszystko służy dziecku, nie zawsze czujemy się świetnie. Szczerze mówiąc, dolegliwości ciążowe – te wszystkie zgagi, mdłości, żylaki, zawroty głowy, krwotoki (mogłabym mnożyć przykłady w nieskończoność!) - sprawiają, iż trudno uwierzyć, że ciąża nie jest jednak stanem chorobowym.

Reklama

Do tego dochodzą te wszystkie uczucia, których wcześniej żadna z nas nie doświadczała: szczęście, miłość, nadzieja, strach... Ten ostatni bywa naprawdę obciążający. Czy ból brzucha w ciąży to już powód do paniki? Czy każde plamienie jest powodem do niepokoju? Dzwonić już do lekarza, czy może jechać od razu do szpitala? A co jeśli wezmą mnie za panikarę? Która z nas nie przeżywała takich uczuć w ciąży? Dlatego warto wziąć sobie do serca radę Ayli Heller, która prawie straciła dziecko przed samym porodem.

Dlaczego nie kopie?

Kiedy Ayla była w 38 tygodniu ciąży, pewnego dnia przestała odczuwać ruchy dziecka. Poza delikatnym ruchem koło południa nic się działo. Była w pracy, nie poświęcała więc temu zbyt wiele uwagi, dopiero po powrocie do domu, koło 19.00, zdała sobie sprawę z tego, że jej córeczka przez cały dzień ani razu jej nie kopnęła! Próbowała wszystkiego: napiła się soku owocowego, wzięła kąpiel... Nic nie działało. Przez doppler, domowy detektor bicia płodu, sprawdziła, czy serduszko małej bije. Biło.

Nie wiedziała, co robić, czy jest się czym niepokoić, a informacje, które znalazła w internecie, nie były rozstrzygające. Połowa z nich mówiła: "natychmiast na izbę przyjęć", a druga: "spoko, wszystko jest w normie, dziecko nie ma już miejsca, żeby kopać". Wysłała więc SMS-a do swojej mamy, a ta udzieliła jej rady, która ocaliła życie jej córeczki. Ayla postanowiła napisać w publicznym poście na Facebooku o swoim doświadczeniu, w nadziei, że w przyszłości może to pomóc komuś innemu.

Lepiej dmuchać na zimne!

Mama Ayli była stanowcza: "jedź do szpitala albo chociaż zadzwoń do swojej położnej". Położna kazała jechać na porodówkę. Tam odłączono ją do KTG, zrobiono USG, podano sok pomarańczowy, kazano jej kłaść się w milionie różnych pozycji... i nic! Po jakichś 40 minutach zdecydowano się wykonać cesarskie cięcie. Ta decyzja uratowała życie jej córki Maddy!

Zobacz także

Maddy zapłakała po urodzeniu, ale potrzebowała tlenu. Wszystko wydawało się w porządku, ale po pewnym czasie lekarze poinformowali Aylę, że jej łożysko było stare, zwapniałe i właściwie przestało już spełniać swoją funkcję, co oznacza, że od pewnego czasu Maddy otrzymywała za mało tlenu i pożywienia. Dziewczynka mniej się ruszała, próbując oszczędzać siły, a po urodzeniu miała zbyt niski poziom cukru i trzeba było podać jej kroplówkę z glukozą.

Ayla napisała w swoim poście: "Mama zapytała mnie, co by się stało, gdybym nie pojechała do szpitala. 'Nie byłoby jej z nami' – odpowiedziałam. - 'Nie przeżyłaby nocy...'".

Sprawdź, kiedy jechać do szpitala.

Nie czekaj, działaj!

"Moim celem w podzieleniu się tą historią jest uświadomienie innych, że takie rzeczy się zdarzają. Znasz swoje ciało i wiesz, co jest normalnym zachowaniem twojego dziecka. I dzieciom nie kończy się miejsce w brzuchu!! - wbrew najczęstszej odpowiedzi, na jaką trafiałam. (...) Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, jedź do szpitala. Jedź!!! Lepiej dmuchać na zimne, niż potem żałować.

Bo ja prawie nie pojechałam. Prawie zaczekałam do rana, żeby zobaczyć, czy coś się zmieni. A gdybym tak zrobiła, nie miałabym przy sobie mojej miłości".

Zdarzyło Wam się kiedyś zastanawiać, czy wszystko jest w porządku, czy jechać do szpitala? Co zrobiłyście? Napiszcie nam o tym w komentarzu!

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama