Ojcowie poszli na wojnę – czy kobiety rzeczywiście nie różnią się od mężczyzn?
Feminizm to w uproszczeniu ruch walczący o prawa kobiet i zakładający, że kobiety nie różnią się od mężczyzn. Czy przykład wojny w Ukrainie, gdzie mężczyźni walczą, a kobiety opiekują się dziećmi, dowodzi, że należy zdefiniować na nowo to założenie? – zapytałam dr hab. Karolinę Hansen, na co dzień zajmującą się stereotypami i uprzedzeniami.
Wojna w Ukrainie otwiera oczy na wiele rzeczy: począwszy od świata polityki, a skończywszy na życiu społecznym. Skłania też do zastanowienia się nad różnymi stereotypami, a czasem do tych refleksji popycha nas nasze własne dziecko…
Moja przyjaciółka została ostatnio zaskoczona pytaniem swojej 6-letniej córki, dlaczego to tatusiowie zostali na wojnie, a mamy wyjechały z dziećmi. Pytanie uzasadnione, zważywszy na fakt, że przyjaciółka naprawdę dokłada starań, by jej córki wyrosły w przekonaniu, że kobiety i mężczyźni są sobie równi. No i jak to w takim razie jest? Jesteśmy równi czy jednak są granice tej równości?
To zależy, z której strony na to spojrzeć. Czy jesteśmy sobie równi biologicznie, czy jesteśmy sobie równi społecznie? To dwa różne pytania. Nie ma co się oszukiwać, biologicznie się różnimy: mężczyźni są statystycznie silniejsi i wyżsi – a to cechy przydatne na wojnie, bo mogą np. udźwignąć więcej broni czy szybciej uciekać. Oczywiście są też silne i wysokie kobiety, ale procentowo jest ich mniej.
Ktoś może więc zapytać: czy my nie przesadziliśmy z tym równouprawnieniem? A może jednak skoro się różnimy, to do innych rzeczy zostaliśmy stworzeni?
Nie przesadziliśmy. Bo w równouprawnieniu nie chodzi o to, żeby nie dostrzegać różnic, ale dać takie samo prawo wszystkim. Czyli w przypadku wojny dać prawo kobiecie do zostania na miejscu i walki z wrogiem.
To nawet się dzieje, bo przecież są kobiety, które stają się żołnierkami i walczą w Ukrainie. Ale w sytuacji, gdy mają dzieci, raczej tak nie jest – to one, nie ojcowie, wyjeżdżają z dziećmi z kraju.
To prawda, ale tu znów dotykamy uwarunkowań biologicznych, bo może wyjeżdżające matki małych dzieci karmią je piersią, zatem naturalną konsekwencją jest fakt, że to one opuszczają kraj z dzieckiem.
Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby pozostawienie rodzicom decyzji o tym, kto wyjedzie z dzieckiem z kraju. Są przecież pewnie rodziny, w których mama pracowała, a ojciec opiekował się dzieckiem. W obliczu zakazu wyjazdu mężczyzn, a pozwoleniu na wyjazd kobiet, takie rozstanie z ojcem, który był bardzo ważny i obecny na co dzień, może być dla dziecka jeszcze większym obciążeniem.
Rzeczywistość jest jednak inna. Nikt nie zastanawia się, z kim dziecko powinno wyjechać. Zakorzenione mocno w nas przekonanie, że to kobieta zajmuje się małymi dziećmi, sprawia, że to mamy opuszczają kraj.
Rzeczywiście to przekonanie jeszcze funkcjonuje, ale przede wszystkim nie możemy zapominać o konkretnych prawach, które też wpływają na zachowanie. Teraz w Ukrainie wszyscy mężczyźni poniżej 60 roku życia nie mogą przekroczyć granicy, bo mają obowiązek zostać w kraju. Kobiety i dzieci za to mogą wyjechać.
Czy to jednak nie oznacza, że my nadal tkwimy w systemie podziału na role i on czasem nie jest taki zły?
Nie, nie zgodzę się, że odgórne przypisywanie kobietom i mężczyznom konkretnych ról jest dobre. To nie o to chodzi, żeby kobietę z powrotem wtłoczyć w rolę przysłowiowej strażniczki ogniska domowego, a mężczyznę wysłać na polowanie. Podobnie jednak nie chodzi o to, by teraz wszystkie kobiety zamieniały się rolami z mężczyznami. Chodzi o wybór. Czyli kobieta powinna móc zdecydować, czy chce zająć się domem, czy robić karierę lub realizować się w inny sposób.
W Polsce jednak chyba kobiety wolą realizować się w bardziej stereotypowych rolach, jeśli wierzyć ostatniemu badaniu GUS*, które pokazuje, że aż 54% Polek nie pracuje.
Trzeba wziąć pod uwagę, że w tej grupie znalazły się także kobiety, które z racji wieku nie mogą lub nie muszą pracować. Tak czy inaczej, taka interpretacja jest jednopłaszczyznowa i nie pokazuje całości zagadnienia. Trzeba przecież wziąć pod uwagę warunki prawne i ogólny nastrój społeczny, w którym my wszyscy jesteśmy zanurzeni. Co do prawa, to takie rzeczy jak urlopy tacierzyńskie versus macierzyńskie albo takie czy inne zasiłki i jak to wszystko jest skonstruowane, też wpływają na decyzje ludzi.
Poza tym ważny jest również kontekst społeczny – jeśli zawody uznawane za typowo męskie zaczynają przejmować kobiety i jest to społecznie akceptowane, wówczas coraz więcej kobiet zaczyna się takimi zawodami interesować. I odwrotnie – gdy w społeczeństwie coraz popularniejszy staje się tradycyjny model rodziny, tym więcej kobiet zostaje w domach. W ostatnich latach niestety ten model w Polsce zaczyna przeważać. Wpływ na to ma sytuacja polityczna i dyskurs społeczny obecny w niektórych mediach.
Oczywiście to nie jest tak, że nie jesteśmy różni, bo jesteśmy, ale ta różność nie definiuje nas ostatecznie i nieodwracalnie, bo każdy powinien mieć wybór. I to jest fundamentem równouprawnienia.
*źródło: raport GUS „Polska w liczbach 2021”
Zobacz także:
- Przejmujący film: dzieci w Ukrainie mówią o wojnie
- To nie miało prawa się wydarzyć! Aż 2389 ukraińskich dzieci umieszczono w rosyjskich obozach koncentracyjnych!
- Nie mógł opuścić ukrainy. Oddał dzieci nieznajomej, by przeprowadziła je przez granicę, gdzie czekała ich matka