Robi tak wielu rodziców, a w ten sposób poważnie szkodzą dzieciom!
Zamiast zatrzymać chore dziecko w domu, rodzice podają mu leki przeciwgorączkowe i wysyłają do przedszkola.
Jeden dzień w przedszkolu i tydzień w domu. Niestety tak przeważnie wygląda schemat uczęszczania dziecka do placówek edukacyjnych. Okres jesienno-zimowy to początek infekcji i ciągłej walki z wirusami. Ponieważ dzieci nie mają w pełni nabytej odporności, chorują znacznie częściej niż dorośli. Coraz częściej zdarzają się przypadki, że dzieci, zamiast zwalczać chorobę w domu, muszą podporządkować się decyzji rodziców i chore lądują w placówce.
Lek zamiast lekarza
Rodzice, zamiast zatrzymać dziecko w domu, aby się w pełni wykurowało, gotowi są posłać je do żłobka czy przedszkola, aby tylko nie iść na zwolnienie lekarskie. Aby uniknąć kłopotu, rodzice często przed wyjściem z domu podają dzieciom leki przeciwgorączkowe lub syropy na kaszel, dostępne bez recepty. Tak przemycają do placówki chore dziecko, które zaczyna zarażać innych. W ten sposób tworzy się błędne koło, bo dzieci dotykają wspólnych zabawek i wzajemnie przekazują sobie wciąż nowe mutacje wirusów.
Gdy po tygodniowym odpoczynku w domu, zdrowe dziecko wróci do przedszkola i zetknie się z chorym, jest duże prawdopodobieństwo, że za moment „złapie” kolejną infekcję. Niestety nie każdy rodzic ma świadomość tego, że do placówek takich jak przedszkole czy żłobek przychodzą różne osoby. Na przykład dzieci, które przewlekle chorują i kontakt z wirusem może skończyć się hospitalizacją bądź też kobiety w ciąży, które w razie infekcji nie mogą przyjmować większości leków.
Ponadto dzieci, które nie nabierają sił w domu, narażone są na groźne powikłania, zagrażające ich życiu. Czasem rodzice nie wiedzą, że maluchowi potrzebny jest antybiotyk, jednak bez wizyty lekarskiej, nie da się tego ustalić. W dodatku podany dziecku lek na zbicie gorączki działa tylko do kilku godzin, po których upływie prawda i tak wychodzi na jaw.
Rozsądek przede wszystkim
Po czyjej stronie leży wina? Zarówno po stronie rodziców, którzy posyłają chore dzieci do żłobków i przedszkoli, jak i wychowawców, którzy nie domagają się tego, aby chore dziecko zostało w domu. Na szczęście coraz więcej przedszkoli egzekwuje to, by dzieci, u których rozwija się infekcja, były jak najszybciej odbierane z placówek.
Sytuacja jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Trzeba pamiętać, że rodzice są często w sytuacji podbramkowej i nie widzą innej alternatywy. Wielu z nich postępuje tak w obawie przed utratą pracy albo dlatego, że nie ma z kim zostawić chorego malca. Specjaliści apelują jednak o zdrowy rozsądek.
Lepiej zaryzykować i wziąć zwolnienie lekarskie, niż narażać zdrowie zarówno swojego dziecka, jak i innych osób. W tej sposób uniknie się niepotrzebnych konfliktów i sporów, które od lat toczone są w podobnych kwestiach. Szanujmy się zatem i nie przemycajmy chorych dzieci do placówek, bo skutki mogą okazać się naprawdę dramatyczne.
Czy zdarzyło Wam się posłać chore dziecko do przedszkola? Czekamy na komentarze.
Zobacz też:
Chore dzieci w przedszkolu to plaga - posłuchajcie tego taty!