Jeśli chcecie podzielić się z nami swoimi historiami, piszcie na adres redakcja@mamotoja.pl.

Reklama

Sąsiad pali na balkonie, a moje dzieci muszą to wdychać!

„Kup mieszkanie na parterze, ale z ogródkiem – mówili. Latem dzieci będą mogły się bawić do woli, rozstawisz im basenik – mówili. Ale nie wspominali, że w pakiecie z dużym mieszkaniem na strzeżonym osiedlu dostaję sąsiadów, którzy w myśl zasady "wolnoć, Tomku, w swoim domku" zachowują się, jakby byli jedynymi lokatorami.

Ja naprawdę mam wysoki próg tolerancji i wiele zniosę – sama nie chciałabym, żeby ktoś przesadnie wtrącał się w moje życie. Ale są jednak pewne zasady, których trzeba przestrzegać. Jedna z nich? NIE PUSZCZAJ DYMKA NA BALKONIE, JEŚLI OBOK BAWIĄ SIĘ MAŁE DZIECI. Bierne palenie szkodzi tak samo jak czynne – a my mówimy przecież o małych dzieciach. Niby oczywiste, prawda? A guzik.

Kilka tygodni temu do mieszkania na pierwszym piętrze, tuż nad nami, wprowadziła się młoda para. Ją czasem widuje w pobliskim dyskoncie, on parę razy mignął mi na balkonie, gdy akurat bawiłam się z dziećmi w ogródku. Tych kilka spotkań wystarczyło, żebym wyrobiła sobie zdanie.

Któregoś dnia wyszłam do ogrodu zdjąć z suszarki pranie. Na ubrankach znalazłam popiół – ewidentnie od papierosa. Wkurzyłam się, ale mąż stwierdził, że głupotą jest stawianie prania tuż pod balkonem sąsiadów i że powinnam była postawić suszarkę w innym miejscu. Przyznałam mu rację, może przesadziłam. Zapomniałam o sprawie.

Zobacz także

Kilka dni później próbowałam usypiać dzieci (Wandzia ma 4 lata, Tytus – 2), gdy poczułam dym papierosowy. Zapaliła mi się czerwona lampka, ale zagryzłam zęby – nie będę robić awantury, skoro nie mam dowodów, że to sąsiad z góry truje moje dzieci. Następnego dnia już nie miałam wątpliwości, że to on. Bawiliśmy się z Tytuskiem i Wandzią w ogrodzie, gdy sąsiad wyszedł na papieroska. Palił tuż nad naszymi głowami, a popiół strzepywał przez barierkę, prosto na nasz ogródek!

Zwróciłam mu uwagę, że bardzo proszę, aby powstrzymał się od palenia, gdy dzieci są w ogrodzie. Zasugerowałam też zakup popielniczki, a on… Zaczął się śmiać. Autentycznie, śmiać. Palił dalej, ja stałam jak wryta. Po zgaszeniu papierosa rzucił mi na odchodne: "Trzeba było sobie dzieci nie robić" i wszedł do mieszkania. Byłam w szoku. Pewnie jesteśmy równolatkami, ale po jego słowach poczułam się taka malutka… Jak nastolatka, którą karci rodzic, bo zrobiła coś złego.

Długo nie mogłam się uspokoić. Po tamtej sytuacji jeszcze kilka razy widziałam go na balkonie, akurat dzieci były u dziadków. Teraz się nie pojawia, chyba pojechali gdzieś z żoną na wakacje. Nie ręczę za siebie, gdy kolejny raz poczuję ten smród w pokoju moich dzieci albo w ogródku. Nie będzie mi żaden pacan truł dzieci!”.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama