Reklama

Jestem nauczycielką od 20 lat. Swoją przygodę z oświatą zaczęłam jako pełna zapału, młoda dziewczyna poświęcająca swój wolny czas, angażująca się do granic możliwości. Co dostaję w zamian? Pogardę ze strony rodziców. Nawet nie chodzi o wdzięczność, bo na nią przestałam już liczyć, ale odrobinę szacunku.

Reklama

Wszędzie słyszę, jak to nauczyciele mają wspaniale. No tak, żyć nie umierać... Tylko za co? Bo my harujemy za grosze, za śmieszne państwowe pieniądze, którymi pracownik korporacji pogardziłby na starcie. Czy mamy dużo czasu, skoro pracujemy po kilka godzin dziennie, a nie po osiem, jak typowy pracownik? Tak, na sprawdzanie kartkówek waszych dzieci, przygotowywanie się do zajęć, zostawanie po godzinach w szkole, szykując części artystyczne, na wywiadówki z rodzicami i zebrania grona pedagogicznego. Nikt nie widzi tego, co robimy po skończonych lekcjach, a odważę się na stwierdzenie, że jest to dokładnie druga połowa naszej pracy.

Jako wisienkę na torcie dodam to, że przerw w pracy też zazwyczaj nie mamy, bo musimy wtedy dyżurować na korytarzach, sprawdzając, czy waszym dzieciom przez te 10 minut nie stanie się krzywda.

Co więcej, bo to chyba jest najważniejsze – my nie tylko uczymy wasze dzieci, ale też wychowujemy, a o tym rodzice często zapominają. Bo to między innymi szkoła kształtuje zachowania młodych ludzi.

Czasami marzę, żeby wyjść z tej klasy

Podczas lekcji, gdy 30 uczniów drze się czasami wniebogłosy, marzę, by wyjść z tej klasy, choć na chwilę, trzasnąć drzwiami i odpocząć od tego wszystkiego. Ale nie mogę – bo jestem odpowiedzialna za tych uczniów – na lekcji, gdy przypadkiem jeden rozwali drugiemu głowę – to ja będę za to ponosić konsekwencje. A więc oczy muszę mieć dookoła głowy, być uważna na każdy ruch uczniów, każde ich zachowanie, a przy tym prowadzić lekcje w taki sposób, by nie zanudzić całej klasy. Przecież moja praca nie polega na „odbębnieniu” obowiązków danego dnia, nie mogę przyjść i tylko udawać, że coś robię (jak to się dzieje w niektórych pracach). Ja co roku jestem rozliczana z tego, jaką wiedzę przekazuję uczniom – moją wizytówką są ich wyniki na egzaminach.

Doceńcie pracę nauczycieli!

Po tych dwudziestu latach ja ciągle kocham swoją pracę, kocham wasze dzieci, ale mam dość plucia na nauczycieli! My, nauczyciele, w swoim życiu naprawdę mamy dużo dramatów... I serce mi pęka, gdy słyszę szepty rodziców, kiedy przechodzę obok, że „ta to jest nauczycielką, ona nic nie robi i jeszcze dwa miesiące wakacji”. Takie zachowania połączone z roszczeniową postawą rodziców sprawiają, że niedługo nie będzie miał już kto uczyć. Bo po co? Żeby i tak nikt tego nie docenił? Chętnie zamienię się miejscami z którymś z rodziców, choćby na jeden dzień, żeby zobaczył jak „sielsko i anielsko” pracuje się w tej oświacie.

Małgosia

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama