Reklama

Pomysł sławnego psychologa jest bardzo życiowy: żeby młodych rodziców z roztrzęsionej galarety zamienić z powrotem w spokojnych ludzi utkanych z wiatru i właściwego rozpoznania własnych potrzeb. Rosenberg nie pisał swojej książki „Porozumienie bez Przemocy” wyłącznie o rodzicach, tylko o ludziach w ogóle, ale tak się składa, że w rodzinie to porozumienie jest jakby cenniejsze.

Reklama

Porozumienie według Marshalla B. Rosenberga zaczyna się od tego, żeby przestać na siebie krzyczeć. Zamiast tego, trzeba najpierw zastanowić się, co wywołuje we mnie złość, a potem zamienić ją na konkretną prośbę (zainteresowanych odsyłam tutaj po więcej informacji). Podobno metoda jest tak rewelacyjna, że nie ma mowy o porażce. Podobno poradzą sobie nawet rodzice. Czyli ja też!

Porozumienie z dwulatką - wersja beta

Mamy z córką na wspólnym koncie sporo kwestii spornych. Na przykład taka - prosto z zeszłego tygodnia. Wracamy ze żłobka rowerem - ja z przodu, ona z tyłu. Siedzi na swoim dziecięcym foteliku i gada, ale słyszę, że to nie jest takie sobie zwykłe gadanie, tylko gadanie dziecka, które się nudzi. Wiadomo, ileż można siedzieć! Dziecięca wytrzymałość jest krótka, dlatego nagle z tyłu jakiś zamęt, jakieś siłowanie, małe rączki na moich biodrach i proszę, gotowe! Ja jadę bez spódnicy, a córka wyswobodzona z pasów. Cholerna królewna!

Hamulec! Stop! Spódnica w górę! Szukam guzika i faktycznie - jest z tyłu liche zapięcie. Nic dziwnego, że je rozpracowała. Teraz z kolei pracuje nad wydobyciem nóżek spod plastikowych przypięć i zapewne planuje jakąś szybką ucieczkę. Bardzo jest z siebie zadowolona. We mnie natomiast gotuje się sto piorunów.

Nie wiem za co łapać. Przypinam córkę z powrotem, ale już poznała smak wolności, już nie jest taka naiwna. Broni się, płacze, przypięta jechać nie będzie. Sytuacja niestety wymaga zdecydowanych posunięć. Do domu daleko, zrelaksowani rowerzyści owiewają nas tylko to z lewej to z prawej strony, a ja na środku ścieżki szamoczę się w samych rajstopach. Bez przemocy daleko tu nie zajedziemy. Nie wiem, jak Rosenberg by sobie poradził, ale ja na córkę nakrzyczałam, nasiłowałam się, aż w końcu przypięłam. Na wszelki wypadek spódnicę przekręcam guzikiem do przodu.

Porozumienie w sprawie błyszczyka

Na kolejny taki przypadek długo nie musiałam czekać. Następnego ranka córka przychodzi wesolutka jak szczygiełek, buzia aż jej promienieje. Ale zaraz, to nie są takie zwykłe promienie płynące ze środka dziecięcego uśmiechu. Ona się świeci na różowo! Źródło świecenia namierzam szybko. Znalazła mój błyszczyk, skorzystała i trzyma.

Cenię sobie ten błyszczyk, dlatego chcę go skonfiskować. Zwykłe odebranie jednak nie wchodzi w grę. Muszę być sprytna. Ja wiem, że to nie będą takie sobie zwykłe negocjacje. Z jakichś powodów przetargi kosmetyczne z dziećmi plasują się na najwyższym poziomie trudności. Przerobiłam to z synem, który po prostu UWIELBIAŁ zżerać moje szminki. Tylko, skubany, tych tanich nie ruszał, gustował wyłącznie w markowych. Córka jest podobna do brata.

Porozumienie a'la Rosenberg

Co zrobiłby Rosenberg w sprawie błyszczyka? Przebiegam w myślach kolejne punkty biblii Porozumienia. Nie wolno się awanturować, to po pierwsze. Po drugie: nazwij, co widzisz. No, widzę, że odkręca mój błyszczyk i mlaszcze po nim językiem. Wylizała już połowę drogocennej substancji, jak tak dalej pójdzie będę się malować burakiem.

Rosenberg: Jakie są twoje uczucia w tej sprawie? Serio? Chcesz znać moje uczucia, ty przemądrzały @#@%$#^$%&%^*&%?!!!!

Rosenberg: Jakie są twoje potrzeby? Oddawaj mój błyszczyk, gówniaro!

I wreszcie punkt ostatni: sformułowanie prośby. No to mówię grzecznie: Córeczko, mama bardzo lubi ten błyszczyk. Nie chcę, żebyś go zjadała. Daj mamie błyszczyk.

Śmieje się, różowa szelma. To zaczynam jeszcze raz, nawet uprzejmiej: Kochana córeczko, widzę, że wzięłaś mój błyszczyk. Jak go zjesz, będzie mi smutno. Połóż błyszczyk o tutaj, koło mamusi.

Kłopot z porozumieniem? Zawołaj brata

Bez rezultatu, błyszczyk wciąż w niewoli. Syn wyraźnie nie może już tego słuchać i tylko wywraca na mnie oczami. Chyba nie przekonały go psychologiczne porady mądrego Rosenberga, bo odłożył piłkę i jednym ruchem wyrwał siostrze błyszczyk z ręki.

Masz - zwrócił się do mnie uprzejmie i sobie poszedł. Córka chwilę przetwarzała, co się stało. Już wygięła buzię w podkówkę, ale ostatecznie postanowiła się nie rozpłakać, bo zobaczyła porzuconą przez brata piłkę. Kurtyna.

Aneks do „Porozumienia bez Przemocy”

Szanowny Panie Rosenberg,

Proszę dopisać w swojej książce, że rodzice, którym nie idzie porozumienie z dziećmi poniżej 3. roku życia, powinni mieć starsze dziecko, które rozwiąże za nich sporne kwestie.

Pozdrawiam serdecznie,

Adela Prochyra

Reklama

Czytaj też: Czy mówisz tak do dziecka? Sprawdź, jakie zwroty kształtują twoje dziecko

Reklama
Reklama
Reklama