Na plażach, w pociągach, w restauracjach oczekujecie dzieci, których nie widać i nie słychać. Bo macie wakacje i potrzebujecie ciszy, czystości, relaksu. A jeśli zobaczycie, jak matka daje dziecku telefon – macie ochotę publicznie ją zlinczować. Obawiam się, że by wypocząć, potrzebny Państwu wehikuł czasu.

Reklama

O, przed wojną to dzieci były idealne…

Sporo się nad tym zastanawiałam. I doszłam do wniosku, że w wielu z nas wciąż pokutuje obraz dziecka z XIX wieku lub przynajmniej sprzed wojny. To wtedy w kurortach można było spotkać (gdzieniegdzie) chłopców w marynarskich ubrankach i dziewczynki z kokardami we włosach. Siedzących prosto. Milczących. Nie odzywających się bez pytania. Grzecznie odpowiadających: „Tak, proszę mamy”. I oczywiście bez telefonów komórkowych w rękach.

W PRL też było nieźle

Podobnie grzeczne dzieci zdarzały się jeszcze w PRL. Sama pamiętam, jak mama prasowała mi kokardę do włosów… W pociągu popijało się kompot i patrzyło przez okno. W restauracji… nie wiem, nie chodziliśmy do restauracji, tylko na zapiekanki do budki. Nad morzem też nie bywaliśmy, musiała wystarczyć mała rzeczka za miastem, gdzie chlapaliśmy wodą, darliśmy się wniebogłosy, ale nie przeszkadzaliśmy nikomu, bo żadnego dorosłego w pobliżu nie było. I to, czy ktoś zsika się do rzeki, bo nie wytrzyma – nikogo nie obchodziło.

Ale dziś jest XXI wiek

Jak łatwo się domyślić – kiedyś było inaczej. Dziś inaczej wychowujemy dzieci. Nie wiem, czy lepiej – ale chyba wolimy myśleć, że tak, że lepiej. Że na szczęśliwszych, świadomych swojej wartości ludzi. Przytulanych, swobodnych, obdarowywanych prezentami z okazji i bez okazji.

Niestety XXI wiek to również telefony komórkowe i internet. I nawet jeśli bardzo tęsknimy do zamierzchłych dziejów bez telefonów i internetu – nic na to nie poradzimy. Zresztą większość dorosłych nie widzi nic złego w swoich uzależnieniach (nie tylko od internetu), wręcz przeciwnie, bardzo sobie chwali. Poprawcie mnie, jeśli się mylę.

Zobacz także

Daję dziecku telefon również z myślą o innych

Moja córka ma 7 lat. Od września pójdzie pierwszy raz do szkoły. Uznałam, że to najwyższy czas, by nauczyła się obsługiwać smartfon. Inaczej może stać się obiektem kpin rówieśników…

Dostaje telefon np. w restauracji, gdy czekamy na kelnera z zamówieniem. Wiem, w co klika. To nie jest Tik Tok, ani portal randkowy. Ogląda zdjęcia jaszczurek i innych gadów, bo ma na tym punkcie totalnego bzika. Niestety, w internecie tych zdjęć i informacji jest najwięcej – w żadnej książce nie znalazłyśmy tyle informacji o „latających jaszczurkach”.

W tej restauracji byłyśmy razem z moją przyjaciółką i jej synami. Chłopcy też dostali telefon (jeden), bo uwielbiają grać w matematyczne gry (ćwiczą dodawanie i odejmowanie).

Gdyby nie telefony – trójka naszych dzieci prawdopodobnie narobiłaby sporo zamieszania na cały lokal. Obie z Martą znamy ich możliwości… Ostatnio, na przystanku autobusowym, dostało nam się za „głośne, rozwydrzone, rozpieszczone dzieciaki”. A w tej restauracji usłyszałyśmy z kolei wypowiedzianą pod nosem reprymendę mijającej nasz stolik starszej pani: „Najlepiej dać dzieciom telefon i plotkować.”

Ta pani najchętniej widziałaby nasze dzieci siedzące przy stoliku z liczydłami lub książką. Może nawet w wyprasowanych marynareczkach. Albo w ogóle by ich najchętniej nie widziała… Ale to jest jej problem, a nie mój. I będę dawać córce telefon. Również z myślą o komforcie osób, które nie lubią dziecięcego hałasu w miejscach publicznych.

Lidka M

Piszemy też o:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama