Rico, Oskar i głębocienie
Andreas Steinhofel
Ilustracje: Peter Schossow
Wydawnictwo WAM
Od 5. roku życia
Cena: 29,90 zł

"Rico, Oskar i głębocienie" zaczyna się od znalezienia na ulicy... makaronu. Znalazcą jest Rico, który postanawia sprawdzić, kto pozbył się w ten sposób makaronu. U pani Dahling, sąsiadki z drugiego piętra, ustalił, że to rigatoni w sosie z gorgonzoli. Chciał spytać pana Fitzke, mieszkającego piętro wyżej, czy może makaron należał do niego. Niestety, misja spaliła na panewce, gdyż pan Fitzke w złości zjadł pokazowy makaron. Prawda, że zaczyna się ciekawie?

Reklama

Dalej jest jeszcze barwniej, bo po drodze okazuje się, że Rico jest chłopcem głęboko utalentowanym (tak mówi o nim jego mama), któremu trudno się skupić, a gdy się zdenerwuje, to wszystko mu się plącze. Nie wie, gdzie jest lewa strona ani prawa, gdzie jest północ czy południe. Myśli dłużej niż inne dzieci i myśli inaczej, co sprawia, że to, co jest oczywiste dla dorosłych, dla niego nie jest. Np. dlaczego poziomki nazywają się poziomki, jeśli nie rosną poziomo tylko w pionie? Kto przyzna się, że zastanawiał się nad tym? Nie? A Rico tak. Dzięki niemu spojrzymy na świat inaczej, bo Rico frapują przedziwne rzeczy, zastanawia się nad słowami (i tłumaczy te, których nie rozumie, np. co to znaczy symulować, przechodzień, parawan). A do tego jest ciekawski i odważny, bo np. nie boi się stanąć przy balustradzie balkonu czy przejść na drugą strony jezdni.

Ten strach nie jest obcy Oskarowi. To siedmioletni chłopiec, który spaceruje w kasku motocyklowym (z obawy, że coś może mu się stać). Oskar jest niezwykle zdolnym dzieckiem, wszystko wie, ale chodzi po świecie w przeświadczeniu, że matka go nie chciała, a i ojciec nie jest skory poświęcić mu więcej uwagi. No, więc ta dwójka zaprzyjaźnia się i rozwiązuje zagadkę kryminalną. Bo po Berlinie grasuje porywacz dzieci. Książka trzymała mnie w napięciu do ostatniej strony.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama