Oto z czym mierzą się dyrektorzy szkół. Najpierw powstały wspólne wytyczne opracowane przez resort edukacji narodowej, zdrowia oraz głównego inspektora sanitarnego. Później przygotowano rozporządzenia, aż pięć, na podstawie których mają być stosowane te wytyczne. Na końcu pojawiły się zalecenia GIS. Na podstawie tych wszystkich zaleceń i wytycznych szefowie placówek edukacyjnych muszą opracować własne regulacje, które mają uszczegółowić warianty nauki w roku szkolnym 2020/2021.

Reklama

Edukacja ma być realizowana w trzech wariantach: stacjonarnym, hybrydowym (częściowo zdalnie, częściowo stacjonarnie np. ze zwiększeniem odległości między uczniami) lub zdalnym.

Wytyczne a realia szkół

Minister edukacji chce, aby wszystkie dzieci wróciły do edukacji stacjonarnej od września. Sprzeciwiają się temu niektórzy rodzice, a nauczyciele domagają się dodatkowych regulacji związanych z nauczaniem prowadzonym przez nauczycieli w wieku 60+, które miałyby ich chronić przed zakażeniem koronawirusem. W niektórych placówkach niemożliwe będzie zapewnienie do nauki przestrzeni umożliwiającej rozsunięcie dzieci na odległość minimum 1,5 metra, które ma ewentualnie obowiązywać w jednym z wariantów nauki – hybrydowym. Zresztą wprowadzenie go nie będzie takie proste. Wnioskować o ten model nauczania może dyrektor szkoły, ale wprowadzenie go będzie musiało być poprzedzone zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu opinii sanepidu.

Kiedy będzie nauczanie zdalne, kiedy hybrydowe, a kiedy stacjonarne?

Nie do końca wiadomo. Izabela Kucharska, zastępca głównego inspektora sanitarnego poinformowała, że wprowadzenie żółtej strefy nie będzie oznaczało zamykania szkół. Nawet pojawienie się zakażenia na terenie konkretnej placówki nie będzie oznaczało automatycznego jej zamknięcia i przejścia na nauczanie zdalne.

Taka dowolność w ocenie sytuacji i w różnicach lokalowych pomiędzy szkołami sprawą, że w tym samym powiecie każda szkoła może funkcjonować w innym modelu nauczania, choć sytuacja epidemiczna będzie w nich identyczna.

Zobacz także

Według Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego, w wielu przypadkach niemożliwe będzie zrealizowanie zalecenia, aby w przypadku ogłoszenia jakiejś strefy mianem żółtej lub czerwonej, wprowadzić w szkołach tam się znajdujących ograniczenia w liczbie uczniów w klasie i prowadzenia lekcji wyłącznie w jednej sali dla jednej klasy. ZNP postuluje, aby szkoły znajdujące się w czerwonej strefie zamykać i prowadzić tam wyłącznie nauczanie zdalne. To uprościłoby zasady funkcjonowania szkół i zwolniło dyrektorów z obowiązku wydzwaniania do sanepidu i organu prowadzącego z pytaniem: zamykać czy nie.

W domu to nie to samo co w klasie

Nauczyciele mają też wątpliwości, jak organizować pracę w systemie hybrydowym nauki. Aby zmniejszyć liczebność klas, część dzieci będzie musiała pozostać w domu, a część chodzić do szkoły. Prowadzenie lekcji dla całej klasy, w której połowa uczniów (i która ma to być połowa?) zajęcia śledzi przez kamerkę, nie jest dobrym rozwiązaniem. Uczniowie to nie studenci, którzy wysłuchują wykładów. W szkole ma być interakcja, dialog, dyskusja, a także odpytywanie uczniów. Jak to zrobić zza kamerki? Poza tym w systemie stacjonarnym lekcje trwają 45 minut, a w systemie nauki zdalnej – 30. Nauczyciele nie wiedzą też, jak będą wynagradzani za naukę zdalną, a jak za stacjonarną. Ma to pozostać w gestii dyrektorów szkół.

Jak widać, mimo tego, że już za dwa tygodnie rozpocznie się nowy rok szkolny, nadal nie wiadomo, jak będzie wyglądała polska edukacja. Nie wiedza tego dyrektorzy szkół, nauczyciele, rodzice i dzieci, kompletujące już wyprawkę do szkoły. Samo stworzenie przepisów i wytycznych nie wystarczy. Muszą jeszcze one dać się wykorzystać w praktyce. Chaos zatem w polskiej edukacji trwa i ma się dobrze.

Niepokoi cię ten brak jednoznacznych informacji, jak twoje dziecko będzie się uczyć?

źródło: gazetaprawna.pl

Sprawdź też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama