„Za chwilę córka zacznie przedszkole, a my na dzień dobry dostaliśmy podwyżkę czesnego. Nam i tak ledwo starcza na opłaty i jedzenie. Inflacja powoli nas niszczy” [LIST DO REDAKCJI]
Od września córka zacznie chodzić do grupy 5-latków w prywatnej placówce. Na szczęście w czerwcu można było zgłosić, że w lipcu i sierpniu nie będzie chodzić do przedszkola. Skorzystałam z tej możliwości i w 2 miesiące zaoszczędziliśmy ok. 2500 zł. Tylko że więcej wynosi nasza miesięczna rata kredytu!
To były straszne wakacje, bo oboje z mężem pracowaliśmy zdalnie (często nocami) i jednocześnie zajmowaliśmy się małą. Nasi rodzice mieszkają daleko i pracują zawodowo, więc widujemy się w weekendy i nie mamy możliwości korzystać z ich pomocy.
Jestem przemęczona, mam dosyć pracy i coraz częściej zastanawiam się: po co to wszystko? Po co pracujemy z mężem po 12 godzin na dobę, kosztem dziecka i zdrowia?
Koszmarne lato
Może lepiej rzucić pracę, przeprowadzić się na jakieś osiedle z PRL i żyć bez zarzynania się? Ja bym siedziała w domu i lepiła pierogi, a mąż (żeby mniej zarabiać i spokojniej żyć) niech zostawi połowę swoich zleceń? Wtedy odejdzie nam kredyt, będziemy mogli dać dziecko do państwowego przedszkola... Przy okazji odechce się nam ambicji, pracowitości, marzeń, ale wyjdzie nam to na zdrowie…
Mąż co prawda skończył jeden projekt, ale wcale nie zyskał więcej czasu. Mimo to myślał, że dostanie następną „fuchę”, ale okazuje się, że klienci firmy, w której pracuje, też zaciskają pasa…
Już wiemy, że od września będzie podwyżka czesnego i stawki żywieniowej. A nam i tak ledwo starcza na opłaty i jedzenie.
Jestem załamana, bo dotąd myślałam „aby do września”, a teraz boję się jesieni i zimy, i w ogóle kolejnych lat.
Inflacja powoli nas niszczy i bardzo się boję
Kiedy trzy lata temu zapisywałam córkę do prywatnego przedszkola, nie przypuszczałam, że nie będzie mnie na nie stać. Że w ogóle będziemy ledwo wiązać koniec z końcem. Pracuję w agencji reklamowej, mąż w branży IT. Może nie należeliśmy do najbogatszych, ale nigdy nie mieliśmy problemów finansowych. Wiodło nam się po prostu dobrze.
Dlatego wzięliśmy kredyt na dom pod Warszawą. Dlatego mieliśmy dwa samochody. Dlatego zawsze chodziliśmy do prywatnych lekarzy. I dlatego zapisałam córkę do prywatnego przedszkola. Gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że przyjdzie czas, że będziemy robić zakupy z kartką w ręku – zaśmiałabym mu się w twarz.
A teraz robię zakupy z kartką w ręku. W sensie: wiem, że nie mogę pozwolić sobie na rzeczy, których na liście zakupów nie ma.
Inflacja powoli nas niszczy i bardzo się boję tego, co będzie dalej.
Jak długo jeszcze?
Dlaczego kiedy jest dobrze, człowiekowi wydaje się, że tak będzie zawsze? I dlaczego, kiedy jest źle, wydaje się, że będzie tylko gorzej?
Sprzedaliśmy jeden samochód. Przestaliśmy kupować nowe ubrania. Zmieniłam ulubione kosmetyki na takie, które są o połowę tańsze. W internecie szukam tanich przepisów i staram się niczego nie marnować.
Niestety, na państwowe przedszkole nie ma szans. Bo jesteśmy pełną rodziną, która (mimo wszystko!) ma lepszy status materialny od innych rodzin. To jakaś kompletna paranoja…
Oficjalnie jesteśmy zamożni (patrząc na dochody), a faktycznie – zżera nas kredyt, opłaty (rachunki + przedszkole) i ta cholerna inflacja. Ciekawe, jak długo jeszcze będziemy uchodzić za „zamożnych”?
Karolina
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o:
- Stwierdzono śmierć mózgu – tydzień później niemowlę zaczęło samo oddychać. Rodzice nie zgadzają się na odłączenie od aparatury
- Jakub Rzeźniczak o śmierci syna: „Do ostatnich chwil nie dopuszczasz, że to się może skończyć tragicznie”
- Dziecko przewróciło się razem z wózkiem. Czy to przez agresywną jazdę kierowcy? [WIDEO]