„Nawet najserdeczniejsze życzenia na święta mogą się nie spełnić, jeśli weźmiemy na siebie więcej, niż trzeba” [LIST DO REDAKCJI]
Chcę napisać ten list, odkąd na mamotoja.pl zobaczyłam teledysk do piosenki Malwiny „Wszystko co chcę na święta to...” (parodia matki). Po co? Po to, że dystans do całej tej świątecznej krzątaniny naprawdę ma sens. I szkoda, że zrozumiałam to dopiero rok temu.
- redakcja mamotoja.pl
Ubiegłoroczna Wigilia po raz pierwszy miała się odbyć u nas. Zanim jednak przejdę do wydarzeń z grudnia 2020, muszę zaznaczyć, że kobiety z mojej rodziny (a także – jak się okazało – również kobiety z rodziny mojego męża), mają świra na punkcie świąt. Od zawsze.
Z pokolenia na pokolenie...
Moja mama, odkąd pamiętam, listę zakupów na świąteczne potrawy robi już na początku grudnia. Znosi do domu co się da, jakby nagle znów miał wybuchnąć stan wojenny i w sklepach znów można było kupić tylko ocet.
Takie same zakupy rok w rok robi moja siostra. Po czym wpada w szał gotowania, pieczenia, smażenia, etc. To nic, że wcześniej ustalamy menu i dzielimy się, kto co zrobi. Później i tak wjeżdżają na stół potrawy, o których nie było mowy. Za to są hitami Internetu albo znajome robiły i mówiły, że „to takie dobre”.
Czasem wystarczy powód, że „wcześniej tego u nas na Wigilię nigdy się nie jadło, więc czemu nie spróbować". W efekcie potraw wcale nie jest 12, a 24 a może i 48...
Teściowa lepi już w listopadzie setki uszek. Za każdym razem skrzętnie je liczy i chełpi się pobitym rekordem. Uszka leżą potem w zamrażarce i jemy je z barszczem przez cały rok na pierwsze danie podczas każdego obiadu, na który nas zaprosi. Jeśli na dwa tygodnie przed Wigilią nie uda się jej wybrać najpiękniejszej choinki w promieniu 50 km – wpada w panikę.
Cel: co rok piękniej
Sama podchodziłam do przygotowań świątecznych raczej na luzie. Sporo zmieniło się, kiedy 10 lat temu urodziłam córkę i uznałam, że moim obowiązkiem jest zapewnić dziecku magiczne święta. Takie, które będzie wspominać ze wzruszeniem i zachwytem. Lśniący dom (czystością i blaskiem ozdóbek dających ciepłe światło). Oszałamiający zapach pierniczków (które wspólnie dekorujemy), pomarańczy i mandarynek (kto, tak jak ja, urodził się w latach 70 lub 80, ten wie, że cytrusy były jednym z symboli Bożego Narodzenia). I oczywiście uśmiechnięta mama, ubrana w stylowe beże lub czerwono-zielone kratki...
Z roku na rok podnosiłam poprzeczkę, szukając w sieci inspiracji na oszałamiająco magiczne święta. Czy muszę pisać, że z roku na rok coraz trudniej było o uśmiech? To, co najważniejsze znikało mi z oczu – przesłaniały je masy solne i porcelanowe, ciasto na pierniczki, bajkowa dekoracja choinki, etc.
Ta bańka musiała pęknąć
Już w październiku padł pomysł, by Wigilia 2021 odbyła się u nas. Oczywiście bardzo się ucieszyłam. Plan był „prosty” – to będzie Wigilia wszech czasów – najpiękniejsza. Mój kalendarz zaczęły wypełniać listy rzeczy do zrobienia.
Wiedziałam, że rodzinka nazwozi mnóstwo jedzenia, ale jako gospodyni nie mogłam sobie pozwolić na to, by przyrządzić „tylko” to, co dostałam w przydziale. Październikowe noce spędzałam na przetrząsaniu sieci w poszukiwaniu inspiracji na nowoczesne wersje potraw wigilijnych lub jakieś przedwojenne przepisy na karpie, śledzie i kapusty, inspiracji na dekoracje domu, inspiracji na prezenty. W listopadzie robiło mi się słabo, kiedy słyszałam słowo „inspiracja”, ale działałam dalej. W kierunku najpiękniejszych świąt ever. Z każdym dniem denerwowałam się coraz bardziej, czy na pewno wszystko się uda.
Pielęgniarka: „Co, święta?”
Na początku grudnia zaczęłam się czuć coraz gorzej. Pierwszy raz zasłabłam w sklepie – zwaliłam na maseczkę, przez którą trudno oddychać. Drugi raz w domu, już bez maseczki. Mąż wezwał pogotowie. Karetka długo nie przyjeżdżała, poczułam się lepiej, zadzwoniliśmy, by ją odwołać. Udało mi się przekonać do tego męża, bo obiecałam, że pójdę do lekarza i zrobię wszystkie badania.
U lekarza byłam roztrzęsiona. Ciśnienie – w porządku. Saturacja – w porządku. Wysłał mnie na EKG do sąsiedniego gabinetu – w porządku. Pielęgniarka odpinając mnie od aparatury ze współczuciem zaproponowała mi coś na rozluźnienie.
– Co, święta? – zapytała.
– Tak, w tym roku u nas – starałam się uśmiechnąć.
Okazało się, że przedświąteczna gorączka nie tylko mi daje się we znaki. Całkiem sporo kobiet traci w tym czasie przytomność (dosłownie i w przenośni).
Życzenia na przedświąteczny czas
Wyniki wszystkich badań wyszły idealnie.
– Ale wie pani, że jeśli będzie się pani tak denerwować, to w przyszłym roku te wyniki już mogą być gorsze? – zapytał lekarz.
Wtedy zwolniłam. Odpuściłam. Przy porządkach pomagali mąż i córka. Córka z koleżanką same zrobiły pierniczki (ja tylko wkładałam i wyjmowałam blaszki z pieca). Bawiły się świetnie. Lukier udał im się wspaniale. Wigilia też się udała. Choć po choinkę pojechaliśmy dopiero 24 grudnia. Jak teściowa się o tym dowiedziała, prawie zemdlała.
W tym roku Wigilia znów u nas
Z tym, że już od początku podchodzę do tego na luzie. Jest 22 grudnia i nie mamy jeszcze choinki. Jutro kroję warzywa na sałatkę, córka już umówiła się z koleżanką „na pierniki”. Za barszcz i krokiety wezmę się w piątek. Resztę potraw przywiozą nasi goście: mamy i siostry z rodzinami. W tym roku nawet okna będą nieumyte. Może zrobię to po świętach, a może na wiosnę? Jedno jest pewne: na pewno zobaczę przez nie pierwszą gwiazdkę.
Dziewczyny, nawet najserdeczniejsze życzenia na święta mogą się nie spełnić, jeśli weźmiemy na siebie więcej niż trzeba. Dlatego życzę spokoju i zdrowia – na przedświąteczne dni.
Aneta, 40 lat
Zobacz także:
- Nie jadę na święta do rodziców. Nie chcę by dziecko miało zmarnowane Boże Narodzenie [LIST DO REDAKCJI]
- „Nienawidzę Wigilii i Świąt. Znów wszyscy będą pytać, kiedy dziecko, a mam za sobą trzy poronienia…” [LIST DO REDAKCJI]
- „Nie puszczacie dzieci na religię? Nie powinniście obchodzić Wigilii i Świąt!” [LIST DO REDAKCJI]