Reklama

Pandemia rozkręciła się na dobre, a wiele dzieci już od kilku tygodni przebywa w domu na kwarantannie czy zdalnym nauczaniu zarządzonym przez dyrektora placówki. Od 20 grudnia zostaje wprowadzona zdalna nauka dla wszystkich uczniów, jednak mimo zamknięcia szkół rodzice żadnego zasiłku nie dostaną. Mogą się posiłkować dniami urlopowymi, jeśli jeszcze takowe posiadają...

Reklama

Co z zasiłkiem opiekuńczym?

Gdy na początku pandemii rząd zdecydował się na zamknięcie szkół i przedszkoli, rodzice mogli liczyć na dodatkowy zasiłek – dzięki temu wielu z nich spokojnie zajęło się dziećmi, które same w domu przebywać nie mogą. Z czasem rząd zrezygnował z tego rozwiązania, a rodzice mogli korzystać z zasiłku opiekuńczego na ogólnych zasadach. Oprócz kwarantanny czy choroby rodzice mogli wykorzystać go, by zaopiekować się zdrowym dzieckiem do lat 8 z powodu niespodziewanego zamknięcia placówki, do której dziecko uczęszcza (także grupy przedszkolnej czy klasy). Teraz jedyne, na co mogą liczyć rodzice to to, że pracodawca udzieli im urlopu, bo mimo zamknięcia szkół rodzicom tym razem zasiłek nie będzie się należał.

W świetle prawa rodzice dziecka do 8. roku życia po wprowadzeniu nauki zdalnej byliby uprawnieni do otrzymania zasiłku opiekuńczego w wysokości 80 proc. wynagrodzenia, ale tylko w sytuacji, jeśli stałoby się to w sposób nieprzewidziany. Skoro decyzja o zamknięciu szkół została zakomunikowana na dwa tygodnie wprzód, nie ma mowy o tym, że coś stało się nieprzewidzianie. W praktyce oznacza to, że rodzicom nie należy się żaden zasiłek, a ZUS z czystym sumieniem może odmawiać wypłaty zasiłku opiekuńczego.

Co zrobią rodzice z dziećmi?

Rząd zapomina, że nie każdy ma możliwość pracy zdalnej, a nawet jeśli rodzic pracuje w domu, to łączenie pracy z opieką nad dzieckiem, które ma zdalne lekcje, nie jest proste. Choć już od kilku tygodni statystki covidowe rosną, rząd zdecydował się na zdalną naukę dopiero teraz, tuż przed Bożym Narodzeniem. Dla rządu to optymalne rozwiązanie, bo ZUS nie musi wypłacać zasiłku... Dla rodziców z dziećmi już nie.

Ponieważ zamknięcie szkół było zapowiedziane, jedyne, co mogą zrobić rodzice, to wziąć urlop lub 2 dni opieki na dziecko (jeśli je posiadają). Niektórzy z pewnością poproszą o pomoc dziadków, ale i to może być niełatwe. Zapytaliśmy kilku rodziców dzieci w wieku szkolnym, co sądzą o decyzji rządu.

– Muszę iść do pracy, syna zostawię z babcią, ale nie wiem, czy będzie uczestniczył w zajęciach. Moja mama jest starszą osobą i nie korzysta z komputera, syn jest w pierwszej klasie, a to jego pierwsza zdalna nauka. Żadne z nich raczej nie poradzi sobie z technicznymi problemami – martwi się Agnieszka, samotna mama z Warszawy.

– Pracuję zdalnie, ale mamy za sobą już dwie kwarantanny córki. Niestety, mimo iż jestem w domu, ciężko mi się rozdwoić, nie mówiąc, że „siada” nam internet podczas równoległych połączeń na teamsie. Na szczęście mam jeszcze końcówkę urlopu – mówi Kasia.

– Pracuję zdalnie, ale nie mam dodatkowego komputera dla dziecka. Od tygodnia kombinuję, od kogo pożyczyć sprzęt, ale u wszystkich znajomych podobna sytuacja. Na szczęście pracodawca zgodził się wypożyczyć nam laptopa. Będą to pierwsze zdalne lekcje córki, zobaczymy, jak uda nam się to połączyć z moją zdalną pracą – zastanawia się Łukasz, tata pierwszoklasistki.

– W grudniu żona weźmie wolne, a po Nowym Roku syn będzie ze mną jeździć do biura i tam łączyć się online. Nie mam pojęcia, jak nam się sprawdzi to rozwiązanie. Niestety nie możemy liczyć na dziadków – dodaje Kuba, ojciec ośmiolatka.

A wy jak planujecie sobie poradzić ze zdalną nauką?

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama