Dopiero co opublikowaliśmy doniesienie o tym, że 37-latek popełnił samobójstwo po tym, jak zostawił dziecko w samochodzie, a gdy sobie o nim przypomniał, 18-miesięczny chłopiec już nie żył. Wcześniej pisaliśmy o syndromie zapomnianego dziecka. W obu artykułach przekonywaliśmy, że naprawdę każdemu może się zdarzyć pozostawienie dziecka w aucie i że nie należy takich rodziców krytykować. I co? Oto część komentarzy, które pojawiły się przy tych tekstach (pisownia oryginalna):

Reklama
  • „Za co współczuć tym rodzicom... że umyślnie zabijają dzieci, jak dla mnie to są mordercy i nie ma na to usprawiedliwienia”;
  • „Ludzie włączcie myślenie!!! Jak można zapomnieć o swoich dzieciach i zostawić w samochodzie, dramat!”;
  • „Mam dwójkę dzieci i nie wyobrażam sobie, jak można zostawić dziecko w aucie... to jest nie do pomyślenia”;
  • Debilizm szczyt szczytów”;
  • „Jak można zapomnieć dziecka, ja rozumiem portfel, klucze, ale dziecko”;
  • Żadnego współczucia, dosłownie żadnego!!!”

„Jak można zapomnieć dziecka, ja rozumiem portfel, klucze, ale dziecko?”

Wirtualna Polska przeprowadziła wywiad z ojcem, Amerykaninem, Ericiem Stuyvesantem, który w 2015 roku zostawił w samochodzie 3-letniego syna. Dziecko na szczęście przeżyło. Jednak ojciec do dzisiaj nie może sobie darować, że zapomniał o własnym synu. Ale dnia 10 czerwca 2015 roku nie zapomni nigdy.

Eric miał 4 dzieci z pierwszego małżeństwa. W 2009 roku poślubił Michelle, która miała troje dzieci. W 2012 roku urodził się Michael. „Stanowił pomost między dwiema rodzinami. Wszystkie dzieci mogły powiedzieć: "Hej, to mój brat!". Dzięki niemu się do siebie zbliżyliśmy” – mówi w wywiadzie Eric.

10 czerwca 2015 roku, rano, rodzina musi zmienić kolejność rutynowych działań, aby Michelle dotarła na czas do pracy. Zwykle Eric najpierw zawoził synka do opiekunki, a potem żonę do pracy na drugą stronę miasta. Tym razem musieli zrobić odwrotnie. Eric zawozi więc żonę, która wysiadając z auta, mówi do siedzącego na tylnym siedzeniu synka: „Możesz się teraz przespać, kochanie”. Dziecko faktycznie zasypia. W tym momencie w głowie Erica włącza się autopilot i zamiast do opiekunki, jedzie do domu. Po drodze dzwoni w kilka miejsc. Dojeżdża do domu, wysiada, je śniadanie, otwiera laptopa i zaczyna pracować.

„Żadnego współczucia, dosłownie żadnego!!!”

Nagle, 1,5 godziny później, w jego głowie świta myśl, że wracając do domu, nie skręcił do opiekunki. Na 1,5 godziny zostawił synka w samochodzie stojącym w słońcu! I teraz trzeba oddać głos samemu Ericowi:

Zobacz także

„Krzyczę: "Michael!". Wybiegam z domu, szarpię drzwi vana. W głowie myśl: mój syn nie żyje. Zamknięte oczy, twarz zlana potem. Klatka piersiowa lekko się unosi – oddycha! Ale usta są sine, gałki oczne wywrócone. Zmieszany zapach potu, wymiotów i moczu, którymi ubrudzone są spodenki”.

Eric ratuje syna, schładzając go pod prysznicem, a potem wykonując resuscytację. Pozostali synowie wzywają pogotowie. Zapytani o prognozy ratownicy uprzedzają, że nie wiadomo, czy dziecko przeżyje. W drodze do szpitala chłopczyk kilka razy przestaje oddychać.

Leczenie małego Michaela trwało 1,5 miesiąca, a rehabilitacja jeszcze dłużej. Wszystkiego musiał uczyć się od początku – mówić, chodzić. Dzisiaj ma 10 lat i jest zupełnie zdrowy. Całą historię przeczytacie w artykule: „To ten ojciec, który zostawił dziecko w samochodzie” na WP.pl.

„Jak dla mnie to są mordercy i nie ma na to usprawiedliwienia”

Dzięki temu, że Eric postanowił podzielić się swoją historią, wiemy, co o sobie myśli ojciec, który pada ofiarą syndromu zapomnianego dziecka. Oto kilka cytatów z tego, co Eric o sobie myślał.

„W szpitalu biegali wokół Michaela, a ja zostałem na korytarzu, czekając na Michelle. Kiedy mijały mnie dwie pielęgniarki, usłyszałem ich szept: "To ten ojciec, który zostawił dziecko w samochodzie. Nie wierzę, że to był przypadek". Rozumiałem je. Sam bym tak o sobie pomyślał. Jednocześnie ich słowa bardzo zabolały”.

„Myślałem, że żona zwyzywa mnie od morderców. Miałaby rację. Tak się właśnie czułem: jak morderca własnego dziecka”.

„Wiele razy budziłem się w koszuli mokrej od potu. Krzyczałem: Michael! Biegłem do pokoju syna z myślą, że odkryję kołdrę i zobaczę go martwego. A on spokojnie spał. Mimo to odgarniałem jego włosy i obserwowałem, czy oddycha. Za dnia bałem się spojrzeć w lustro. To nie żadna metafora, naprawdę nie chciałem widzieć własnej twarzy”.

Brzydziłem się siebie, ale nie miałem odwagi, by popełnić samobójstwo. Ludzie pisali, że nie powinienem mieć dzieci, niektórzy grozili śmiercią. Rozumiałem ich”.

„Kiedy czytałem w gazetach o tego typu przypadkach, złościłem się na rodziców i krzyczałem: "Jak mogli na to pozwolić?". Potem byłem jeszcze bardziej bezwzględny dla samego siebie”.

Eric prawie sześć lat walczył z depresją. Cierpiał też na zespół stresu pourazowego. A jego synek przecież przeżył!

„Debilizm szczyt szczytów”

Nadal planujesz krytykować rodziców pozostawiających nieumyślnie dziecko w samochodzie? Jeśli tak, to chyba już nic i nikt nie przemówi ci do rozsądku. Na szczęście są ludzie, którzy rozumieją Erica i innych rodziców, którzy doświadczyli takiego przerażającego zdarzenia. Oto dwa (z nielicznych współczujących komentarzy do naszego artykułu) o tym świadczących.

„Tak samo jak dzieci się topią w wannach, basenach, na pasach giną czy w wypadkach... Taki los i serdecznie współczuję rodzinie, każdej rodzinie”;

„Strasznie mi przykro. Mamy tyle na głowie, mnóstwo bodźców, jeden błąd wart życia… czasem nagły telefon, absorbujące myśli… Ogromnie współczuję każdemu, kogo los wystawił na taką próbę i skarcił bezlitośnie. Zdarzało mi się biec do przedszkola po dziecko, którego w tym dniu w nim nie było, bo poszło do babci. Tylko ten, kto próbuje pogodzić ogromny wysiłek bycia rodzicem, świetnym pracownikiem, organizatorem życia, wie, jak łatwo ze zmęczenia popełnić błąd. Wielkie współczucie”.

Źródło: WP.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama