Psycholog o macierzyństwie: „Perfekcyjnie nie będzie”
„Może ja jestem jakaś gorsza, niewystarczająca?” – pomyślałaś tak kiedyś? Przeczytaj rozmowę z psychologiem o tym, jak się nie zagubić w roli matki.
Dlaczego my, mamy, jesteśmy zmęczone, ciągle w biegu, nie mamy chwili na złapanie oddechu? „Chcemy wszystko robić jednocześnie. To nas gubi. Byłoby nam dużo łatwiej, gdybyśmy nie miały wobec siebie tak wielkich oczekiwań i robiły różne rzeczy w swoim tempie” – mówi Kinga Ślużyńska, psycholog, life coach, psychoterapeuta. A czy można inaczej? Sprawdź.
My, matki, żyjemy chyba tylko dzięki kawie. W ciągłym biegu! Jak my dajemy sobie w ogóle radę?
Czasem mam wrażenie, że ostatkiem sił, szczególnie wtedy, gdy kobieta ma na sobie obowiązków za 2-3 etaty. Ogrom zadań, które kobiety na siebie biorą, bywa porażający. Potem ledwo się z tym wyrabiają, pracują w weekendy, siedzą po nocach, kosztem np. snu, randki z mężem czy wypoczynku.
Znak naszych czasów, czy tak było zawsze? Nasze matki też tak goniły ostatkiem sił?
Wydaje mi się, że kiedyś mieliśmy większą pomoc rodziny, mieszkaliśmy bliżej siebie, częściej korzystaliśmy z pomocy babci, sąsiadów, koleżanek, nie było komputerów, smartfonów, nie zabieraliśmy pracy do domu. Ale czy kiedyś kobiety miały lżej i były bardziej wypoczęte? Trudno powiedzieć. W dzisiejszym świecie jest na pewno więcej oczekiwań, jakie my kobiety chcemy spełniać np. określonego wzorca macierzyństwa, perfekcyjnej pani domu.
Chcemy dobrze pełnić swoje role, a nawet kilka na raz i to na 100 proc. Rozmawiając z kobietami słyszę, jak bardzo chcą robić karierę, być dobrą żoną, doskonałą matką... One nie tylko chcą pracować, chcą robić coś wyjątkowego, z pasją, mieć osiągnięcia. I jeszcze chcą to jednocześnie godzić z opieką nad małymi dziećmi. Niestety nie da się wszystkiego robić na raz, na 100 proc. i jeszcze być przy tym wypoczętą. To, że tak wiele od siebie oczekujemy, budzi dużo napięcia– już od tego można poczuć się zmęczonym!
Skąd bierze się ta presja? Z zewnątrz czy od nas samych?
Jeśli odczuwamy presję z zewnątrz, to z pewnością od naszych wewnętrznych predyspozycji zależy, czy się jej poddamy, czy nie. Możemy przecież bardzo się czymś przejąć, możemy też pomyśleć: „nie, to nie dla mnie, ja tego nie chcę, mnie to nie dotyczy” albo ”jestem zmęczona, nie wszystko na raz, zajmę się tym później”.
Zobacz także
A nie myślimy, że jeśli inne kobiety tak robią i dają radę, to my też powinnyśmy?
To zależy od kobiety. Część kobiet rzeczywiście tak myśli, że muszą dać radę. Część porównuje się do innych kobiet – a przynajmniej do wyobrażenia, jakie mamy na temat innych kobiet - i chce im dorównać. Najczęściej wybieramy sobie osobę, która jest w czymś od nas lepsza i w skali porównawczej wypadamy blado, więc mamy poczucie, że musimy dorównać. Żeby to zrobić, musimy się jeszcze bardziej postarać. Więc się staramy... czasem ponad nasze siły.
To rodzi frustrację!
I poczucie winy: „może ja jestem jakaś gorsza, niewystarczająca”, „powinnam dać z siebie więcej”. A przecież my nie jesteśmy tacy sami, jako ludzie. Mamy różne historie i aktualne sytuacje życiowe, więc nie mamy takich samych możliwości. Różnimy się też predyspozycjami i zasobami energii do dyspozycji. Nie mamy też tych samych chęci, nie to samo nas satysfakcjonuje, więc porównywanie się do innych, to tak, jakby porównywać gruszkę do jabłka – też owoce, ale jednak inne. Chcąc do kogoś "doskoczyć" możemy się tym bardzo zmęczyć i nigdy nie osiągnąć założonych efektów.
Z drugiej strony nie tylko praca teraz ma być wykonywana z pasją, także macierzyństwo współcześnie jest zadaniem, które ma być wykonywane w 100 proc. Chcemy się w nim spełniać, być najlepsze. Może to dodatkowa trudność, która sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej zmęczone pod koniec dnia?
Z pewnością, jeśli chcemy godzić ze sobą wiele ról jednocześnie i każdą realizować na wysokim, perfekcyjnym poziomie, to zarówno liczba zadań, jak i presja rośnie. Rośnie też zmęczenie.
Czyli gubi nas perfekcjonizm?
Też, i duże oczekiwania, czasem nie do końca sprecyzowane np. być mamą na 100 proc.? W sumie, co to tak konkretnie znaczy? Czasem wymagamy od siebie rzeczy bardzo trudnych i jeszcze chcemy to zrobić szybko i na wysokim poziomie.
I to we wszystkim sferach życia?
A przynajmniej w wielu. I chcemy to robić jednocześnie, a to właśnie nas gubi. Gdybyśmy robiły różne, ważne rzeczy po kolei, to myślę, że byłoby nam dużo łatwiej. Jeśli np. planujemy powiększenie rodziny, to dobrze byłoby mieć na to przestrzeń. Zwolnić tempo, potraktować siebie podmiotowo, zadbać o siebie. Przecież to wyjątkowy czas, nie tylko dla dziecka, ale i dla matki. Kiedy przychodzi dziecko na świat, warto z nim być tak długo, jak możemy. Dla jego psychorozwoju, ale też dla siebie. W końcu to życiowa rewolucja, potrzebujemy się z nią oswoić.
Po co wtedy dodawać sobie zadań i presji, żeby jak najszybciej wrócić do pracy? I to wypoczęte, w takiej samej formie (albo lepszej!) niż wcześniej, z płaskim brzuchem, ułożonym perfekcyjnym planem dnia itd. Wtedy cierpimy i my, jako matki, i dziecko, które przecież czuje, że mama jest w części z nim, a w części myślami jest gdzie indziej, w zadaniach do zrobienia. Oczywiście są sytuacje życiowe, które tego wymagają, ale jeśli nie jesteśmy w takiej sytuacji, to czy na prawdę musimy sobie dokładać? Może nie trzeba wszystkiego robić na raz? W końcu nie chodzi o to, żeby rezygnować z tej kariery, ale nie trzeba wracać do pracy natychmiast, a później padać ze zmęczenia.
Czy to w ogóle jest możliwe, żeby tak sobie wszystko ułożyć, żeby znaleźć czas i na pracę, i rodzinę, i jeszcze na siebie, swoją przestrzeń i potrzeby?
To zależy, jakie mamy oczekiwania, jaką pracę, jak duże dzieci, jakie wsparcie innych osób. Nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Jeśli chodzi o plan dnia, przy dobrej organizacji dużo da się „upchnąć”, tylko wtedy żyjemy tą przysłowiową kawą. Jesteśmy zmęczone, a po jakimś czasie też sfrustrowane ilością zadań. W natłoku zadań zaczyna nam brakować przestrzeni dla siebie. Natomiast, jeśli chcemy jeszcze czuć się dobrze, to powiem: nie da się wszystkiego na raz i perfekt. Trzeba coś odpuścić! Ta perspektywa może być frustrująca i niepopularna, ale jednocześnie może być uwalniająca, bo przestajemy od siebie wymagać, że musimy zrobić niemożliwe.
Co by pani radziła kobiecie w takiej sytuacji?
Przede wszystkim warto się siebie zapytać: dlaczego jestem taka zmęczona? Co mnie męczy? Warto przyjrzeć się zarówno sytuacji życiowej, jak i swojemu podejściu, do tego, co się aktualnie dzieje w moim życiu. Często rozwiązaniem bywa np. zaangażowanie członków rodziny w opiekę nad dziećmi lub zajęcie się domowymi sprawami – to jest ważne! Możemy poprosić męża, aby w określone dni, nas w czymś zastąpił, abyśmy miały trochę czasu dla siebie, choćby na spacer. Związek w końcu jest również po to, abyśmy mogli siebie nawzajem wspierać.
Jeśli jesteśmy w ciągłym biegu, warto też zastanowić się: za czym ja tak gonię? Co jest dla mnie takie ważne? Oraz nad ogólniejszymi, ale też bardzo ważnymi, tematami: jak ja siebie widzę jako kobietę, żonę, matkę? Czasami dużo energii poświęcamy na coś, z czym się borykamy tak wewnętrznie, z jakimś lękiem, niepewnością, bezradnością, samotnością, z jakimś nieułożonym w sobie tematem. To nie zniknie, warto się tym zająć.
Czy możemy same do dojść do odpowiedzi na te pytania?
Często tak, choć wymaga to głębszej refleksji. Można też porozmawiać z życzliwymi przyjaciółkami albo umówić się na profesjonalną rozmowę z life coachem czy psychologiem.
Takie wsparcie w innych kobietach, które są w podobnym położeniu, to taka namiastka takiej wielkiej wioski, która wspólnie wychowuje dzieci, tej wielopokoleniowej rodziny.
Taka grupa przyjaciółek wspierających się nawzajem może być bardzo potrzebna. Macierzyństwo to taki moment w życiu, kiedy mamy być dla kogoś. Mniej się zajmować sobą, a być dla dziecka, szczególnie w jego pierwszych miesiącach życia. Z drugiej strony my też nie jesteśmy „studnią bez dna”, nasze potrzeby nie znikają, więc taka rozmowa z mężem czy przyjaciółkami może być tym wsparciem, które pomoże nam „naładować akumulatory”.
Macierzyństwo to też moment wielu zmian, w życiu, w sobie, w ciele, w relacjach. Mamy teraz tyle metod wychowawczych, nie wiadomo, która lepsza, co robić z dzieckiem, a czego unikać, czy karmić piersią, czy butelką i do kiedy, kiedy i jak uczyć sprzątania i w jaki sposób, a jak sobie radzić z emocjami dziecka itd. Matki te dylematy przeżywają, to nie jest im obojętne, dlatego dobrze mieć grono matek, z którymi można o tym rozmawiać. Warto też w sobie układać, przemyśleć, nazywać: jaką chcę być mamą? na co chcę dziecku pozwalać? a na co nie? jakie metody wychowawcze stosować? To zmniejsza frustrację, napięcie, przynosi wewnętrzny spokój.
Ale to nie jest pułapka? Nie wpadniemy przez to w perfekcjonizm i poczucie winy, że coś nam nie wychodzi?
Nie chodzi mi o spełnienie idealnego, wymyślonego wzorca, a bardziej o kierunek. Jeśli sobie coś przemyślę i wiem, jaka jestem i na czym mi zależy, a na czym nie, to nie wymagam od siebie więcej niż założyłam np. jeśli wiem, że przeczytanie dziecku książeczki jest dla mnie ważniejsze niż umyte okna, to nie mam poczucia winy, gdy oglądam Perfekcyjną Panią Domu i kładę się spać ze spokojem patrząc na brudne okna. Świadomie wybieram swoje priorytety.
Oczywiście, jeśli np. postanowię, że nie chcę na swoje dziecko krzyczeć, a zrobię to, to będę mieć poczucie winy. Ale! Jestem tylko człowiekiem – niedoskonałym - i z tej niedoskonałości wynikają błędy, które będziemy popełnia. Warto to rozumieć i nie stawiać poprzeczek tam, gdzie są nieosiągalne.
I prosić o pomoc.
To jest bardzo ważne.
Ale chyba mamy z tym problem?
Rzeczywiście, pracuję z kobietami i obserwuję, jak trudno im przychodzi zrezygnowanie z chęci zrobienia wszystkiego samodzielnie, bo tylko wtedy jest perfekcyjnie. Tylko właśnie przez to, są nieustannie zmęczone...
Czyli możemy dać sobie prawo do tego, żeby być mamami, pracować i czuć się zmęczone?
Prawo do zmęczenia, na pewno! Zmęczenie jest czymś naturalnym, gdy dużo się dzieje w naszym życiu. Pojawia się nowa sytuacja, nowy członek rodziny, hormony w nas buzują i przeżywamy, stresujemy się. Będziemy zmęczone. Nie ma szansy całkowicie go uniknąć. Warto to zaakceptować, nie ganić się za to, ale jednocześnie nie dokładać sobie, odpuszczać, prosić o wsparcie, dawać sobie czas i mieć świadomość, że perfekcyjnie nie będzie.
Kinga Ślużyńska - psycholog, life coach, psychoterapeuta
Dołącz do naszej społeczności mam na Facebooku #MamaBezPorównania - MTJ. Tu się nie porównujemy, nie oceniamy, nie wstydzimy przyznawać do potknięć. Jesteśmy sobą i właśnie takie jesteśmy najlepsze. Czekamy na ciebie!
Artykuł opublikowany w ramach akcji #MamaBezPorównania
Zobacz też:
- #MamaBezPorównania: z tatą na kajaki [WIDEO]
- Też masz już dość? Dołącz do nas! Akcja #MamaBezPorównania
- Współczesne modele polskich rodzin: który pasuje do was?