Każda mama spodziewająca się dziecka kojarzy skurcze przepowiadające, które pojawiają się mniej więcej w połowie ciąży i powodują chwilowe napinanie się macicy. W ten sposób nasz organizm przygotowuje się do porodu. Ta mama też tak miała i była pewna, że do rozwiązania jest jeszcze dużo czasu. Ale porodu nigdy nie da się dokładnie przewidzieć. Ta historia tylko to potwierdza.

Reklama

Skurcze Braxtona-Hicksa zamieniły się w skurcze porodowe

Raelin jest młodą mamą z Pittsburgha w Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych. Właśnie była w drugiej ciąży, w 29 tygodniu i miała urodzić synka. Już od jakiegoś czasu miewała skurcze Braxtona-Hicksa – skurcze przepowiadające macicy, więc nie była zaskoczona, kiedy tego dnia również się pojawiły. Ale było ich jakby więcej i odczuwała je jako mocniejsze. Postanowiła, że pojedzie do lekarza skonsultować swój stan. Wraz z narzeczonym i ojcem dziecka Eanem wsiedli do samochodu i pojechali do szpitala na kontrolę.

Zaczął się wyścig z czasem, bo skurcze w czasie drogi znacznie przybrały na sile. Jeszcze z auta Raelin wykręciła alarmowy numer 911 z prośbą o pomoc. Tata dziecka dwoił się i troił, aby przyspieszyć dojazd do szpitala. Pech chciał, że wszystkie pasy jezdni były zatłoczone. Jechał więc pasem dla busów, łamiąc przepisy. Niczym profesjonalny kierowca wyścigowy Ean lawirował między autami.

UWAGA! Szukamy idealnego ojca! Zagłosuj w naszym plebiscycie!

6 minut!

Ale maluszek pchał się na świat. W pewnym momencie jego mama poczuła, że synek już się rodzi. "Poczułam dziecko w kanale rodnym i wiedziałem, że nadszedł czas" – opowiadała już po wszystkim. Raelin ściągnęła spodnie, schyliła się do przodu i poczuła ręką główkę synka. Wykonała dosłownie jeszcze jedno parcie i maluszek już był na świecie! Nie widać było jednak jego twarzy, ani ciałka, gdyż był schowany w worku owodniowym.

Zobacz także

Facebook/kidspot


Rodzice byli w szoku, ale instynktownie wiedzieli co robić. "Wiedziałam, że przy tak wczesnym porodzie, dziecko prawdopodobnie nie będzie w stanie oddychać samodzielnie i że w worku synek jest bezpieczny, więc nic nie ruszałam" - mówi Raelin. Maluszek leżał spokojnie. "Na początku dziecko się nie poruszało - potem potarłem twarz palcem, a on przyłożył dłonie i stopy, by zasłonić twarz i wiedziałem, że wszystko w porządku" – opowiada tata.

Lekarze w szoku

Dotarli do szpitala siedem minut później. To wtedy Ean zrobił to niesamowite zdjęcie synka. Cały zespół medyczny był absolutnie zdumiony, widząc dziecko w worku owodniowym. Do tej pory mieli przypadki urodzenia w ten sposób, ale jedynie w wyniku cesarskiego cięcia.

Sama mama przyznaje, że przebieg wydarzeń był tak niesamowity, że dopiero po dwóch godzinach dotarło do niej wszystko. "Minęły dwie godziny, zanim w końcu zdałem sobie sprawę z tego, co się stało i co się dzieje. Potem płakałem przez chwilę. Z początku byłam smutna, gdy zdałam sobie sprawę, że wychodzę, a moje dziecko nie wróci teraz ze mną do domu" – opowiada.

Na szczęście maluszek, na cześć taty nazwany Ean jr., w skrócie EJ, pod opieką lekarzy w szpitalu bardzo szybko nadrabiał zaległości i przybierał na wadze. Sami medycy byli zaskoczeni w jak niesamowitym tempie chłopczyk robił postępy i przybierał na wadze.

Facebook/Kidspot

Ten poród był niesamowity, trwał zaledwie kilka minut. Rodzice ruszyli autem do szpitala o 11.22, a już o 11.28 synek był na świecie. W samochodzie i worku owodniowym! Takie porody to wydarzenie bez precedensu. Według badań, 1 na 80 tys. dzieci rodzi się w worku owodniowym. O osobie, która przyszła na świat w ten sposób mówi się, że jest szczęściarzem i że jego życiu przyświeca szczęśliwa gwiazda. Tego właśnie życzymy maluszkowi!

Czy też miałyście swój poród pełen takich niespodzianek? Podzielcie się swoimi wspomnieniami w komentarzach.

Źródło: kidspot

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama