Trudno się z nimi umówić. Zdjęcia do gazety i rozmowa w jednym dniu to za wiele dla ojca małego dziecka. Próbuję się zmieścić między wizytą u ortodonty, treningiem piłkarskim i godziną pobudki Zuzi. Po porannych zdjęciach, wieczorem, gdy wykąpane przez tatusiów dzieci smacznie śpią, wreszcie możemy porozmawiać.
Tacie brak czasu
– Zawsze jest coś do zrobienia – mówi Mikołaj, a Marcin dodaje: – Praca na etacie i domowe obowiązki bardzo absorbują. A jak ma się jeszcze pasje, ciężko zmieścić się w dobie. Na szczęście obaj z Tymkiem kochamy piłkę nożną. Razem chodzimy na mecze, wożę go na treningi do szkółki piłkarskiej – uzupełnia Marcin.
Laurentowi nie zawsze udaje się wszystko ogarnąć. – Próbowałem regularnie chodzić z Filipkiem na basen, ale się poddałem. Późno wracam z pracy, potem zajmuję się synami. Z basenu wracaliśmy dopiero o 22.00. Brakuje mi sportu, więc zacząłem biegać. Gdy Filip i Maksio śpią, zakładam buty i po 20 minutach znów jestem w domu - podsumowuje Laurent.
Pasje Mikołaja czasem tygodniami leżą nietknięte. Zdarza się, że wykrawam dla nich trochę czasu przeznaczonego na sen, siedzę i dłubię w komputerze, doglądam roślinek i potem kładę się o pierwszej, drugiej – przyznaje. Jest jeszcze paralotnia. Ale nie tak często jak kiedyś. – Jak polecę raz w miesiącu, świat się nie zawali – żartuje Mikołaj.
Wzorce ojcostwa
– Mój ojciec nie jest dla mnie wzorem, ale punktem odniesienia – twierdzi Laurent. – Żyjemy w innych czasach. Poza tym mieszkam w Polsce. We Francji, skąd pochodzę, wychowuje się dzieci inaczej. Rodzina nie siedzi przy stole 15 minut, ale 1,5–2 godziny, w tym czasie je, rozmawia. Dzieci są do tego przyzwyczajane od urodzenia. Ja tak miałem dwa razy dziennie przez 25 lat. Gdy próbowałem ten zwyczaj wprowadzić w swoim domu, spotkałem się z trudnościami. Poczułem, że jestem odbierany jako „tata tortura”, „tata dyscyplina”. Trochę trwało, nim zrozumiałem, że nie mam racji – dodaje na koniec Laurent.
Mikołaj przejął po rodzicach pasję ogrodniczą, ale dzieci wychowuje inaczej. – Oboje z moją żoną, Dorotką mamy podobną wizję wychowania, wyznajemy podobne wartości. Angażujemy Bartka i Zuzię we wspólne pieczenie pizzy czy sadzenie tulipanów – wylicza Mikołaj.
Marcin podsumowuje: – Jesteśmy pokoleniem lat 70., wtedy model wychowania był inny. Nie mieści się nam w głowie, że dziecko mogłoby samo iść ulicą, a kiedyś nie przywiązywało się do tego takiej wagi.