Reklama

Nie! – mówi Beata Płażewska, psycholog dziecięcy. – Noworodki i kilkumiesięczne niemowlęta nie potrafią manipulować otoczeniem, nie kalkulują: „Chcę, żeby moja mama przyszła, więc będę udawał, że coś mi dolega”. One naprawdę potrzebują bliskości, uwagi i tego, by możliwie szybko reagować na ich potrzeby. Dając im to wszystko, wcale ich nie rozpieszczamy, lecz sprawiamy, że stają się ufne, odważne i samodzielne. Paradoksalnie to właśnie te niemowlęta, które pozostawia się samym sobie, mogą wyrosnąć na dzieci lękliwe, niesamodzielne, domagające się ciągłej uwagi. Takie, które nieustannie szukają potwierdzeń, że są wystarczająco ważne i kochane.

Reklama

Dziecko potrzebuje bliskości

Rozczulają nas zdjęcia kociaków, małpek czy foczek wtulonych w swoje włochate, ogoniaste i wąsate mamy. „Właśnie tak powinno być” – myślimy, bez wahania uznając, że taka bliskość jest czymś absolutnie naturalnym i właściwym. Skąd więc pomysł, że dzieci powinny być traktowane inaczej, z większym dystansem, chłodniej? Albo że przytulanie mogłoby im zaszkodzić? – To jakieś straszne nieporozumienie – mówi psycholog. – Niemowlęta potrzebują bliskiego, fizycznego kontaktu z matką zupełnie tak samo jak małe foki czy kociaki. Chcą czuć jej zapach, słyszeć bicie serca, czuć ciepło jej ramion.
Amerykański psycholog Harry Harlow przeprowadził przed laty słynny eksperyment: malutkim, pozbawionym mamy małpkom dał do wyboru dwie „matki” zastępcze – drucianą (z mlekiem) i zrobioną z miękkiego futerka (bez mleka). Zwierzątka wolały tę drugą, bo mogły się do niej przytulić! – Z dziećmi jest tak samo – mówi Beata Płażewska. – Pozbawione czułości i opieki kogoś, kogo mają „na wyłączność”, nie rozwijają się, jak należy.

...bo dotyk to potęga!

W latach 30. i 40. ubiegłego wieku Margaret Ribble prowadziła badania nad hospitalizowanymi niemowlętami. Maluszki cierpiały na biegunki, nie chciały jeść i miały różne zaburzenia, które nie wiązały się bezpośrednio z chorobą, która sprowadziła je do szpitala. Badaczka doszła do wniosku, że to efekt rozłąki z matką. Inni naukowcy, René Spitz i Katharine Wolf, badali po II wojnie światowej dzieci z sierocińców. Choć maluchy były pod opieką lekarzy i regularnie je karmiono, marnie się rozwijały, były niespokojne i przygnębione, chorowały. Brakowało im kogoś, dla kogo byłyby najważniejsze.
Wniosek jest prosty: nie słuchaj „mądrych” rad i przez pierwsze miesiące życia dziecka noś maleństwo na rękach, kołysz je, przytulaj, łaskocz, masuj, głaszcz. Na pewno mu w ten sposób nie zaszkodzisz. Przeciwnie: twój wypieszczony, syty czułości malec będzie czuł, że jest kochany i bezpieczny. I będzie na tyle pewny siebie, że gdy przyjdzie odpowiednia pora, sam zejdzie z twoich rąk i z chęcią wyruszy na podbój świata.

Mamo, przyjdziesz do mnie?

Niemowlę ma do dyspozycji tylko jeden sposób, by powiadomić innych, że jest mu źle: płacze. Robi to nie tylko wówczas, gdy jest głodne albo ma mokrą pieluchę. Krzycząc wniebogłosy, przekazuje również wiele innych ważnych komunikatów: „Jestem zmęczony”, „Coś mnie boli”, „Zimno mi” itd. A więc płacze, bo ma powód, a nie po to, by tobą manipulować albo zrobić ci na złość. To prawda, że czasem krzyczy także wówczas, gdy po prostu chce się do ciebie przytulić. Ale to przecież jest dla niego najważniejsze! Gdy reagujesz na jego płacz i próbujesz mu pomóc, to tak, jakbyś mówiła mu: „Już dobrze, jestem przy tobie, możesz na mnie liczyć”. Dzięki temu sprawiasz, że ten nowy, zupełnie jeszcze obcy świat, nie wydaje mu się taki straszny i nieprzewidywalny.
Babcie, ciocie i znajome mają trochę racji: zostawiając maleństwo, „by się wypłakało”, można sprawić, że w końcu zamilknie. Jednak będzie milczało nie dlatego, że zrobiło mu się lepiej, tylko dlatego, że się zmęczyło i/albo pojęło, że jego płacz i tak nic nie da. A przecież nie o to ci chodzi, prawda? I jeszcze jedno: gdy będziesz działać (brać maluszka na ręce, karmić, przewijać, tulić, pocieszać, nucić kojącą melodię), tobie także będzie łatwiej. Natura tak to wymyśliła, że choćbyś nie wiem jak się starała, nie będziesz w stanie słuchać płaczu spokojnie albo choć obojętnie. Mamy, które czekały, „aż się dziecko wypłacze”, dobrze wiedzą, że bardzo trudno to znieść.

Najważniejsze: po prostu być razem

Zdrowe maleństwa nie potrzebują wymyślnych ćwiczeń, specjalnych zajęć ani supernowoczesnych zabawek edukacyjnych, by się dobrze rozwijać. Zdobywają nowe umiejętności nieustannie: podczas zabawy z mamą albo tatą, w czasie spaceru, posiłków, pogaduszek podczas zmiany pieluszki itd. W ciągu kilku pierwszych miesięcy życia najlepszą „pomocą naukową” są dla nich kochający, cieszący się ich obecnością rodzice. Dlatego nie wierz tym, którzy mówią, że poświęcając czas własnemu dziecku, sprawisz, że wyrośnie na rozkapryszonego kilkulatka, który nie będzie potrafił zająć się sam sobą nawet przez pięć minut. To nieprawda. Bawiąc się z maluszkiem, mówiąc do niego, uśmiechając się, kąpiąc go, robiąc zabawne miny, pozwalając, by obserwował cię, jak coś robisz itd., uczysz go mnóstwa ważnych rzeczy: komunikowania się, panowania nad własnym ciałem, koncentrowania uwagi itd. Dajesz mu „narzędzia” – umiejętności, z których potem będzie korzystał samodzielnie przez całe życie.

Nie musisz być ideałem

Możesz powiedzieć: „No dobrze, ale czy to znaczy, że mam być do dyspozycji dziecka non stop, 24 godziny na dobę? Nosić je nawet wtedy, gdy mdleją mi ręce? Bawić się z nim także wówczas, gdy zasypiam na stojąco? Pędzić do niego, kiedy tylko kwęknie, nawet jeśli nie spłukałam jeszcze szamponu z włosów albo nie przełknęłam kanapki?”. Oczywiście, że nie! I to z co najmniej trzech powodów.

  • Po pierwsze: choćbyś nie wiem jak się starała, nie będziesz w stanie odczytać wszystkich wysyłanych przez maleństwo komunikatów ani spełnić jego wszystkich pragnień. Czasami zwyczajnie nie będziesz wiedziała, czego potrzebuje, albo będziesz zbyt zmęczona, by spełnić jego życzenie. Na szczęście twój malec wcale nie potrzebuje matki idealnej. Wystarczy mu, że – jak mówią psycholodzy – będziesz „wystarczająco dobra”, co oznacza, że będziesz się starała do niego dostroić i realizować jego potrzeby w miarę swoich możliwości. – Dziecka nie da się uchronić przed stresem w stu procentach – tłumaczy psycholog. – To zresztą dobrze, bo w małych (i tylko w małych) dawkach nie jest wcale taki zły: stymuluje, skłania malca do działania i rozwoju.
  • Po drugie: żeby dobrze zadbać o dziecko, musisz zapewnić sobie minimum komfortu: przespać się choć trochę, umyć głowę, przebrać w czyste ubrania, zjeść spokojnie (a nie na jednej nodze, w biegu między łóżeczkiem a kuchnią) śniadanie. Dlatego jeśli tylko możesz, korzystaj z pomocy innych, przede wszystkim taty maleństwa. Ono potrzebuje także jego bliskości.
  • Po trzecie: malca wcale nie trzeba nieustannie nosić, pocieszać, zabawiać. W latach 70. ubiegłego wieku Burton White i jego współpracownicy obserwowali na przestrzeni lat grupę maluchów. Doszli do wniosku, że najlepiej rozwijały się dzieci matek, które były dostępne i pomagały pociechom, gdy one tego potrzebowały (a nie non stop, niezależnie od tego, na co akurat maluszki miały ochotę i czego im było trzeba). „Ilość czasu spędzanego przez matkę z dzieckiem nie miała znaczenia; istotną zmienną była raczej giętkość matki – jej wrażliwość na potrzeby dziecka” (cytat: R. Vasta, M. Haith i S. Miller, „Psychologia dziecka”). Matki najlepiej rozwiniętych dzieci organizowały otoczenie swoich pociech w taki sposób, by mogły one swobodnie je badać. Nie zamykały ich na całe dnie w kojcach, dbały o ich bezpieczeństwo, podsuwały zabawki. W ten sposób wpływały na doświadczenia dziecka także wówczas, gdy nie zabawiały go osobiście.

Czasem trzeba powiedzieć „NIE”

– Noworodek nie potrafi czekać i bardzo trudno mu się pogodzić z tym, że jego życzenie nie zostaje spełnione natychmiast. Jednak tak nie powinno być wiecznie – mówi Beata Płażewska. – Trzy-, czteromiesięczny maluszek może już chwilę poczekać (choć z pewnością nie będzie miał na to ochoty). Im dziecko jest starsze, tym więcej sytuacji, gdy wręcz trzeba powiedzieć mu „nie” („Nie mogę się teraz z tobą bawić, bo robię obiad”, „Nie dam ci tego do rączki, bo mógłbyś się skaleczyć” itd.). – Stawianie rozsądnych granic to także wyraz miłości i troski – tłumaczy psycholog. – Dzięki nim malec czuje się bezpieczniej i uczy się reguł obowiązujących w świecie. Może go sobie uporządkować: „Aha, to wolno, a tego nie wolno, to jest OK, a to nie”. Ale to już zupełnie inny temat.

Superduet, czyli maleństwo i ty

Jak każda młoda mama nie zawsze możesz odgadnąć, czego potrzebuje twoje dziecko. Spokojnie, wiesz o macierzyństwie więcej, niż ci się wydaje, wystarczy, że wsłuchasz się w siebie. Wiele nauczy cię też twój maluszek. Dlatego:

Reklama
  1. Zaufaj intuicji. Badacze zauważyli, że w kontaktach z maleństwami matki intuicyjnie dostosowują się do ich potrzeb i możliwości, np. odruchowo je kołyszą albo spędzają dużo czasu na zabawach „twarzą w twarz”. Niemowlęta to uwielbiają!
  2. Obserwuj maluszka. On całym sobą podpowiada, czego od ciebie oczekuje. Płacze, gdy mu źle, uśmiecha się rozkosznie, jakby chciał powiedzieć: „Pobaw się ze mną, widzisz, jaki jestem fajny?”, ssie piąstkę, gdy jest głodny... Choć pewnie teraz nie zawsze łatwo ci w to uwierzyć, z dnia na dzień będziesz rozumieć dziecko coraz lepiej.
  3. Bądź cierpliwa. Wzajemne „dostrojenie się” wymaga czasu.
Reklama
Reklama
Reklama