Reklama

23 stycznia obchodzimy Dzień bez opakowań foliowych. Jak go uczciliście w tym roku? Zaryzykuję założeniem, że większość z was nie miała pojęcia o jego istnieniu. Ja też nie. Za to wszyscy jesteśmy świadomi, w tym roku chyba dobitniej niż zwykle, istnienia smogu, prawda? Kolejne doniesienia o normach szkodliwych substancji w powietrzu przekroczonych o kilkaset procent (czy nawet 1500 proc. jak w śląskim Rybniku, gdzie z powodu smogu zamknięto szkoły) nie pozwalają spać spokojnie, kiedy mamy małe dzieci. A już na pewno nie pozwalają spokojnie spacerować! Nawet nie chcę myśleć, czym oddychamy, wystarczy mi, że zobaczyłam wynik testu powietrza wykonanego przez jedną z warszawskich mam. Zgroza.

Reklama

Ale problem, gdyby się nad tym zastanowić, jest bardziej skomplikowany. Kiedyś myśleliśmy, że smog to taki egzotyczny problem, dotyczący wielkich metropolii gdzieś w Azji, czyli daleko, daleko stąd. Potem słyszeliśmy, że w Krakowie jest źle, ale wiadomo – kiepskie położenie geograficzne, feralna niecka, co zrobić? No i Śląsk, ale tam to zawsze było fatalne powietrze, przyzwyczailiśmy się. A tu nagle okazuje się, że powietrze mamy skażone prawie wszędzie i trzeba stawić czoła problemowi. Tylko jak?

Skąd się bierze smog?

Za wysokie stężenie pyłów i szkodliwych substancji w powietrzu odpowiedzialne są głównie piece węglowe, bo wiele osób używa do palenia w nich węgla niskiej jakości, ale też spala w nich plastikowe opakowania czy starymi meble pokryte farbą i lakierem. Szacuje się, że samochody odpowiadają za 17 proc. zanieczyszczenia. Zdaniem WHO w Polsce co roku przedwcześnie umiera 44 tys. osób z powodu zanieczyszczonego powietrza, a przeciętna długość życia skraca się z tego powodu o 10 miesięcy. Najmniejsze pyły przenikają przez łożysko, zwiększając ryzyko wystąpienia astmy u dziecka.

"Dzieci w Krakowie prawie trzy razy częściej chorują na astmę oskrzelową niż ich rówieśnicy z wolnych od smogu regionów. W skali ogólnopolskiej na astmę oskrzelową choruje 6 proc. dzieci; w Krakowie - 16 proc. Lekarze nie mają wątpliwości, że winne jest zanieczyszczone powietrze" – czytamy na krakowskiej stronie "Gazety Wyborczej". Badania dowiodły również, że zanieczyszczenie powietrza może opóźniać rozwój intelektualny dziecka, powodować problemy z koncentracją i pamięcią, a nawet prowadzić do depresji.

Jak walczyć ze smogiem?

Sposobów jest wiele. Możemy uznać, jak robi to niemała grupa ludzi, że cała ta heca ze smogiem to jakaś sztuczna wydmuszka i wcale nie ma problemu. Możemy uznać, że to wina wielkich przedsiębiorstw, dużych kominów i jeszcze większego spisku (to złe powietrze to przypływa do nas z Czech, słyszeliście o tej teorii?), więc właściwie to nic nie możemy zrobić, pozostaje rozłożyć bezradnie ręce. Możemy kupić maskę antysmogową. Zostać z dzieckiem w domu. Czekać. Możemy patrzeć wilkiem na sąsiadów, którzy na pewno palą w piecach i kominkach jakimiś toksycznymi odpadami i stąd ten smog. Przecież widzieliśmy ten czarny dym unoszący się z ich kominów, prawda?

Możemy też robić malutkie kroczki w domu. Obchodzić dzień bez opakowań foliowych. Najlepiej codziennie. Reforma śmieciowa w Warszawie dobitnie uświadomiła mi, że toniemy w śmieciach. W moim domu wygląda to tak, że śmieci zmieszane wywożone są dwa razy w miesiącu i to w zupełności wystarcza, by kosz przed domem pomieścił worki. Szkło wywożone jest raz w miesiącu i tu bywa już różnie, ale tragedii nie ma. Natomiast tzw. śmieci segregowane suche: papier, metal i plastik, które zbieramy wszystkie razem do czerwonych worków, i które wywożone są, tak jak szkło, raz w miesiącu, to prawdziwy dramat. Jeden worek, o pojemności 120 litrów, ma w założeniu wystarczyć na miesiąc, co jest niewykonalne. Toniemy w plastiku i papierze. Toniemy! Po tygodniu worek jest już pełny i to pomimo ugniatania śmieci, składania kartonów i zgniatania plastikowych butelek. Zresztą zobaczcie sami, oto worek po 1 tygodniu:

archiwum prywatne

Toniemy w śmieciach!

Myślicie, że tylko u nas tak jest? Nie. W dniu wywozu suchych śmieci chodnik na mojej ulicy jest zabarykadowany czerwonymi workami. Przygnębiający widok! Dlatego postanowiłam działać, do czego i was zachęcam. Zamiast kupować wodę w plastikowych butelkach, będziemy pić filtrowaną wodę kranową (podobno w Warszawie i wielu innych miejscowościach można pić ją prosto z kranu, ale w tym miejscu moja wyobraźnia podsuwa mi obrazy starych, omszałych rur, którymi płynie ona do mojego kranu i niestety – nie dam rady!). Poza tym będę kupować ser, wędlinę, warzywa i owoce na wagę. Czy zauważyliście, ile plastikowych opakowań jest w sklepach? Czy 5 plasterków sera naprawdę trzeba kupować na plastikowej tacce? Czy sałata musi być w foliowej torbie? Czy herbatnik musi być pakowany pojedynczo?

Widzę kilka korzyści z zastosowania tego rozwiązania – po pierwsze przestaniemy tonąć w śmieciach (taki worek to średnia ozdoba kuchni, przyznajcie), po drugie będziemy działać ekologicznie i nauczymy dzieci dbania o środowisko. Warto, prawda? A jak w naszych domach będzie mniej śmieci, to może ci mniej uświadomieni z nas nie będą wrzucać do pieców toksycznych opakowań, np. kartonów po mleku (ile osób nie wie, że karton po soku czy mleku to nie jest wyłącznie papier?), a dzięki temu będziemy rzadziej słyszeć o smogu? Myślicie, że to naiwne i że się rozmarzyłam? Pewnie tak. Ale gdybyśmy tak wszyscy się rozmarzyli i zaczęli działać?

Trochę już się udało, idźmy dalej

Mamy już dobry przykład idący z Polski: Dzień bez torby foliowej powstał właśnie u nas. Inicjatywa wyszła od łódzkiego radnego, Krzysztofa Piątkowskiego, który wypowiedział wojnę foliowym reklamówkom rozdawanym za darmo w sklepach. Pamiętacie, że jeszcze niedawno było to nagminne? Dzięki akcji zapoczątkowanej przez Piątkowskiego, sklepy wprowadziły opłaty za torebki foliowe, pojawiły się torby papierowe i biodegradowalne, a my zaopatrzyliśmy się materiałowe torby na zakupy. Ta akcja naprawdę się udała! I dobrze, bo taka foliowa torebka rozkłada się przez 400 lat, chociaż jej wykonie trwa – jak czytamy na ekokalendarz.pl – przez mniej niż sekundę. Szacuje się, że torebki foliowe, trafiające w ciągu roku na polskie wysypiska, ważą około 55 tysięcy ton. Jestem w stanie w to uwierzyć, patrząc na czerwone worki na mojej ulicy. To co, może teraz pora na zakupy na wagę, bez plastiku? Pierwsze sklepy bez opakowań już powstają, może to przyszłość naszych dzieci?

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama