„Brudne nogi i tanie chipsy. Babcia wzięła moją córkę na działkę i tam pozwala jej na wszystko. Rozpuści mi dziecko!” [LIST DO REDAKCJI]
Wczoraj wzięłam wolny dzień i pojechałam na działkę moich rodziców. I do wczoraj uważałam, że pomysł, by córka spędziła tam część wakacji, jest rewelacyjny. Świeże powietrze, trzy kroki na plażę nad rzeką, na działce zatrzęsienie ekologicznych truskawek, malin, marchewek, pomidorów… Nawet nie przyszło mi do głowy, że popełniam straszny błąd.
- redakcja mamotoja.pl
Bardzo się myliłam co do mojej mamy, którą do tej pory uważałam za rozsądną kobietę. Według męża i mojego ojca nie dzieje się nic złego… Córka jest wręcz zachwycona. Ale ja na samą myśl, co tam się dzieje, dostaję gęsiej skórki.
Codzienne „święto brudasa”
Kiedy przyjechałam, Julka jeszcze spała. Było około godziny 11, więc postanowiłam ją obudzić. Odchyliłam kołderkę, żeby połaskotać ją delikatnie w stopę. I zatkało mnie. Nogi były brudne jak święta ziemia! Jak można położyć 5-letnie dziecko spać i nie dopilnować, żeby miało czyste nóżki?! Odruchowo obejrzałam jej dłonie. Czarne pazury, ręce lepiące, podrapane… Zrobiło mi się słabo.
Juleczka się obudziła i od razu zaczęła opowiadać, jak tu jest super.
– Widzę, że wczoraj babcia zrobiła ci nawet dzień brudaska – zagaiłam, wymownie patrząc na jej stopy.
– Codziennie mamy święto brudasa – zaśmiała się Julka.
Pomyślałam, że to faktycznie „super”. I już mocno zaniepokojona zapytałam o mycie zębów. Usłyszałam tylko „Raz myłam”. Od tygodnia moje dziecko raz myło zęby! I to będąc pod opieką mojej matki, która wychowywała mnie i brata w kulcie dbania o zęby i o higienę w ogóle.
Zamiast malin i marchewek: tanie chipsy i cukierki
A to wcale nie był koniec. Okazało się bowiem, że moja matka zgromadziła zapasy cukierków i chipsów. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jak często uzupełnia je o nowe „przysmaki”.
– Babcia ci to kupiła? – zapytałam Julkę, biorąc do ręki opakowanie po najtańszych chrupkach.
– Ja wybrałam, babcia kupiła – usłyszałam w odpowiedzi.
Musiałam się przejść, żeby ochłonąć i nie zrobić matce awantury. Poszłam nad rzekę i zastanawiałam się, co mam zrobić. Czy zabrać dziecko z powrotem do domu, czy spróbować porozmawiać z mamą? OK, nie ustalałam z nią żadnych zasad dotyczących pobytu Julii, ale… nie miałam pojęcia, że zostaną zaniedbane tak podstawowe rzeczy.
Szkoda, że jeszcze nie dają jej piwa (w końcu są wakacje)
Wróciłam i zastałam córkę z dziadkami przy szklaneczkach z jakąś podróbką coli. W domu Julka nigdy nie pije coli, bo nie lubi… Doskonale wie jednak, że to nie jest zdrowy napój. Tak samo wie, że chipsy i cukierki to nie są rzeczy, które je się codziennie bez umiaru. I że pierwszą rzeczą po porannym siusiu jest umycie rąk, a potem buzi i oczu (jak to mówimy „z resztek snu”). Tymczasem popijała tę colę z „resztkami snu” w oczkach. Ręce były tak samo brudne jak wtedy, gdy ją obudziłam…
Natychmiast wysłałam ją do łazienki.
Wtedy też powiedziałam babci, że nie wierzę w to, co widzę… W te czarne nogi i paznokcie, chipsy, cukierki i przekonanie Julki, że to wszystko jest super. Usłyszałam, że „Są wakacje, a tu jest wieś”. Że codziennie są nad rzeką, gdzie Juleczka brodzi sobie w wodzie, więc nóżki na pewno myte są codziennie.
Poza tym mama okłamała mnie, bo powiedziała, że Julka myje zęby codziennie. Za to przyznała, że nie bardzo chce jeść warzywa i owoce. Że „skubnie sobie najwyżej trochę borówek”. Że „jak to dzieciak”. Dziadek dodał, że mała woli chipsiki, które jemu też bardzo smakują. I że wieczorami podjada je do piwka. Naprawdę, czekałam, aż powiedzą, że piwo też małej dają. Bo są wakacje, bo przesadzam, bo przecież „dzieciak zdrowy i zadowolony jest”. Do cholery, pewnie, że jest, skoro nie obowiązują żadne zasady!
Już widzę, co się będzie działo, jak zabiorę ją z tego „raju”
Po powrocie opowiedziałam wszystko mężowi. Usłyszałam: „Weź, wyluzuj”.
Weź, wyluzuj… Babcia rozpuści mi dziecko jak dziadowski bicz, a ja mam się wyluzować. Wiedząc, że kładzie się spać i wstaje lepiące od brudu i je śmieci!
W sobotę jadę na działkę i jeśli córka znów będzie brudna jak nieboskie stworzenie – natychmiast zabieram ją z powrotem. Oczywiście dziecko nic z tego nie zrozumie i będzie uważało mnie za potwora. Już widzę, co się będzie działo, jak zabiorę ją z tego „raju”. Już słyszę awantury o każde mycie…
Magda M.
Piszemy też o: