- Jeden człowiek ma zespół Downa, inny dysleksję albo jest nadpobudliwy. To tylko dodatki – mówi Małgorzata Dyczewska. 14 lat temu założyła rodzinę zastępczą. Mieszka w Bukowej Górze na Kaszubach, z mężem i dwiema dziewczynkami: obie mają zespół Downa.

Reklama

Każde dziecko potrzebuje domu

Wioska na Kaszubach, wokół piękny las. Mieszkają tu we czworo: Małgorzata, jej mąż, 16-letnia Alicja i 12-letnia Wiktoria. Starsza dziewczynka jest już adoptowana, Wiktoria niedługo będzie.
Małgorzata założyła rodzinę zastępczą w 2004 roku. Nie miała biologicznych dzieci. Nie szukała przyczyn, nie próbowała mieć biologicznych dzieci za wszelką cenę. Już wcześniej myślała o założeniu rodzinnego domu dziecka. Od początku zakładała, że mogą w nim być dzieci niepełnosprawne. Z osobami niepełnosprawnymi była już "oswojona" – na studiach, w wolontariatach, w pracy (z zawodu jest psychologiem).
– Podczas szkoleń dla rodziców zastępczych większość osób odrzuca myśl, żeby zdecydować się na niepełnosprawne dziecko. Ja się tego nie obawiałam – opowiada.

Są takie same jak inne dzieci

Alicja miała 2 lata, gdy znalazła się u Małgorzaty. Dziewczynkę rodzice zostawili zaraz po urodzeniu, w szpitalu. Nie chciał jej adoptować nikt z Polski, była już zgłoszona do adopcji zagranicznej. Małgorzata długo się nie wahała, zespół Downa jej nie przeszkadzał. Zdecydowała się stworzyć dla Ali rodzinę zastępczą.

Archiwum domowe

Alicja cieszy się wiosną

Po 4 latach do Alicji dołączyła Wiki. Ona też miała wtedy 2 lata, a oprócz zespołu Downa – także wadę serca, nerek.
Pytam Małgorzaty jak to się stało, że zdecydowała się na dzieci z zespołem Downa? Każdy rodzic przecież marzy, by jego dziecko było mądre, zdolne, piękne, skończyło studia.
- Dzieci z zespołem Downa są takie same jak inne, ich wychowanie nie różni się od wychowania innych dzieci, tylko przebiega wolniej. Może pewnych zdolności nie osiągną, jednak w zakresie emocjonalności czy empatii myślę, że przewyższają większość z nas – mówi Małgorzata. – Jeśli urodzę zdrowe dziecko, to nikt nie zagwarantuje, że nie zachoruje w wieku 3 czy 10 lat. Nie zawsze zdrowe dziecko skończy studia. Zresztą studia nie warunkują szczęścia w życiu. Są ludzie prości, a żyjący pięknie. Najważniejsza jest nasza akceptacja – dodaje.

Zobacz także
Archiwum domowe

Wiktorii od początku nie dawało się nie pokochać

Alicja i Wiktoria nie dają się nie polubić. Są bezpośrednie, łatwo wchodzą w kontakt. Już na przywianie lubią się przytulić, zwłaszcza Alicja. Często łamie to pierwsze lody.
Zobacz także: Jest dla nas radością i siłą – Ewa Suchcicka o córce Natalii

Dwie osobowości

Obie dziewczynki chodzą do ośrodków rewalidacyjno-wychowawczych. W "szkole" Alicji jest 50 dzieci, szkoła Wiki jest mniejsza, bo dziewczynka lepiej czuje się w mniejszych grupach. Nie ma tu klas ze zwykłymi przedmiotami. Dzieci są podzielone na grupy, dopasowane pod względem zdolności dzieci. Bardziej zdolne uczą się czytać, pisać, te mniej zdolne rozwijają samodzielność.
Alicja jest otwarta, wesoła, pogodna. Dorasta teraz, wiec zdarzają jej się momenty złości czy obrażania, jednak po chwili otrząsa się, przybiega, przytula, przeprasza. Świetnie tańczy, wynajduje na You Tube układy taneczne, a potem je wypróbowuje. W szkole jest w zespole tanecznym. Lubi śpiewać, rysować, uczy się grać na keyboardzie.
Wiktoria to zupełnie inny charakter. Bardziej zamknięta w sobie i zdystansowana, potrzebuje chwili, by oswoić się z nową osobą czy sytuacją. Też lubi rysowanie, puzzle, gry, w których wymagane są zdolności techniczne, strategiczne. Uwielbia rower, rolki, piłkę nożną, skakanie na trampolinie.

Krzysztof Rajczyk

Jak wszystkie dzieci: Ala i Wiktoria lubią gry, puzzle, książki. Lubią też rysować, tańczyć, jeździć na rolkach

Jak każde dziecko, Alicja i Wiktoria potrzebują akceptacji, zauważania najdrobniejszych sukcesów. Wtedy mogą dalej się rozwijać.
Początki ich życia nie były łatwe. Obie dziewczynki rodzice zostawili w szpitalu po urodzeniu. Małgorzata przypuszcza, że w wypadku Alicji rodzice dopiero po porodzie dowiedzieli się o zespole Downa. – W przypadku Wiki raczej wiedzieli wcześniej. Myślę że ten większy dystans i ostrożność u młodszej córki może być związany z odrzuceniem przez matkę w życiu prenatalnym – mówi.
Zobacz także: To jest miłość biologiczna, jak powietrze - tata o wychowywaniu córki z zespołem Downa

Mówią "mamo". Bo to moje dzieci

W rodzinie zastępczej – według przepisów prawa – dzieci mogą przebywać do skończenia 18. roku życia (albo do końca nauki w szkole). Małgorzata nie wyobraża sobie jednak tego, że dziewczynek mogłoby z nią nie być. Dlatego starsza jest już adoptowana, a młodsza niedługo będzie. Obie mówią do niej "mamo".
– Traktuję je jak moje dzieci. Zresztą przecież to są moje dzieci! Na pewno zostaną ze mną do końca życia – zapewnia.
Małgorzata rozstała się z pierwszym mężem 8 lat temu. Nie sprostał m.in. opiece nad dziewczynkami. Życie jest jednak nieprzewidywalne: gdy po rozwodzie sprzedawała dom, poznała się ze swoim obecnym mężem. – Człowiek, któremu sprzedawałam dom, jest teraz moim mężem. Przeprowadził się tu z Warszawy, z ojcem. Moje dziewczyny poznał równolegle ze mną. Nie było u niego żadnej blokady, jeśli chodzi o nie. Tym mnie do siebie przekonał – mówi.
Ani dla niej, ani dla jej męża, Darka, zespół Downa nie jest problemem. – Jedna osoba ma zespół Downa, ktoś inny może mieć dysleksję albo być nadpobudliwy. To są tylko dodatki – mówi Małgorzata.

Bariery są w nas

Gdy pytam, co powiedziałaby rodzicom, którzy dowiadują się, że ich wytęsknione dziecko może urodzić się z zespołem Downa, mówi bez wahania, że każdy człowiek potrzebuje akceptacji. Być może dziecko z zespołem Downa będzie kochać rodziców bardziej niż dziecko, które nie ma zespołu Downa? Sprawne dzieci kiedyś pójdą w świat, więzi z dzieckiem z zespołem Downa są trwałe, bliskie.
Alicji i Wiki nie da się nie lubić. Potrafią powiedzieć w sklepie pani sprzedającej lody: "Bardzo cię lubię, jesteś miła". I pani od razu promienieje. Potrafią przyjść, przytulić i powiedzieć "kocham cię".
Małgorzata mówi, że często młodzi rodzice dzieci z zespołem Downa obawiają się odrzucenia społecznego, wytykania palcem, przyglądania się. Ona nigdy nie zaznała żadnej reakcji odrzucenia dziewczynek. Tam, gdzie mieszkają, wszyscy Alę i Wiki lubią. Żyje z dziewczynkami aktywnie, chodzi z nimi na basen, na place zabaw, jeżdżą po Polsce, dziewczynki były też zagranicą, leciały samolotem.
– Wielu osobom potrafią dać radość, pozytywne nastawienie do życia. Jeśli dziecko powie ci "kocham cię", to przecież nie wypada odpowiedzieć nic innego! Blokady i bariery są w nas – mówi Małgorzata.

Reklama

Zobacz także: Tę książkę powinien przeczytać każdy rodzic. Będzie miał oczy pełne łez

Reklama
Reklama
Reklama