Pani Barbara z Krakowa, 65-letnia emerytowana nauczycielka bała się szczepienia na COVID. Kobieta zaszczepiła się pierwszą dawką, ponieważ prosił ją o to syn. Jednak już wtedy krakowianka założyła, że drugiej dawki nie przyjmie. Jej decyzja miała tragiczne konsekwencje.

Reklama

Strach przed szczepionką, izolacja od wnuków

Syn pani Barbary ustalił wraz z żoną, że kobieta nie będzie mogła widywać się z wnukami do momentu, aż przyjmie drugą dawkę szczepionki przeciw COVID-19. Małżonkowie byli bardzo ostrożni, bo ich młodsze dziecko było wcześniakiem. Chłopczyk miał obniżoną odporność, długo leżał w inkubatorze, później często chorował.

Rodzice Szymona i Lenki byli konsekwentni w swojej decyzji. Wnuki rozmawiały z babcią online. „Ja to odbierałam tak, że pokazali mi na chwilę dzieci, żeby mi serce pękło i żebym wzięła tę drugą dawkę. A ja nie chciałam” – mówiła pani Barbara.

Kobieta bała się jednak przyjąć drugą dawkę szczepionki przeciwko COVID-19. „Powiem pani szczerze: bałam się. Czego? W szkole, w której uczyłam przez wiele lat, zmarła nauczycielka po pierwszej dawce. Czy sprawdzałam to osobiście? Nie. Uwierzyłam koleżance, która ją lepiej znała” – wyjaśniła 65-latka na łamach WO.

Doszło jednak do sytuacji, w której rodzice Szymona i Lenki potrzebowali wsparcia pani Barbary w opiece nad dziećmi. Nie mieli innej alternatywy, musieli pojechać na pogrzeb bliskiej osoby. Pani Barbara tydzień wcześniej wiedziała o tym, że wnuki będą pod jej opieką. Starała się być ostrożna, nie wychodziła z domu. Podczas spotkania z wnukami miała na twarzy cały czas maseczkę. Prosił ją o to jej syn.

Zobacz także

Babcia i wnuk zakażeni COVID-19

Po pewnym czasie pani Barbara zaczęła się źle czuć, przez tydzień gorączkowała. 25 października poszła wykonać test przeciw COVID-19. Wynik okazał się pozytywny.

„Modliłam się, żeby to zakażenie było późniejsze; no, żeby nie przed spotkaniem z dziećmi, tylko po nim. Pani wie, ile razy okrążyłam różaniec?” – wyznała.

2 listopada zachorował Szymek. Chłopczyk zmarł w szpitalu, a 65-latka obwinia się o śmierć dziecka. „Co robię ja? Nie płaczę, bo wszystko wypłakałam. Myślę o sobie źle; jest taka jedna myśl, takie jedno słowo w głowie, które nie może mi przejść przez gardło, ale w końcu je powiem, może wtedy mi ulży. Czytam w internecie, oglądam w telewizorze – jest wielu takich jak ja. Piszą o nas, że zabiliśmy. I to prawda” – powiedziała pani Barbara w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.

W tej historii nie powinno się szukać „winnych”. Na całą sytuację wpływ miało bardzo wiele czynników. Jest w niej jednak ogromna przestroga – przed... strachem. Niekiedy boimy się tego, co nieznane. „Bo koleżanki powiedziały, bo sąsiedzi ostrzegali”. Historia Pani Barbary to przypomnienie, że należy wierzyć lekarzom, nauce i badaniom, które pokazują, że szczepionki są bezpieczne, a zaszczepienie się naprawdę może uchronić przed ogromną tragedią.

Wstrząsającą, poruszającą, ale też przerażającą opowieść krakowianki opisały „Wysokie Obcasy” w artykule pod tytułem: „Będę sama na wigilii. To moja kara. Bała się szczepienia, zakaziła wnuka. Dziecko zmarło”.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama