Jak podcinamy dzieciom skrzydła… z miłości
„Jesteś najlepszy!” albo „Tego ci nie wolno” – które z tych zdań podcina dziecku skrzydła? Odpowiedź może cię zaskoczyć! Obejrzyj wywiad z psycholożką, socjolożką i badaczką Dorotą Peretiatkowicz.
Błędy wychowawcze przytrafiają się każdemu. Gorzej, jeśli myślimy, że działając w dany sposób, wychowujemy pewnego siebie, zaradnego człowieka, gdy tymczasem rośnie człowiek zagubiony i nieradzący sobie w życiu. Jak uniknąć takiej sytuacji? Co robić, by nie popełniać błędów z miłości? Odpowiedzi szukałam z psycholożką, socjolożką i badaczką polskich rodzin Dorotą Peretiatkowicz.
Dajemy dzieciom sprzeczne komunikaty
Z jednej strony mówimy swoim dzieciom, że mogą wszystko, że to od nich zależy, co będą robić w życiu, bo tylko jeśli będą robić to, co lubią, ich praca będzie dla nich czymś przyjemnym i sprawiającym satysfakcję. Z drugiej strony, kiedy dziecko chce podjąć samodzielną decyzję, np. o wyborze szkoły, pozwalamy ją podjąć, ale tylko wtedy, gdy jest zgodna z naszymi wyobrażeniami. Nie chce iść na studia? Nie marzy o karierze prawniczej? To nie tak miało być! Dziecko słyszy wtedy sprzeczne komunikaty: z jednej strony mówimy mu, że jest wolne i ma wybór, z drugiej tę wolność ograniczamy, stawiając swoje granice.
Często zapominamy o potrzebach dziecka
To zaczyna się już w przedszkolu. Dbamy o to, by dziecko chodziło do przedszkola z jak największą ilością zajęć, a potem godziny spędzamy w samochodzie, wożąc je na drugi koniec miasta. Tymczasem małemu dziecku potrzebny jest przede wszystkim wspólny czas z rodzicami i to nie taki spędzony w aucie! W szkole jest podobnie: wybieramy taką z wysokim poziomem nauczania, no i oczywiście zapisujemy malca na zajęcia dodatkowe dla dzieci, co sprawia, że nie ma ono chwili dla siebie. A czas wolny dla dziecka jest równie ważny jak ten spędzony na nauce!
Nakręcamy spiralę rywalizacji
Na początku chwalimy dziecko za każde najmniejsze osiągnięcie, a potem oczekujemy od niego najlepszych stopni. I zaczynamy porównywać do rówieśników. Nieświadomie wpychamy je w spiralę rywalizacji, zamiast cieszyć po prostu z tego, kim jest. Narażamy dziecko na paradoks wyboru Bywa i tak, że dajemy dziecku wybór. Ale potem, kiedy jego wybór nie przynosi oczekiwanych rezultatów, zarzucamy dziecku, że gdyby wybrało inaczej, byłoby w innym miejscu, było szczęśliwsze, czuło się lepiej.
Mówimy dzieciom, że mogą wszystko, a to BZDURA!
Nie ma człowieka, który nie ma żadnych ograniczeń. One sprawiają, że ma się predyspozycje do jednych rzeczy, a nie ma się do drugich. Jeśli posyłamy dziecko na zajęcia z piłki nożnej, a dziecko nie jest wybitnie w tym kierunku uzdolnione, mówmy mu o radości z grania w piłkę, a nie o tym, że jak będzie mocno trenować, to może zostać znanym piłkarzem. Bo dziecko w to wierzy! I potem jest rozczarowane, traci pewność siebie. Rodzic nie ma mówić dziecku, że może ono być, kim chce, tylko ma być jego przewodnikiem i ma wspierać w tym, co jest dla danego dziecka możliwe do osiągnięcia.
Chronimy dziecko przed porażkami
Chroniąc dziecko przed porażką, sprawiamy, że nie ma ono szansy sprawdzić się w różnych, nie zawsze miłych sytuacjach. Nie pozwalając mu doświadczać, eksperymentować, oczywiście w granicach rozsądku, pozbawiamy je możliwości nauczenia się, jak radzić sobie z porażkami i dowiedzieć się, co jest dla niego dobre, czego chce, a co je przerasta. Jeśli dziecko jest chowane pod kloszem, w dorosłym życiu może mieć ogromne kłopoty w radzeniu sobie ze zwykłymi życiowymi sytuacjami. Co więcej, im dłużej będziemy chronić dziecko przed porażką, tym później ono jej co prawda dozna, ale jednocześnie tym będzie na nią wrażliwsze i tym trudniej może sobie z nią radzić. Fakt, że ok. 20 proc. dzieci w polskich rodzinach ma problemy psychiczne, to między innymi właśnie konsekwencja zbytniej ochrony rodziców.
Zbyt wysoko stawiamy poprzeczkę
Chcemy, by nasze dziecko odniosło sukces, było przebojowe, otwarte na świat, wrażliwe na innych, ale jednocześnie umiejące stawiać granice. Zastanówmy się przez chwilę, jakbyśmy się czuli, gdyby aż tylu zalet ktoś od nas zaczął wymagać. To naprawdę niemożliwe, by być ideałem. A my chcemy, by takie było nasze dziecko. Nie potrafimy odpuścić i jemu, i sobie.
Swoje wyobrażenia przekładamy na dziecko
Myślimy: przebojowość pomogła moim kolegom w życiu, gdybym była bardziej przebojowa, też dostałabym awans. Muszę nauczyć dziecko przebojowości. Albo: całe życie walczę o szczuplejszą sylwetkę, moje dziecko musi wiedzieć, że trzeba dobrze wyglądać. I przekazujemy dziecku nasze wyobrażenie o dobrym życiu. A przecież nasze dzieci nie są nami! Mogą czego innego potrzebować i co innego może dawać im szczęście. Trzeba tylko zacząć ich słuchać!
Zobacz też: