Reklama

Już pierwsze podejście do zdalnej edukacji obnażyło jej niedostatki. „Znikające dzieci’’, których od momentu zamknięcia szkół nikt nie widział na zdalnych lekcjach, nauczycielska mania organizowania sprawdzianów, fatalny sposób prowadzenia lekcji, polegający na wysyłaniu tematów do opracowania i prac domowych, zawieszająca się platforma edukacyjna. Co zrobiono, aby przygotować system do nauki zdalnej w kolejnym roku szkolnym? Skupiono się na stronie technicznej przedsięwzięcia. Reszta pozostała, niestety, bez zmian.

Reklama

Edukacja zdalna i niewykorzystane możliwości

Nauka zdalna mogła być szansą na odchudzenie podstawy programowej, na skupienie się na rzeczach najważniejszych, np. na uczniach, a nie na tym, ile sprawdzianów zaliczyli. Na pozytywnym wykorzystaniu ich kreatywności. Bo dzieci są kreatywne, tyle tylko, że w obecnych warunkach używają swojej inwencji do unikania udziału w chorym systemie edukacji. Nie znają odpowiedzi na pytanie nauczyciela? Rozłączają się, tłumacząc się później problemami z internetem. Nauczyciel wymaga włączenia kamerki? Robią print screeny, gdy jest okazja do uwiecznienia kolegi w kompromitującej sytuacji i wyśmiania go później (albo od razu!) na forum klasy, o czym szkoła oczywiście nie ma pojęcia. Nauczyciel nie angażuje się w prowadzenie lekcji? Zaraz po sprawdzeniu obecności zaczynają grać z kolegami w sieci i w nosie mają robienie notatek.

Konieczność zorganizowania nauki zdalnej, jak każda trudna i zaskakująca sytuacja, mogła stać się okazją do wprowadzenia korzystnych zmian, w tym przypadku w systemie oświaty. Tak się nie stało. Ministerstwo Edukacji i nauczyciele postanowili zmodyfikować w sposobie nauczania najmniej, jak się da, pozostawiając konieczność dostosowania się do nowych realiów uczniom. A ci nie mieli prawa tego zadania udźwignąć. I zapłacą za to wysoką cenę

Skutki opresyjnego systemu

Dla dzieci w wieku szkolnym kontakt z rówieśnikami i ich akceptacja są szalenie ważne. Kontaktu zostali pozbawieni, a ryzyko zostania wyśmianym bardzo wzrosło. Uczniowie boją się korzystać z kamerek, aby nie stać się memem w sieci, nie narazić się na śmieszność i nie utracić akceptacji grupy. Boją się, że nie poradzą sobie z zaliczeniem powodzi sprawdzianów, że nie zdążą wysłać pracy domowej na czas, że nauczyciel nie zaliczy im sprawdzianu, bo akurat zawiesi im się internet. Zamiast wsparcia, w tej i tak trudnej dla nich sytuacji, otrzymali jeszcze większą niż zwykle dawkę stresu. Kim staną się w przyszłości dzisiejsi uczniowie, gdy w tę przyszłość zabiorą ze sobą ten strach, fatalne doświadczenia ze zdalnej edukacji oraz spowodowaną nimi obniżoną samoocenę i pogorszone samopoczucie psychiczne? Specjaliści są zgodni: „skutki mogą być straszliwe’’ – pisze Łukasz Zboralski w „Do Rzeczy’’.

Czy można było działać inaczej?

Nie od dzisiaj wiadomo, że podstawą skutecznego nauczania jest relacja między uczniami a nauczycielem i umiejętność wyzwolenia w uczniach wewnętrznej motywacji. Nie zastąpią ich zakazy, nakazy, wyśrubowane wymagania i setki sprawdzianów. Stare, w dodatku złe, metody przeniesione do internetu nie stają się skuteczniejsze. Jest dokładnie odwrotnie. Większość nauczycieli nie przyjmuje tego do wiadomości, są jednak wyjątki. Ale są to nauczyciele, którzy i przed pandemią rozumieli, że w systemie edukacji najważniejszy jest uczeń, nie program nauczania.

„Młodzi potrafią być czasem irytujący. Wiedzą lepiej, choć nie wiedzą, oczekują nieoczekiwalnego, lubią liczyć na cud.
Należy oczywiście wiedzieć i rozumieć, że wynika to najczęściej z biologii, budowy mózgu na tym etapie dorastania, dlatego jest to inny rodzaj złości, niż ta, którą odczuwa się wobec osób dorosłych. Nauczyciel lub rodzic w którymś momencie musi wejść w mądrą rozmowę z młodym człowiekiem nawet wtedy, gdy odczuwa złość, do której ma prawo. Jednocześnie bardzo często daje się wyjść na prostą wśród tych wszystkich emocji. Jest to szczególnie ważne, gdy edukacja dzieje się zdalnie i z urywanych rozmów nie zawsze prawidłowo da się wyciągnąć wnioski ’’ – pisze na swoim FB Paweł Lęcki, nauczyciel, który potrafił odnaleźć się (i swoich uczniów!) w systemie zdalnej edukacji.

Nauczyciel ma prawo do złości. To nie jest tak, że za każdym razem musi wznosić się na wyżyny cierpliwości, gdyż nie...
Opublikowany przez Pawła Lęckiego Poniedziałek, 15 lutego 2021

Resort edukacji dał szkołom wolną rękę w sprawie edukacji zdalnej. Zatem to od nauczycieli zależy, jak ta edukacja wygląda. MEN umyło ręce, a nowy minister edukacji ma ważniejsze sprawy na głowie, np. wprowadzenie religii na maturę albo odchudzanie dziewczynek, czy walkę z ideologią LGBT...
Szkoda, że większość nauczycieli nie potraktowała edukacji zdalnej jako idealnej okazji do tego, aby uczynić szkołę znośniejszą i dla uczniów, i dla siebie.

Sprawdź także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama