Wisi matka na płocie i maskuje się liściem… – pierwsze dni przedszkola!
Kochane mamy! Do diaska! Macie zdolne, fajne, towarzyskie dzieci! Większość nie dostanie Nobla, sorry. Ale naprawdę przedszkole to nie jest dramat! Wasze dziecko POTRZEBUJE grupy rówieśniczej, nowych wyzwań, umiejętności. Nie ma sensu tego młodego człowieka ograniczać.
A co ja widzę dziś? Idę z dzieckiem do przedszkola. Po drodze mijam chyba z pięć przedszkoli, do których moje dziecko nie było uprzejme się dostać. Niestety, już na początku edukacji spotykają nas porażki :) Prócz dumnie kroczących starszaków widziałam też dość absurdalne scenki.
Otóż na płocie wisi kobita. W granatowej sukience, z piękną markową torebką. Zasłania się jakimś przesuszonym liściem. W pierwszej chwili myślałam, że przez ten płot coś jej spadło, ewentualnie kogoś woła. Guzik. Ona podgląda przedszkolanki, albo swojego syna, bo w sumie nie jestem pewna. Skręcamy w osiedle. W aucie pod przedszkolem inna kobita ryczy jak bóbr, obok facet trzyma ją za rękę i pociesza, jak umie. Mój syn patrzy z niedowierzaniem. Ja patrzę z przerażeniem. Zaczęło mi się robić gorąco, a to cholera, nawet nie moje dziecko! Za chwilę kolejne przedszkole. A tam 2 surykatki. Matka z ojcem uprawiają siady synchroniczne, gdy wydaje im się, że córka zerka przez okno. Piękne, ale przerażające. W samym przedszkolu też trafiam na “przyssawkę”. Mama i córka tkwią w nierozwiazywalnym splocie kończyn i ...obie ryczą. O ile dziecko rozumiem, o tyle po co ta matka płacze? Czy uważa, że przedszkole to takie straszne miejsce? Jeśli tak, to dziecka bym tam nie zostawiała. A jeśli to tylko jej strach przed rozstaniem, to wierzę, że jest dużą dziewczynką i chyba umie się powstrzymać.
Oczywiście, że twoje dziecko będzie tęsknić i czasem będzie płakać, ale to absolutnie normalne. To zdrowa reakcja na nową i bardzo różną od codziennej sytuację. Odczepcie się! Nie stójcie pod drzwiami, nie wyjcie, nie wiście na płocie, nie opowiadajcie dziecku, że „jakoś da radę", tylko z uśmiechem puśćcie go w jego życie stojąc z boku. To właśnie ten czas.
Sztuka rozstania to niezwykle ciężki temat dla niektórych mam. Rozumiem, ale nie znam tego kłopotu. Wychodzę z dość śmiałego założenia, że raczej to przedszkole się musi martwić, a nie ja. Mój syn nie da sobie w kaszę dmuchać, a ja mam duży spokój w kwestii miejsca, do którego oddaję malucha. Jest opieka, są koledzy, jest jedzenie, łazienka, zabawy edukacyjne itd. Będzie dobrze, a już na pewno ciekawiej niż z mamą. Jestem więc kobietą nieczułą. Trudno.
Wytłumaczcie mi proszę, skąd w ludzach tyle zwątpienia we własne dzieci? To kwestia kompleksów? Tak bardzo boicie się placówek edukacyjnych czy swoich dzieci? Bo jakoś nie wierzę, że o dzieci. Nie przeszkadzajmy przedszkola nie są takie straszne.
Zobacz też: 10 sposobów na przetrwanie w przedszkolu