Posyłanie chorego dziecka do przedszkola świadczy o nieodpowiedzialności rodziców. Pisaliśmy już o Magdzie, która w 36. tygodniu ciąży zaraziła się od 3-letniego synka grypą jelitową. Chłopiec złapał wirusa w przedszkolu. Co myśleć o sytuacji, kiedy mama zabiera chorego malucha... na zakupy? W jaki sposób można usprawiedliwiać takie zachowanie? Przeczytajcie, dlaczego Melissa, mama 3 córek, zabrała swoją gorączkującą 3-latkę na zakupy.

Reklama

Dziecko z gorączką na zakupach

"Przyznam się do czegoś, co nie jest zbyt popularne wśród rodziców: zabrałam dziecko z gorączką na zakupy. Później poszliśmy na lody. Tak, czuję się odrobinę winna, bo ten wirus prawdopodobnie był zaraźliwy. Ale zanim mnie potępicie i wyrzucicie mnie na wyspę beznadziejnych rodziców, proszę, wysłuchajcie mojej historii.

Mój tydzień rozpoczął się – nie. Pod koniec poprzedniego tygodnia moja najstarsza córka źle się czuła i dostała gorączki. Spędziłam sobotę i niedzielę w domu, ona oglądała telewizję i spała, tak na zmianę. W poniedziałek nie poszła do szkoły i została w domu, zamykając mnie w domu na 3 dni. W poniedziałkowy wieczór nasze ściany zaczęły się kurczyć, przypominały więzienne kraty, nie ściany.

W środę moja druga córka złapała wirusa, nie poszła do szkoły, wydłużając moje męki o kolejny dzień. Nie pamiętam, czy to było jeszcze w nocy, czy już rano, kiedy przypomniałam sobie, że nie od tak dawna się nie kąpałam, że moje włosy przestały się ruszać.

W czwartek u mojej najmłodszej córki pojawiły się objawy tego paskudnego wirusa, co całkowicie odarło mnie z poczucia świeżości i zdrowych zmysłów. Zaczął się szósty dzień marudzenia, wycierania nosów, podawania leków, kasłania prosto w moją twarz, płakania.

W tym momencie płakałam tyle, ile moje dzieci. Nawet nie pamiętałam, kiedy ostatni raz miałam chwilę dla siebie. Każda mama wie, że chore dziecko śpi w twoim łóżku, łazi za tobą do łazienki, wisi na tobie, kiedy gotujesz obiad, nalega, żebyś zaniosła je z kanapy do stołu, nigdy nie spuszcza z ciebie tych zaszklonych oczu, chyba że włączysz bajki.
W piątek było jeszcze gorzej. Przez brak snu i zamartwianie się byłam wykończona, czułam się tak, jakbym już nigdy nie miała zobaczyć promieni słońca. Tak długo byłam więziona! W zaledwie tydzień stałam się żałosnym, użalającym się nad sobą flejtuchem w poniedziałkowych spodniach do jogi. Zaczęłam stawać się niesympatyczną, wredną, zgorzkniałą i obojętną mamą. Chciałam wrzasnąć na moją 3-latkę, żeby sama przyniosła sobie chusteczki i żeby mnie już nie dotykała.

Zobacz także

Narzędzia dla rodziców mamotoja.pl

Co to za choroba? Diagnoza online Czytaj więcej

Żeby uchronić się od leżenia na podłodze i całkowitego poddania się, co rzeczywiście rozważałam, wzięłam się w garść. Wykąpałam się, ubrałam, wzięłam pod pachę mojego nafaszerowanego lekami malucha i ruszyłam do sklepu. Nie mogłam znieść ani minuty dłużej w tych czterech ścianach, samotna, znudzona, przygnębiona. Tak, wiem, że miała gorączkę i naprawdę nie chciałabym, żeby jakaś mama musiała przechodzić przez to, przez co ja przechodziłam. Gdybym nie poszła do tego sklepu, poległabym, nie dałabym rady przetrwać weekendu bez długotrwałej terapii. Ona wciąż jest chora, ja utknęłam w domu, końca nie widać. Wiem, że nigdy nie będę mamą, którą chciałabym być. Ta jedna godzina pomiędzy ludźmi, zmiana otoczenia i zapachu, uratowały mnie. Nasze lodowe desery też pomogły."

Nieodpowiedzialność usprawiedliwiona?

Co myślicie o takim zachowaniu? Czy rzeczywiście chore dziecko oznacza konieczność siedzenia cały czas w domu, czy przekonuje was tłumaczenie tej mamy, że zwariowałaby, gdyby nie udało jej się na chwilę wyrwać?

Czekamy na wasze komentarze!

Czytaj także: Apel taty: "Siedź w domu z chorym dzieckiem!"

Reklama

źródło: babycenter.com

Reklama
Reklama
Reklama