Reklama

Oliwka ma 11 lat. Uważam, że jest śliczną dziewczynką, mimo nadprogramowych kilogramów. Urodę ma po mężu, figurę po mnie. Jako dziecko też miałam kompleksy. Też byłam wyśmiewana. W klasie maturalnej przeszłam na dietę, która prawie doprowadziła mnie do anoreksji. Wiem, jak boli brak akceptacji. Teraz bardzo się boję o Oliwię.

Reklama

Pierwsze kolonie miały być cudowne

Oliwka bardzo chciała jechać na te kolonie. Ona jest taka ciekawa świata i ludzi, że wyjazd w grupie, w której nikogo nie zna, wydawał się jej bardzo ekscytujący. Wspólnie wybierałyśmy miejsce i temat przewodni kolonii. Program „Obozu z adrenaliną” nad rzeką i wśród lasów prezentował się naprawdę obiecująco. Spływy kajakowe, rowerowe wyprawy, paintball, noc w lesie… Oliwka nie mogła się doczekać. Oboje z mężem cieszyliśmy się, że tak podchodzi do swoich pierwszych kolonii.

„Mamo, na pewno poznam tam fajne osoby, prawda?” – zapytała mnie, kiedy pomagałam się jej pakować.

„Pewnie!” – odpowiedziałam. Niestety, wiele wskazuje na to, że obie się pomyliłyśmy…

„Mamo, zabierz mnie stąd”

Po pierwszym dniu okazało się, że Oliwka zderzyła się tam z czymś, czego zupełnie się nie spodziewała. Wtedy chyba jeszcze miała nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Brzmiała smutno, nie chciała zbyt długo rozmawiać. Ogólnikowo opowiedziała o podróży, warunkach, kolegach i koleżankach, podsumowując wszystko słowami: „Chyba mi się tu nie spodoba”.

Kolejnego wieczora już płakała.

Opowiedziała, że już w autokarze zaczęły się docinki. Ktoś się zaśmiał, że powinna zajmować dwa siedzenia. Potem znów śmiech, gdy wychowawczyni wyczytała jej imię… Przezwisko „Tłusta Oliwa”… Docinki na stołówce. Kiedy jej słuchałam, serce pękało mi na kawałki. Doskonale wiedziałam, jak się czuje. Dobrze pamiętam, jak sama kiedyś wstydziłam się jeść poza domem. Tylko dlatego, że raz usłyszałam, jak jakaś chuda dziewczyna w MacDonaldzie powiedziała, patrząc na mnie: „Jak można tyle żreć?”. Jedzenie stanęło mi w gardle. Od tamtej pory musiało minąć kilka lat, zanim zaczęłam jeść publicznie. Nie chodziłam nawet na lody.

Postanowiłam porozmawiać z opiekunką grupy Oliwki. Wychowawczyni potwierdziła, że Oliwka ma pewne kłopoty z aklimatyzacją, ale że należy być dobrej myśli. Zapewniła mnie, że już rozmawiała z osobami, które dokuczały moje córce.

Upokorzona jak nigdy dotąd

Następnego wieczora Oliwka powiedziała mi, że nic nie jadła i nie zamierza jeść. Że jeśli po nią nie przyjedziemy, to nie będzie jadła nic do końca turnusu. Płakała.

Czy osoby, które jej dokuczają, właśnie teraz czują satysfakcję? Czy te dzieciaki są normalne? Z czego to się bierze, że ktoś lubi upokarzać innych?

Wiem jedno: Oliwka czuje się upokorzona jak nigdy dotąd.

Mąż uważa, że powinniśmy jeszcze poczekać. Dać jej szansę na uporanie się z tą sytuacją. Uważa, że jak ją zabierzemy, to będzie ucieczka przed problemem, a to nie jest rozwiązanie. Że nie będziemy w stanie chronić jej zawsze i przed wszystkim. A świat jest, jaki jest, podłych ludzi spotka jeszcze nie raz, a wtedy bez twardej skóry ani rusz. Że skoro już się stało, co się stało, to Oliwka powinna się z tym zmierzyć. Że przecież wychowujemy ją na silną, znającą swoją wartość osobę.

Być może w tym, co mówi Kamil, jest pewna logika, ale… serce podpowiada mi, że powinniśmy ją stamtąd zabrać jak najszybciej. Czy przesadzam? Co mam robić?

Ania

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama