Uczę historii w klasach 4-8 szkoły podstawowej. Mam 15-letni staż pracy. Uwielbiam historię i kocham też tę wiedzę przekazywać uczniom. Gdy zaczynałam swoją pracę, było jakoś... inaczej. Dzieci były bardziej pokorne, rodzice mili. Oczywiste było (tak samo, jak za czasów mojej młodości), że jeżeli nauczyciel postawi ocenę – to się z tym po prostu nie dyskutuje. Niestety, tak wiele się zmieniło.

Reklama

Ciągłe pretensje od rodziców

Co chwilę dostaję telefony od oburzonych rodziców, że ich dziecko ma słabe oceny. Czasami także sami fatygują się do szkoły, żeby oznajmić mi, że ocena ze sprawdzianu lub kartkówki jest niesprawiedliwa. Gdy pokazuje im te wypociny ich dzieci, to są pretensje, że „przecież tutaj zabrakło tylko kilku słów”. Hitem ostatnio było, gdy jeden z rodziców oznajmił mi, że jego genialne dziecko pomyliło się w dacie Bitwy pod Grunwaldem „tylko o kilka lat”. Rodzic tłumaczył mi, że to nic wielkiego, że przecież teraz i tak wszystko można sprawdzić w internecie.

Najgorsze są pretensje o złe oceny dziecka z odpowiedzi ustnych. Gdy zajęcia są prowadzone stacjonarnie, rodzice nie słyszą odpowiedzi dziecka, więc jakim cudem mogą mieć jakieś roszczenia w tej kwestii? Tutaj również słyszę, że „przecież Maciek w domu wszystko umiał”. Co więcej, zarzucają mi czasami, że pewnie zadałam zbyt trudne pytania albo takie, które nie dotyczyły omawianego tematu. Ręce opadają. To mnie po prostu wkurza, ale jest też dla mnie bardzo przykre. Przecież ja naprawdę sprawiedliwie oceniam te dzieci, ze sprawdzianów i kartkówek wyliczam punkty.

Złe oceny Waszych dzieci to nie moja wina!

Ludzie, opamiętajcie się! To nie ja jestem złą i podłą nauczycielką. Ja po prostu sprawdzam wiedzę Waszych dzieci, która jest... zerowa lub bardzo niska. Takie są fakty. Jeżeli Twój Jaś czy Zosia nie uczą się w domu, nie powtarzają materiału, to nie będą mieć dobrych ocen.

Drogi rodzicu, powinieneś też wiedzieć, że twoją rolą jest dopilnowanie tego, żeby dziecko przygotowało się do lekcji i pomoc mu w tym. Wiele dzieci po prostu nie potrafi się uczyć, ale rodzice mają to gdzieś. Sadzają te biedne dzieci przed książką, idą do swoich spraw i oczekują, że w magiczny sposób dziecko przyswoi wiedzę. Niestety, tak to nie działa.

Zobacz także

Jeżeli uczeń nie jest nadzwyczajnie zdolny (a umówmy się, takich dzieci jest najwięcej) potrzebuje on uwagi i pomocy rodzica podczas nauki. Ale większość z nich nie ma też cierpliwości do swoich dzieci.

Gdy pytam tych roszczeniowych rodziców, czy pomagają dziecku w nauce – zawsze słyszę odpowiedź, że tak. Gdy zapytam w jaki sposób – rodzic mówi zazwyczaj, że po prostu pilnuje, by jego pociecha siedziała i się uczyła. No i właśnie takie są efekty.

Po pandemii jest jeszcze gorzej

Ja wiem, że przez pandemię i naukę zdalną uczniom jest trudniej, mają braki, itd. Dużą „zasługę” w tym macie także wy, drodzy rodzice. Dlaczego? Dlatego, że odrabialiście za dzieci zadania domowe, podpowiadaliście im na sprawdzianach i kartkówkach, szepcząc pod stołem. A z nauczycieli robiliście idiotów... Takie są właśnie konsekwencje. Ale nauczyciele teraz wszystkiego sami nie ogarną, potrzebne jest też zaangażowanie rodziców, a nie tylko pretensje.

I na koniec: nie, nie zacznę stawiać Waszym dzieciom dobrych ocen, żeby ich „nie zniechęcać” i żebyście Wy byli zadowoleni. Mają się uczyć! I to z Waszą pomocą.

Grażyna

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama