Reklama

Czy rodzice muszą się bawić z dzieckiem?

Niektórzy rodzice nie mają czasu. Inni energii. Jeszcze inni po prostu nie czują się swobodnie turlając się po dywanie lub udając owcę. Każdy z nich prędzej czy później zada sobie to pytanie: czy ja naprawdę muszę być kumplem mojego dziecka? Czy do zabawy nie wystarczy mu rodzeństwo lub rówieśnicy? A może pokój pełen zabawek to dla niego dostateczna rozrywka?

Reklama

Nowa definicja zabawy

Absolutnie nie namawiamy do tego, żeby w ogóle nie bawić się ze swoimi dziećmi. Ale wiemy, że czasami można oszaleć od ilości zaleceń związanych z wychowaniem. Psycholog dr Joanna Urbańska z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu mówi, że gubi nas nowoczesna definicja zabawy. Niepotrzebnie myślimy o niej tylko jako oddzielnej aktywności, przeznaczonej wyłącznie dla dzieci. Tymczasem, zabawą mogą być zwyczajne czynności wykonywane wspólnie z rodzicami, np. rozwieszanie prania, podlewanie kwiatów.

"Wydaje mi się, że definiujemy zabawę w zbyt wąski sposób. W zależności od wieku dziecka, zabawą mogą być bardzo zwyczajne rzeczy. Np. dla kilkumiesięcznego dziecka będzie to leżenie na brzuszku na kolanach taty. Dla starszego dziecka będzie to naśladowanie rodzica, samo bycie z nim. Dopiero w wieku 5, 6, 7 lat włącza się pragnienie gry i rywalizacji. Wtedy spokojnie można zapewnić dziecku towarzystwo rówieśników i tylko nadzorować zabawę. Nie trzeba się w nią włączać." - mówi psycholog.

Dobra mama

"Chciałabym podbudować te matki, które nie lubią wcielać się w role księżniczek. Jest mnóstwo sytuacji, w których dzieci tę zabawę dostają – w żłobku, przedszkolu, szkole. W domu chodzi o przebywanie ze sobą. Warto włączyć dziecko w czynności, które samemu się lubi. Wtedy nie będzie to męczące dla rodzica, a dla dziecka wciąż atrakcyjne" - dodaje Urbańska.

Zalety zabawy z dziećmi

Wiadomo, są liczne zalety zabawy z dziećmi, także dla rodziców. W ten sposób buduje się bliskość, dziecko lepiej się rozwija itd. Sami rodzice często też się nieźle bawią, lubią być ze swoim dzieckiem. Ale czasami mają wszystkiego dość. Spójrzmy na zabawę z innej perspektywy.

Odkrycie dzieciństwa

Dopiero XX wiek "odkrył" dzieciństwo. Wcześniej dzieci się miało, ale nigdy w historii ludzkości nie poświęcano im tyle uwagi, co dzisiaj. W niższych warstwach już kilkulatki posyłano do pracy w fabryce lub na polu. W wyższych dzieci kształcono i przygotowywano do korzystnego małżeństwa.

Jeszcze dwa pokolenia wstecz matki były zbyt zajęte prowadzeniem domu i/lub pracą zawodową, żeby bawić się z dziećmi. Co więcej, po prostu nie było takiego zwyczaju. Mama była od opieki, pocieszenia. Była kapłanką ogniska domowego, ale nie koleżanką dla kilkulatka.

Zmiany, zmiany, zmiany

Dzisiaj mamy całe dziedziny wiedzy poświęcone rozwojowi, psychologii, szczęściu dzieci. Jest przemysł, który produkuje przedmioty przeznaczone tylko dla dzieci: ubranka, zabawki, akcesoria, książeczki itd. Do opieki nad dziećmi włączyli się też ojcowie. To bardzo duża zmiana w wychowaniu. Z punktu widzenia pedagogiki oraz samych dzieci wszystkie te ‘nowinki’ są bardzo korzystne.

Dysponujemy bardzo szczegółową wiedzą, jak najlepiej wychować własne dzieci. Mimo to, czasami rodzice świadomie wolą z niej nie skorzystać. Wszyscy odbieramy codziennie więcej bodźców, niż jest w stanie przetworzyć ludzki układ nerwowy. Kto się skusi na dzikie harce z maluchem na dokładkę? Wiele mam powie: pas. Właśnie dlatego dobrze jest spojrzeć na tę kwestię z perspektywy... zdrowego rozsądku. Mamy nasze dzieci wychować i otoczyć troską. To nie znaczy, że musimy zamienić się w klaunów, a dom w wesołe miasteczko.

Na koniec dodajmy trochę danych. Badania psychologiczne dowiodły, że amerykańskie dzieci, którym rodzice organizowali zabawę, częściej borykały się z problemami emocjonalnymi, niż dzieci z plemion, które po prostu były ze swoimi rodzicami. Zatem bądźmy z naszymi dziećmi, włączajmy je w nasz świat. Nie przesadzajmy.

Reklama

Czytaj też: zabawy z kanapy dla zmęczonych rodziców

Reklama
Reklama
Reklama