„500+ nie wystarcza mi na całą szkolną wyprawkę. Znów będę musiała posłać syna w przykrótkich spodniach” [LIST DO REDAKCJI]
W weekend zrobiłam listę rzeczy, które musimy kupić dziewięcioletniemu synowi do szkoły. Część z tej listy już kupiłam, ale zostało jeszcze całkiem sporo… Przy każdej pozycji napisałam cenę. I już wiem, że robiąc codzienne zakupy i płacąc rachunki, nie stać nas na to wszystko. Np. mogę kupić Jankowi tylko jedną parę nowych spodni. I jak te nowe spodnie będą akurat schły po praniu – Jaś będzie chodził do szkoły w tych starych i przykrótkich.
- redakcja mamotoja.pl
A na tym wcale nie koniec. Jak pomyślę, że już niedługo okaże się, ile trzeba będzie zapłacić za ubezpieczenie czy komitet rodzicielski albo zajęcia sportowe – chce mi się płakać.
Gdyby nie ten kredyt…
Mieszkamy w małej miejscowości pod Warszawą. Mąż zajmuje się wykończeniówką (ostatnio mają bardzo słabopłatne zlecenia), ja pracuję w bibliotece. Może nie zarabiamy kokosów, ale przez wiele lat udawało nam się wiązać koniec z końcem i nawet odłożyć coś na tzw. czarną godzinę. Oczywiście nigdy nie nosiłam markowych torebek ani butów. Sama maluję sobie paznokcie, a włosy obcina mi koleżanka. Z nowych rzeczy dla siebie i męża od dawna kupuję tylko bieliznę i buty na bazarku. Poza tym nowe rzeczy (spodnie, koszulki, bluzy, kurtki) kupowaliśmy tylko Jasiowi. I jakoś to było. Ale odkąd podwyższyli nam ratę kredytu… finansowo zrobiło się gorzej niż źle.
Rok temu z jabłek był deser, teraz – obiad albo kolacja
Noc z soboty na piątek spędziłam nad kartką z długopisem w ręku. Najpierw zrobiłam tę listę rzeczy do szkoły. Potem spis wydatków, które czekają nas do końca sierpnia i we wrześniu. Kombinowałam, jak obniżyć koszty. Nad rozpiską najtańszych posiłków zaczęłam płakać.
Jeszcze w tamte wakacje zbierałam jabłka z naszej jabłonki tylko na szarlotkę. Teraz nie piekę szarlotek – szkoda mi jabłek. Przecież można z nich zrobić placki albo zapiec z ryżem i jest obiad albo kolacja. Jak sobie to uświadomiłam, rozżaliłam się na dobre.
Wiem, że są ludzie, którzy mają lepiej, ale są i tacy co mają gorzej. Mamy dach nad głową (choć na kredyt), mamy co jeść (dziękuję, jabłoneczko), jesteśmy zdrowi. W naszym kraju nie ma wojny. Ale… jak pomyślę o synu w za małych spodniach, to coś mnie ściska za gardło. Jak sama chodziłam do szkoły, też miałam jedną parę nowych spodni, które rano suszyłam suszarką, żeby nie zakładać starych.
500 i 300 plus – kiedyś myślałam, że to dużo
Jeszcze w tamte wakacje myślałam, że 500 plus i 300 plus to całkiem porządne wsparcie. Tak, dziś też mogę powiedzieć, że na pewno lepiej z tym niż bez tego.
Myślę sobie, że kiedyś jeszcze musi być znów lepiej, prawda? Że nic nie trwa wiecznie, że raz na wozie, raz pod wozem. Coraz częściej jednak łapię się na myśli, że co będzie, gdy okaże się, że… pojawią się jeszcze trudniejsze okoliczności. Mam nadzieję, że to nie są jakieś początki depresji, bo nigdy nie należałam do czarnowidzów, a teraz… Powtarzam też sobie, że nie jestem jedyna, że wiele matek ma podobne problemy. I chcę wierzyć, że wszystkie damy radę.
Marzena
Piszemy też o: