Reklama

Policzmy sobie: od rana nosisz swoje dziecko, karmisz, myjesz, przebierasz, bawisz się z nim, zabierasz na spacer, usypiasz, przewijasz, nosisz, karmisz i tak w kółko. Potem trochę śpisz, ale nie za wiele, bo przecież jesteś rodzicem. W nocy też masz dyżur, zawsze. Trwa to kilka lat, a jeśli masz więcej niż jedno dziecko, przemnóż to wszystko przez 2, 3 lub 4...

Reklama

Najgorszy jest brak snu. Moje dzieci mają teraz 6 i prawie 2 latka. Mogę policzyć na palcach jednej ręki noce, które przespałam od początku do końca w tym roku. Reszta – sami wiecie.

Na początku, gdy dzieci są małe, można to sobie wytłumaczyć. Ale nocne pobudki wcale nie ustają, gdy dziecko kończy 6 miesięcy ani nawet 12 miesięcy. To prawda, są rzadsze, ale są. No, chyba, że akurat przechodzimy (tak, tak, całą rodziną) ząbkowanie albo katarek – wtedy mama i tata mają całą noc z głowy! Gdy dziecko jest nieco starsze, powodem nagłej pobudki może być zły sen, zbyt obfita kolacja, siku, tęsknota za rodzicem oraz wiele, wiele innych ważnych przyczyn.

Ale to, oczywiście, nie wszystko. Rodzic nie ma czegoś takiego, jak wolne. Pocieszenie zmęczonego rodzica "w weekend sobie odpoczniesz" brzmi jak kpina. Przecież wiadomo, że w weekend też sobie nie pośpi. Dzieci będą wchodzić rodzicom na głowę od rana do wieczora. Polazą za nimi do łazienki, nie dadzą w spokoju zjeść, będą się domagać iPada albo spotkania z kolegą, który wyzwala w tobie najgorsze instynkty. Może są gdzieś rodzice, których dzieci zachowują się w cywilizowany sposób: w nocy pozwalają się wyspać, a w dzień zajmują się sobą. Jeżeli tak, to im zazdroszczę. Moje dzieci najczęściej są zaprzeczeniem cywilizowanego zachowania i wymagają ciągłej animacji.

Ale przecież nie tylko ciało rodzica się męczy – głowa także. Ciągłe gadanie i setki pytań, na które nie wiadomo, jak odpowiedzieć: "mamo, kto to jest burmistrz?" albo "dlaczego ty masz włosy pod pachami?" potrafią wyprowadzić z równowagi świętego. I te ich zasady, o których ZAWSZE trzeba pamiętać, żeby domowe życie jakoś się toczyło: córka wykąpie się tylko pod warunkiem, że będzie mogła sama nalewać płyn do wanny (kiedyś zbankrutuję na tym płynie!), a syn za nic w świecie nie zje potrawy, w której wykryje choćby okruch papryki.

Kiedy wieczorem siedzę na upstrzonej okruchami kanapie i jednym okiem oglądam wiadomości, już zbyt zmęczona, żeby otworzyć drugie, wiem, że zasłużyłam na tę chwilę przyjemności.

Czytaj też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama