Reklama

Rodzicom nie podoba się kupowanie drogich prezentów dla nauczycieli – na forach internetowych krytykują ten zwyczaj niemal jednym głosem. Dlaczego więc na koniec roku szkolnego część pedagogów dostaje weekendy w spa, biżuterię albo kryształowe wazony? Kto wpada na takie pomysły i czemu rodzice godzą się na kosztowne składki? I najważniejsze – czy nauczyciele powinni przyjmować krępujące prezenty?

Reklama

Drogie prezenty dla nauczycieli to przekupstwo?

Przejrzałyśmy popularne komentarze w sieci – część rodziców nazywa rzecz po imieniu, twierdząc, że drogie prezenty na koniec roku to... podlizywanie się nauczycielom.

„Niestety większość rodziców ma we krwi płaszczenie się przed nauczycielami. Nauczyciel jest po to, by uczyć, za to mu płacą”.

„Rodzice uczą dzieci korupcji i przekupstwa. Kwiatek ze szczerym słowem "dziękuję" powinien wystarczyć nauczycielowi. Za swoją pracę nauczyciel pobiera wynagrodzenie”. Trudno się z tym nie zgodzić. No bo gdzie leży granica pomiędzy zwykłą wdzięcznością a próbą wkupienia się w łaski pedagoga?

„Lepiej by było, gdyby uczniowie okazywali szacunek nauczycielom przez cały rok, myślę, że to dla nauczycieli byłby najlepszy prezent. W podziękowaniu kwiaty czy czekoladki wystarczą. Nigdy nie słyszałem, by ktoś wymagał więcej (a jak wymagał, należałoby to uznać za próbę wymuszenia łapówki)”. W punkt, prawda?

Co znamienne, sami nauczyciele nie chcą wcale otrzymywać kosztownych podarunków. To niezręczne, bo stwarza wrażenie, że nauczyciel jest do czegoś zobowiązany. Albo powinien się odwdzięczyć, np. pobłażając uczniom. „Jako nauczyciel uważam to za przesadę. Drogie prezenty są krępujące. Kwiaty czy drobny upominek (najlepiej dany od serca). Fotoksiążka lub filiżanka, coś śmiesznego – to takie symboliczne gesty, które się miło wspomina, o ile oczywiście jest chęć obdarowania, a nie przymus”.

Przesadnie drogie prezenty mogą nie tylko wprawić w zakłopotanie, ale i narobić zamieszania: „Moja wychowawczyni z liceum odmówiła przyjęcia prezentu. Był to duży kryształowy flakon. Z tego powodu narobiło się sporo kłopotu. Nie było możliwości, aby go oddać, a na "odkupienie" nie było chętnych – był za drogi”. Brawa dla mądrej nauczycielki! Ale takie zachowania, o dziwo, wcale nie są regułą. Znalazłyśmy też relacje o nauczycielach, którzy bez mrugnięcia okiem przyjmują w prezencie złotą biżuterię albo wręcz sami potrafią zażyczyć sobie... rower.

Wśród opinii internautów nie brakuje jednak także głosów rozsądku: „Za chwilę trzeba będzie brać pożyczkę, żeby móc odebrać świadectwo... Ludzie pogłupieli. Nie nauczyciele, tylko niektórzy rodzice. W tej całej sytuacji żal mi pedagogów. Rozumiem, że wielu czuje się niezręcznie w takiej sytuacji i zwyczajnie nie wie, co zrobić. Wziąć źle. Nie brać i sprawić przykrość młodym, którzy kupiony przez rodziców prezent wręczali? Też kiepsko. Przecież często nauczyciel mówi, że naprawdę nic nie chce. Prosi, żeby nie było prezentów, i co? Rodzice jakby nie słyszeli... Co dziwne, hejt często wylewa się potem nie na tych rodziców, tylko na nauczycieli. Ludzie, czas znormalnieć. Uważam, że lepiej zrobić pudełko i włożyć do niego karteczki z życzeniami od dzieci, podziękowaniami czy zwyczajnie miłymi informacjami dla nauczyciela. To sprawi obdarowanemu przyjemność. Można dać kubek ze zdjęciem klasy, przynieść zrobione ciasto i zjeść je wspólnie. To miłe i pewnie będzie lepiej odebrane”.

„Nikt od nikogo żadnych kwiatków, tym bardziej prezentów nie oczekuje. Kupcie za to coś swoim dzieciom. Ja za swoją pracę otrzymuję wynagrodzenie. Nie nakręcajcie tego szaleństwa. Jestem za całkowitym zakazem takich wygłupów”. I tego się trzymajmy!

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama