Zarządzanie czasem to nie jest wyłącznie zadanie menadżerów i prezesów wielkich firm. To także zadanie dla nas, młodych mam. Masz poczucie, że doba to dla ciebie za mało? Nie ty jedyna. Pogodzenie domowych obowiązków z pracą i własnym rozwojem to trudne zadanie, jedno z najtrudniejszych, jakie stoi obecnie przed kobietami. Jesteśmy bardzo aktywne, bardzo ambitne i… wiecznie spóźnione. Nic dziwnego, że coraz większą popularnością – nie tylko wśród menadżerów i dyrektorów firm – cieszą się warsztaty z zarządzania własnym czasem. Ale, jak tłumaczy Grzegorz Frątczak, trener rozwoju osobistego i autor bloga Projektantczasu.pl, to nie czas jest tutaj problemem, ale my sami:
– Nie można zarządzać swoim czasem – mówi. – On biegnie wciąż tak samo. Jedyne, co możemy zrobić, to zarządzać samymi sobą w tym uciekającym czasie.
Co to jednak znaczy: zarządzać sobą w czasie? Ano to, że musimy najpierw dobrze przyjrzeć się swojemu sposobowi działania, wychwycić w nim błędy, które sprawiają, że czujemy się przepracowane – i wyeliminować je. Typów działania jest sporo. Wybraliśmy te, które wśród młodych mam spotykane są najczęściej.

Reklama

Matka-Polka-chaotyczna

Włączasz komputer i po minucie masz już 10 otwartych okien w internecie. Bierzesz się za sprzątanie, ale już chwilę później pochłania cię przeglądanie starych gazet. Nie umiesz skupić się na jednej czynności, bo odrywa cię od niej coś pilniejszego, ważniejszego albo… ciekawszego. Ten opis nie brzmi atrakcyjnie, prawda? Na pocieszenie powiemy tylko tyle, że pasuje on do większości z nas, bo według psychologów, chaos w działaniu to specjalność naszych czasów.
– Chaotyczną osobę poznać po tym, że niczego nie planuje, przez co wiele spraw jej umyka. Co chwilę przydarza się jej też jakiś pożar w pracy czy w domu – mówi Grzegorz Frątczak. Wyjaśnia, że planowania można się nauczyć, ale to nauka na lata, a przynajmniej na wiele miesięcy. – Nie ma sensu, aby osoba chaotyczna postanawiała nagle: „Od dziś zaczynam prowadzić kalendarz”, bo pewnie jej to się tak od razu nie uda. Jeżeli w każdy Nowy Rok zakładamy nowy kalendarz i już w lutym nam się odechciewa go nosić, to warto zastanowić się, dlaczego tak się dzieje.

Zobacz też: Horoskop online

Zdaniem coacha przyczyna może bardzo błaha. Np. kalendarz, jaki wybraliśmy: piękny, z twardą okładką, jest dla nas po prostu… za ciężki. W takim wypadku lepiej będzie przejść na kalendarz w telefonie albo po prostu włożyć do torby zwykłą kartkę z rozrysowanymi ramkami na każdy dzień miesiąca.
– Znaleźć kalendarz, który będzie nam pasował, to moja pierwsza rada. Druga to wyrobienie w sobie nawyku zapisywania od razu: nie wieczorem, nie za godzinę, ale na bieżąco, jak bohater filmu „Memento”. Przez pierwsze trzy miesiące, bo tyle mniej więcej zawsze trwa okres wyrabiania i utrwalania nowego nawyku, trzymałbym się tego obowiązku bardzo ściśle. Potem stanie się już to dla nas naturalne – radzi ekspert.

Zobacz także

Urodzona perfekcjonistka

Choćby doba rozciągała się jak gumka-recepturka, urodzeni perfekcjoniści nie znajdą w niej ani jednej wolnej chwili. Bo przecież nawet jeśli nie mają nowych zadań, zawsze mogą poprawiać te stare, by były jeszcze lepsze i lepsze…
– Osoby, które mają tendencję do bycia idealnym, powinny pamiętać o zasadzie Pareto mówiącej o tym, że aż 80 procent naszych efektów zależy jedynie od 20 procent naszego wysiłku i czasu. Często dobrze jest pozostać na takim niestuprocentowym efekcie – mówi Grzegorz Frątczak i dodaje: – Wśród matek funkcjonuje termin „wystarczająco dobra mama” i warto przełożyć go na inne obszary życia. Nie starajmy się być idealnymi, bo po pierwsze, to kosztowałoby nas bardzo dużo energii, a po drugie, byłoby nierealne do osiągnięcia.
Za dążeniem do perfekcyjności często kryją się nasze problemy z postrzeganiem samej siebie. Kobieta perfekcyjna lubi cały czas udowadniać sobie, że jest dobra, warto jednak, aby zastanowiła się, po co właściwie to robi?
– Jeśli nie umiemy poradzić sobie z naszymi wyśrubowanymi oczekiwaniami wobec siebie, warto o tym porozmawiać z trenerem rozwoju osobistego czy psychologiem – radzi ekspert.
Czytaj także: 7 kroków do lepszej samooceny.

Zapracowana czy pracoholiczka?

A może twój brak czasu nie ma nic wspólnego z wewnętrznym chaosem czy perfekcjonizmem, ale z tym, że nie jesteś w stanie oderwać się od obowiązków zawodowych? Uwaga: nawet jeśli uwielbiamy swoją pracę, nie warto robić z niej najważniejszej części życia.
– Aby człowiek był szczęśliwy, potrzebuje harmonii w podstawowych pięciu obszarach życia: rodzina, praca, finanse, zdrowie, samorozwój. Jeśli choć jeden z tych obszarów będzie zaniedbany, to nawet gdyby pozostałe cztery były super, i tak będziemy czuć frustrację. Znów wrócę do tego terminu „wystarczająco dobra mama”. Lepiej, jeśli we wszystkich pięciu obszarach jest „wystarczająco dobrze”, niż jeśli w czterech jest „super”, a w jednym „bardzo źle” – tłumaczy Frątczak.
Dodaje też, że jeżeli zaczynamy przynosić pracę do domu, powinna zapalić nam się w głowie czerwona lampka. To może oznaczać nie tylko to, że mamy za dużo zadań, ale też, że nie umiemy ich rozplanować. Co wtedy?
– Warto ustalić sobie sztywny limit godzinowy, np.: pracuję do 16:00 i ani chwili dłużej. Może nawet nastawić budzik w telefonie? – mówi coach. – Na początku trzymanie się limitów czasowych jest trudne. Może się nawet okazać, że się nie wyrobiliśmy i coś zawaliliśmy. Po pewnym czasie jednak ten lęk przed zawaleniem sprawi, że zaczniemy inaczej ustawiać dzień, np. zrezygnujemy z pogaduszek czy ze zbyt częstego zaglądania na Facebooka.
Takie drobnostki nie zajmują dużo czasu, ale rozpraszają. Zanim znów skupimy się na pracy, miną kolejne minuty, które być może będziemy musieli odpracowywać w domu, kosztem czasu przeznaczonego dla dziecka.
Czy umiesz odpoczywać? – rozwiąż psychotest

Matka zwlekająca

I jeszcze jeden skuteczny przepis na życie w niedoczasie: odkładanie wszystkiego na później. Nie umiesz zabrać się do działania? Czekasz na „dobry moment” lub „odpowiedni nastrój”? Zwlekanie prowadzi do coraz większego piętrzenia się zadań i… nerwów.
W walce z nawykiem odwlekania pomogą nam dwie techniki. Pierwsza to codzienne ustalanie dwóch albo trzech konkretnych zadań do wykonania. Nie więcej, bo za duża liczba może demotywować nas do działania. Druga to prawidłowe ustalenie hierarchii ważności, czyli podział zadań według dwóch kryteriów: ważności i pilności.
– O rzeczy ważne-pilne nie musimy się bać. One nie pozwolą nam o sobie zapomnieć. Dużo większy problem jest z rzeczami ważnymi-niepilnymi. Często je odpuszczamy, przez co szybko stają się paląco pilne! – mówi Grzegorz Frątczek i podaje przykład: – Z rzeczami ważnymi-niepilnymi jest jak z pobolewającym zębem. Jeśli pójdziemy do dentysty od razu, pewnie skończy się na małej plombie. Ale jeśli będziemy zwlekać, to np. za miesiąc okaże się, że konieczne jest już leczenie kanałowe i nie jedna, ale trzy wizyty. Gra niewarta świeczki, prawda?

Sprawdź: Brak czasu dla siebie grozi rozpadem rodziny – mowi psycholog

Zasady dobrej organizacji czasu:

Mistrzowie zarządzania czasem mówią o dwóch prostych zasadach działania, które pomogą nam efektywnie zorganizować swoją dobę:

  • Technika pomodoro.

Jej nazwa pochodzi od kuchennego minutnika, który przypomina pomidor. Stosując technikę Pomodoro skupiamy się na tym, co robimy, przez 25 minut – ani krócej, ani dłużej (dobrze jest nastawić sobie budzik). Ważne, byśmy w tym czasie wykonywali tylko jedną rzecz. Jeśli nie zdążymy jej skończyć, po
25 minutach koniecznie zróbmy przerwę. Ma to sens: łatwiej jest utrzymać uwagę na danej czynności przez niecałe pół godziny, niż np. przez kilka godzin.

  • Zasada dwóch minut.

Na temat tej reguły napisano książkę, ale można streścić ją w jednym zdaniu: jeżeli coś zajmuje mniej niż dwie minuty, to warto zrobić to od razu. Banalne? To pomyśl o tych wszystkich zaległych telefonach, nieprzyszytych guzikach, mejlach, na które nie odpisałaś…

Reklama

Czytaj: Między dzieckiem a karierą znajdź też czas dla siebie – radzi ekspert

Reklama
Reklama
Reklama