Dr Marek Pleskot: Szczepiłem swoje dzieci, zaszczepię też wnuki
Pediatra, który przyjmuje swoich pacjentów w Podkowie Leśnej opowiada, dlaczego nigdy nie bał się szczepionek i jak rozumie rodzicielską odpowiedzialność.
Czy spotyka Pan w swoim gabinecie rodziców, którzy nie chcą szczepić dzieci?
– Tak, ale to sporadyczne przypadki. Częściej rodzice przychodzą po radę, bo mają wątpliwości i chcą usłyszeć zdanie lekarza.
I co Pan im mówi?
– Staram się tłumaczyć, że szczepienia nie bez powodu noszą nazwę „ochronne”, bo rzeczywiście chronią przed groźnymi chorobami. Proponuję też, by porozmawiali ze swoimi rodzicami i dziadkami. Ludzie ze starszego pokolenia pamiętają, że prawie w każdej klasie było dziecko, które utykało na nóżkę po chorobie Heinego-Medina (polio). Teraz już takich przypadków się nie spotyka, ponieważ wdrożono program szczepionkowy.
A co z zarzutem, popularnym wśród antyszczepionkowców, że przecież polio już w Polsce nie ma?
– Niestety, na polio chorują w świecie. I nigdy nie wiadomo, kto skąd przyleci i jakimi zarazkami będzie prychał w samolocie lub już po wylądowaniu. Podobnie jest z gruźlicą. A pojawiają się – co ciekawe – doniesienia, że szczepienie przeciwko gruźlicy może stymulować odporność i dzieci szczepione planowo, czyli w szpitalu, mniej chorują w okresie niemowlęcym.
Czytaj też: Dlaczego noworodki w Polsce szczepi się przeciw gruźlicy?
Rodzice unikają szczepień, bo boją się groźnych powikłań.
– Rodzice zapominają jednak o groźnych chorobach, a skupiają się na mniej czy bardziej wydumanych powikłaniach. Nie pamiętają, co się działo, gdy we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy prawdziwej. Te lata na szczęście minęły, ale kiedy coraz więcej osób unika szczepień, zagrożenie rośnie. Jeżeli wokół wszyscy są zaszczepieni, to istnieje tzw. ochrona kokonu, czyli nie ma się od kogo zarażać. Ale gdy ruch antyszczepionkowy się nasila, zachorowanie dla osób nieszczepionych staje się realne i groźne. Ryzyko powikłań, jakie niosą ze sobą choroby, jest nieporównywalne z rzadko występującymi odczynami poszczepiennymi, najczęściej – banalnymi odczynami miejscowymi, jak obrzęk czy zaczerwienienie. Jadąc samochodem na szczepienie, ponosi się większe ryzyko związane z jazdą niż z samym podaniem szczepionki.
Polecamy: Karta obserwacji dziecka po szczepieniu[CMS_PAGE_BREAK]
Nigdy nie obawiał się Pan szczepionek?
– Szczepiłem własne dzieci, mimo że kiedyś szczepionki nie były tak dobre i bezpieczne jak teraz. Jako rodzic nigdy nie chciałbym ponosić konsekwencji tego, co mogłoby się zdarzyć, gdybym tego nie zrobił. Zastanawiam się czasem, jak rodzice mogą żyć ze świadomością, że wbrew zaleceniom lekarzy nie zaszczepili dziecka i w konsekwencji ono zachorowało i np. zostało kaleką. Wnuków jeszcze nie mam, ale na pewno będę je szczepił, bo nie chcę mieć na sumieniu tego, co może się zdarzyć, gdyby zachorowały.
Ale nie każde niezaszczepione dziecko musi od razu chorować?
– Oczywiście, że można mieć szczęście. Można nawet próbować przejść przez ruchliwą ulicę z zamkniętymi oczami i samochód nie musi nas od razu rozjechać. Ale wiadomo, że to powodzenie nie może trwać wiecznie.
Z czego bierze się strach rodziców?
– Wiele obaw wynika z nieświadomości. Niektórzy uważają, że szczepionki są za dużym obciążeniem dla organizmu dziecka. Nie zdają sobie sprawy, że noworodek tuż po przyjściu na świat radzi sobie z wielką ilością alergenów. Nawet gdyby takie malutkie dziecko otrzymało podczas jednej wizyty 10 szczepionek, a każda zawierałaby po 100 antygenów, czyli w sumie tysiąc, to byłoby to zaledwie 0,1 proc., czyli 1 promil możliwości układu odpornościowego dziecka. To tylko przykład – tak się oczywiście noworodków nie szczepi – ale pokazuje, że praktycznie nie ma ryzyka, że się przeciąży układ odpornościowy. Większe ryzyko wiąże się z tym, co robią rodzice, np. całując dziecko po rączkach, które ono potem wkłada do ust.
Rodzice obawiają się, że w szczepionce może być coś, co zaszkodzi, np. słynny tiomersal.
– Wykazano jednak, że nie ma on takiego szkodliwego działania, jak podejrzewano. Tiomersal jako środek konserwujący występuje tylko w niektórych szczepionkach, ale jego ilości są uważane za całkowicie bezpieczne.
Czy słuchający Pana tłumaczeń rodzice zmieniają zdanie?
– Moim zdaniem wygląda to tak, że myślą sobie: "Aha, doktor tak powiedział, to bierze to na swoją odpowiedzialność. Jeśli coś zdarzy się dziecku, będzie na niego". Niestety, czasem spotykam rodziców, którzy żałują, że nie zaszczepili dziecka, a teraz się martwią, co będzie, bo ono jednak zachorowało. Bywa tak, że mądry Polak po szkodzie. Chciałabym, by tych mądrych Polaków było coraz więcej – także bez własnej szkody.
Polecamy: Kalendarz szczepień dla dzieci od urodzenia do 18 lat