Przedszkola wcale nie są zamknięte? Buntują się rodzice, ale jest też luka w przepisach
Przedszkola oficjalnie powinny być zamknięte, choć rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Buntują się rodzice, jednak ze względu na lukę w prawie z własnej inicjatywy otwiera się także coraz większa liczba placówek.
Rząd niedawno przedłużył obowiązujące obostrzenia. Oznacza to, że przedszkola nadal pozostają zamknięte. Oficjalnie placówki są otwarte dla dzieci, których rodzice walczą z pandemią koronawirusa. Do niektórych z nich jednak każdy rodzic (niezależnie od wykonywanego zawodu) może przyprowadzić swoją pociechę. Czy takie przedszkola działają wbrew przepisom? Według opinii niektórych prawników – wcale nie. Przepis jest nieprecyzyjny, a jedna z interpretacji pozwala na to, by do placówki przychodziły wszystkie dzieci. Taka sytuacja ma często także miejsce nie z powodu specyficznej interpretacji przepisów, a buntu rodziców przedszkolaków.
Zamknięte przedszkola, a jednak otwarte?
Przedszkola będą zamknięte co najmniej do 18 kwietnia. W teorii są one otwarte jedynie dla dzieci osób, które pracują w podmiotach wykonujących działalność leczniczą, a także innych osób realizujących zadania publiczne w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Jakiś czas temu rząd rozszerzył listę tych zawodów. Z powodu RODO nie ma jednak możliwość zweryfikowania tego, gdzie pracuje rodzic, a więc coraz więcej nieuprawnionych do tego osób posyła swoje dzieci do przedszkoli.
„U nas jest jak w filmach Barei. Przedszkola zamknięte, ale otwarte dla dzieci wiadomych. Tylko nikt tego nie może zweryfikować, kim są rodzice danego dziecka, bo jest RODO. Rodzice wypełniają wniosek i tyle. Efekt? Każde przyprowadzone dziecko musimy przyjąć” – powiedziała w rozmowie z portalem Interia.pl jedna z nauczycielek.
„Początkowo mówiło się, że dopuszczone do nauki stacjonarnej będą tylko dzieci osób walczących z COVID-19, szczególnie medyków. W rozporządzeniu zostało to ujęte tak, że przychodzą takie, których rodzice pracują w biurze jakiejś medycznej placówki. Podejrzewam też, że są i tacy rodzice, którzy zupełnie nie są ani w grupie medycznej, ani w żadnej innej uprzywilejowanej” – dodała nauczycielka.
Inni rodzice, którzy nie są w grupie uprzywilejowanej, wychodzą z założenia, że ich dziecko ma obowiązek nauki do 18. roku życia i tym argumentują przyprowadzanie malucha do przedszkola (oczekując, że nauczycielka się nim zaopiekuje).
Przedszkola otwierają się wbrew rozporządzeniu?
Buntują się nie tylko rodzice. Z własnej inicjatywy otwiera się coraz większa liczba przedszkoli. Każdy rodzic, niezależnie od tego, gdzie pracuje – może przyprowadzić swoje dziecko do placówki. Teoretycznie wbrew rozporządzeniu, jednak jego treść można różnie interpretować.
„Dyrektor przedszkola (…) na wniosek rodziców dzieci, którzy [tu następuje lista wyjątków – przyp. red.] ma obowiązek zorganizować zajęcia w przedszkolu, oddziale przedszkolnym w szkole podstawowej lub innej formie wychowania przedszkolnego, do których uczęszczają te dzieci” – brzmi przepis.
Przedszkola powołują się na interpretację przepisu, według której jeśli do przedszkola przychodzi jedno dziecko, którego rodzic według rozporządzenia jest uprawniony do przyprowadzania malucha do przedszkola – rozszerza się to automatycznie na wszystkie inne dzieci.
Źródło: money.pl, interia.pl
Zobacz także: