Reklama

W całym 2017 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych przeprowadził blisko 500 tys. kontroli osób posiadających zaświadczenie o czasowej niezdolności do pracy. W konsekwencji wydanych zostało aż 25,1 tys. decyzji wstrzymujących dalszą wypłatę zasiłków chorobowych, a kwota wstrzymanych z tego tytułu wypłat wyniosła 23,2 mln zł. Czyżby Polacy lubili oszukiwać? Wśród skontrolowanych osób były także przyszłe mamy. Zwolnienia lekarskie "na ciążę" należą bowiem do tych najpopularniejszych i najdłuższych. Oczywiście nie chodzi o to, że sam fakt bycia w ciąży uprawnia do zwolnienia, ale o różne dolegliwości wynikające z odmiennego stanu i tu pojawia się problem... bo wielu z nas uważa, że te powody są wyssane z palca.

Reklama

L4 dla leniwych?

Słuchając różnych opinii, mam wrażenie, że ciężarne dzieli się jedynie na trzy grupy: te z zagrożoną ciążą, te pracowite pracujące do samego porodu i te leniwe, które wzięły sobie lewe L4... Osobiście jestem daleka od oceniania czy zwolnienie jest zasadne, czy nie. Lekarzem nie jestem, a to on ostatecznie po badaniach i wywiadzie przeprowadzonym z pacjentką wydaje L4. Statystyki jednak dają do myślenia. Dlaczego tak wiele przyszłych mam nie jest zdolnych do pracy? Jakiś procent to zagrożone ciąże i panie te muszą leżeć, a czasem nawet być hospitalizowane, ale co z resztą? Tu zaczyna się ostra dyskusja, bo wielu przypadkach można usłyszeć, że to leniwe kobiety, które po prostu "wyciągają kasę z ZUS." Co gorsza, nie brakuje ciężarnych, które otwarcie mówią, że robią to celowo, robiąc krzywdę innym kobietom.

Zobacz także: Świetnie wpływają na rozwój i zmysły dziecka. Która będzie najlepsza dla Twojego maluszka?

Ciąża pod specjalnym nadzorem?

Polskie prawo chroni ciężarne zatrudnione na umowę o pracę. Kobiety te zgodnie z kodeksem pracy nie mogą zostać zwolnione, a także są chronione przed wykonywaniem obowiązków w trudnych, niebezpiecznych lub niesprzyjających jej stanowi warunkach. Wiele kobiet niestety przekonuje się, że przepisy przepisami a rzeczywistość rzeczywistością. W dzisiejszych czasach zagrożeń dla ciąży jest znacznie więcej niż kiedyś: stres, tempo pracy czy warunki, w jakich przychodzi pracować ciężarnym, wołają o pomstę do nieba. Wiele z tych pań, zamiast walczyć o swoje prawa, po prostu idzie na zwolnienie, bo zwyczajnie chce mieć, do czego wracać po urlopie macierzyńskim.

Nie brakuje historii kobiet, które chciały pracować, ale pracodawca sam poprosił o zwolnienie, bo miał problem z delegowaniem obowiązków. Są panie, które przyznają, że miały nieprzyjemności w związku, z tym że zaszły w ciąże. Nie można nie wspomnieć o paniach, które mają uporczywe mdłości, bóle głowy, pleców, nóg, czy męczy je stres. Nawet jeśli są w stanie przepracować kilka godzin, to ledwo wracają do domu. Nie brakuje także historii ciężarnych, które pracowały do porodu i nie poszły na L4 mimo stresu, twardniejącego i bolącego brzucha, kobiet, które dźwigały ciężary i znosiły upokorzenie, bo nie są leniwe. Jednak czy brzmi to rozsądnie?

Ciąża nie choroba, ale to odmienny stan

Czy brane zwolnienia na wyrost jest złe? Oczywiście, że tak! Jednak pamiętajmy, że choć ciąża to nie choroba to jest to odmienny stan, który zasługuje na inne traktowanie w sklepie, w komunikacji miejskiej czy w pracy. Zawsze się cieszę, gdy słyszę, że przyszła mama z chęcią chodzi do pracy, bo świetnie się czuje zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Jestem zafascynowana, gdy ciężarna trafia na pracodawcę, który rozumie jej stan i wychodzi jej naprzeciw. Jednak pamiętajmy, że nie zawsze tak jest. Żadna przyszła mam, nie powinna być krytykowana i oceniana za swoje decyzje, bo w tej całej przepychance nie chodzi o lenistwo, ale o zdrowie małego człowieka.

A jakie są Wasze historie? Napiszcie w komentarzach.

Zobacz także:

Reklama
  • Ciąża nie choroba. Nie zwalniam się!
  • Sprawdź, jakie witaminy są ważne w ciąży i jak je dawkować
  • Prawdziwe historie: powinnam wziąć zwolnienie, teraz tego żałuję
Reklama
Reklama
Reklama