Reklama

Gdyby dzieci zawsze robiły to, czego oczekują rodzice, temat kar i nagród pewnie by nie istniał. Nie istniałyby też wątpliwości, czy kary nie unieszczęśliwiają, a nagrody nie rozpuszczają i czy stosując jedne i drugie, zasługujemy na miano dobrego rodzica, a może raczej tresera. O tym, czy karać i nagradzać, a jeśli tak, to w jaki sposób, rozmawiamy z psychologiem, dr Aleksandrą Jasielską.

Reklama

Przed Gwiazdką wiele dzieci słyszy słynne zdanie: „Jak będziesz się źle zachowywać, Mikołaj przyniesie ci rózgę". Co o tym sądzi psycholog?

Należy sobie zadać pytanie, co chcemy uzyskać, mówiąc do dziecka w ten sposób. Jeśli zmianę zachowania, to straszenie rózgą nie jest dobrym pomysłem. Bo zarówno kary, jak i nagrody powinny pojawić się od razu, gdy dziecko zrobi coś źle lub dobrze. Opowiadanie o tym, co będzie za miesiąc czy dwa tygodnie, to dla malucha abstrakcja. Lepiej powiedzieć, że Mikołaj czy Gwiazdor, jak mówimy w Wielkopolsce, zastanawia się, jaki prezent dziecko może dostać, gdy np. nie będzie biło młodszej siostry albo pozwoli mamie dokończyć rozmowę telefoniczną. Rodzice straszą rózgą, ponieważ najczęściej nie mają żadnego repertuaru kar ani nagród. (sprawdź też: Jak zapobiec kłótniom między rodzeństwem).

A może dałoby się wychowywać dzieci bez ich stosowania?

Nasze pociechy nie zawsze zachowują się tak, jakbyśmy chcieli, jak jest to akceptowane społecznie. Małe dziecko jest z natury ruchliwe, żywiołowe, głośne i niektóre jego zachowania są niewłaściwe w pewnych okolicznościach, np. kiedy rozrywa opakowania prezentów na imprezie urodzinowej kolegi lub niszczy przygotowane tam dekoracje. Jeśli chcemy, by tak nie postępowało, możemy pokazywać dobry wzorzec, ale niekiedy nie da się tego zrobić i potrzebna jest kara.

Na przykład jaka?

Wymyślenie kary odpowiedniej dla swojej pociechy to największy problem dla każdego rodzica. Żeby określić, co dla dziecka jest karą, a co nagrodą, trzeba znać jego upodobania, wiedzieć, co może być dla niego przykre. Dla jednego karą będzie zakaz oglądania bajki na dobranoc, dla innego – wprost przeciwnie. Jedno poczuje się ukarane, gdy nie może wyjść na dwór i bawić się z kolegą, a inne się tym nie przejmie. Najlepszą karą jest zwykle pozbawianie przyjemności. Niestety, nie spotkałam podręcznika psychologicznego, który mówiłby, jak taka idealna kara ma wyglądać.

A gdybyśmy tylko nagradzali dobre zachowanie, a złe ignorowali?

Nie wydaje mi się, że przy żywiołowości małego dziecka stosowanie samych nagród jest możliwe. Wymagałoby to przemyślanego, spójnego systemu nagradzania, który stosują i rodzice, i dziadkowie. Psychologia proponuje tzw. system żetonowy – dziecko za każde dobre zachowanie, które akceptujemy, dostaje punkt, fasolkę albo uśmieszek, a po zebraniu całej puli – otrzymuje nagrodę. Za zachowanie nieodpowiednie żetony są ujmowane. To dobra metoda, pod warunkiem że dziecko jasno wie, za co punkty są przyznawane i do czego prowadzą.

Czy nagroda zawsze musi być materialna? Może wystarczy tylko pochwała?

Zwróćmy uwagę, że my, dorośli, też jesteśmy nagradzani. Pochwała szefa to jedno, ale jest też coś takiego jak premia... Wprowadziliśmy takie symboliczne nagrody i kary i jakoś się w tym odnajdujemy. Nie widzę niczego złego w nagrodach materialnych, pod warunkiem że są przyznawane konsekwentnie – nie mogą być wręczane za nic, nie mogą pojawiać się zawsze lub dlatego że dziecko ich zażądało. Dużo zależy również od wieku dziecka i relacji, jaką z nim zbudowaliśmy. Jeśli jest dobra, głęboka, niezadowolona mina rodzica, gdy maluch szczypie czy hałasuje, może być wystarczającym sygnałem dla niego, że źle postępuje.

Dziecku wiele można wytłumaczyć, np. "Jeśli nie sprzątniesz klocków z podłogi, nadepniesz na nie i będzie bolało". Takie wyjaśnienia nie są lepsze od kar i nagród?

Rodzice, którzy doskonale znają swoją pociechę, nie muszą często sięgać po takie środki, bo dziecko przejawia mniej zachowań, które chcieliby zmienić. Powinniśmy dążyć do tego, by nagrodą dla dziecka było poczucie zadowolenia, bo zachowało się tak, jak uczą rodzice. A wracając do przykładu z klockami – jeśli chcemy coś osiągnąć, musimy konsekwentnie stosować dwie proste zasady.

[CMS_PAGE_BREAK]

Po pierwsze – nagradzać zachowania coraz bliższe oczekiwanemu. Załóżmy, że dziecko rozrzuca klocki i jednego dnia uda mu się sprzątnąć zaledwie kilka. Musimy to nagrodzić, a nie czekać, aż kiedyś upora się ze wszystkimi. I druga rzecz – konsekwencja. Jeśli jednego dnia złościmy się o bałagan w pokoju dziecka, innym razem nie możemy dla świętego spokoju udawać, że nam nie przeszkadza (sprawdź: Jak nauczyć dziecko sprzątania zabawek?).

Często stosujemy kary i nagrody, jakich sami doświadczyliśmy w dzieciństwie...

A świat się już trochę zmienił. Dla niektórych rodziców czekolada mogła być nagrodą, bo była tylko w Peweksie, ale dla moich dzieci to już żadna atrakcja, nie mówiąc już o tym, że nagradzanie słodyczami nie jest dobrym rozwiązaniem.

Przypomnijmy, że nie są nim również kary cielesne.

Z punktu widzenia psychologii kary cielesne są absolutnie niedopuszczalne. Są naruszeniem cielesności osobistej. Istnieje też prawdopodobieństwo, że dziecko uderzone uderzy kiedyś inne dziecko.
(Obejrzyj film: Bicie dzieci uczy...).

I nic nie wyjaśniają...

Jest taka złota zasada w psychologii: kara musi być adekwatna do przewinienia. Ważne, by nie wymierzać jej w stanie wzburzenia. Bo dziecko musi poradzić sobie i ze swoim złym zachowaniem, i z negatywnymi emocjami rodzica. To dla niego za dużo. Rodzic najpierw musi ochłonąć, potem omówić sytuację i dopiero wymierzyć karę, by dziecko zrozumiało, dlaczego ją otrzymuje i czego właściwie od niego oczekujemy. Ten ostatni element jest szczególnie ważny.

Dziecko powinno coś zrozumieć. A co z rodzicami, co oni powinni wiedzieć, rozumieć?

Może przytoczę taką historię: na spotkaniu rodzinnym spotyka się grupka dzieci w podobnym wieku, są też ich rodzice, którzy mówią tylko: „Proszę o spokój", a dzieciaki szaleją i nie ma szans, by się uspokoiły, bo z nudów chcą na siebie zwrócić uwagę. W końcu ktoś zaczyna się z nimi bawić i robi się cicho. Zawsze warto dostrzec przyczynę zachowania, które nam przeszkadza. Bo może się okazać, że czasem rózga należy się, niestety, nam – rodzicom. (czytaj też: Dlaczego dzieci są niegrzeczne).

Polecamy: Wyznaczanie granic - dlaczego czasem warto powiedzieć dziecku „nie".

Dr Aleksandra Jasielska jest psychologiem, pracuje w Zakładzie Psychologii Ogólnej i Psychodiagnostyki w Instytucie Psychologii na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu, konsultuje teksty poświęcone wychowaniu dzieci w miesięczniku „Twoje Dziecko".

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama