A co ja widzę dziś? Idę z dzieckiem do przedszkola. Po drodze mijam chyba z pięć przedszkoli, do których moje dziecko nie było uprzejme się dostać. Niestety, już na początku edukacji spotykają nas porażki :) Prócz dumnie kroczących starszaków widziałam też dość absurdalne scenki.

Reklama

Otóż na płocie wisi kobita. W granatowej sukience, z piękną markową torebką. Zasłania się jakimś przesuszonym liściem. W pierwszej chwili myślałam, że przez ten płot coś jej spadło, ewentualnie kogoś woła. Guzik. Ona podgląda przedszkolanki, albo swojego syna, bo w sumie nie jestem pewna. Skręcamy w osiedle. W aucie pod przedszkolem inna kobita ryczy jak bóbr, obok facet trzyma ją za rękę i pociesza, jak umie. Mój syn patrzy z niedowierzaniem. Ja patrzę z przerażeniem. Zaczęło mi się robić gorąco, a to cholera, nawet nie moje dziecko! Za chwilę kolejne przedszkole. A tam 2 surykatki. Matka z ojcem uprawiają siady synchroniczne, gdy wydaje im się, że córka zerka przez okno. Piękne, ale przerażające. W samym przedszkolu też trafiam na “przyssawkę”. Mama i córka tkwią w nierozwiazywalnym splocie kończyn i ...obie ryczą. O ile dziecko rozumiem, o tyle po co ta matka płacze? Czy uważa, że przedszkole to takie straszne miejsce? Jeśli tak, to dziecka bym tam nie zostawiała. A jeśli to tylko jej strach przed rozstaniem, to wierzę, że jest dużą dziewczynką i chyba umie się powstrzymać.

Oczywiście, że twoje dziecko będzie tęsknić i czasem będzie płakać, ale to absolutnie normalne. To zdrowa reakcja na nową i bardzo różną od codziennej sytuację. Odczepcie się! Nie stójcie pod drzwiami, nie wyjcie, nie wiście na płocie, nie opowiadajcie dziecku, że „jakoś da radę", tylko z uśmiechem puśćcie go w jego życie stojąc z boku. To właśnie ten czas.

demotywatory.pl

Sztuka rozstania to niezwykle ciężki temat dla niektórych mam. Rozumiem, ale nie znam tego kłopotu. Wychodzę z dość śmiałego założenia, że raczej to przedszkole się musi martwić, a nie ja. Mój syn nie da sobie w kaszę dmuchać, a ja mam duży spokój w kwestii miejsca, do którego oddaję malucha. Jest opieka, są koledzy, jest jedzenie, łazienka, zabawy edukacyjne itd. Będzie dobrze, a już na pewno ciekawiej niż z mamą. Jestem więc kobietą nieczułą. Trudno.
Wytłumaczcie mi proszę, skąd w ludzach tyle zwątpienia we własne dzieci? To kwestia kompleksów? Tak bardzo boicie się placówek edukacyjnych czy swoich dzieci? Bo jakoś nie wierzę, że o dzieci. Nie przeszkadzajmy przedszkola nie są takie straszne.

Zobacz także
Reklama

Zobacz też: 10 sposobów na przetrwanie w przedszkolu

Reklama
Reklama
Reklama