Reklama
mat. pras.

Dr n. med. Jolanta Popielska - pediatra, specjalista chorób zakaźnych. Pracuje w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie w Klinice Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego. Specjalizuje się w opiece i leczeniu dzieci zakażonych HIV. W kręgu jej zainteresowań są też choroby pasożytnicze u dzieci.

Reklama

Aleksandra Sobieraj: Bać się czy nie bać pasożytów?

Dr n. med. Jolanta Popielska: To zależy, gdzie się mieszka i o jakich pasożytach mówimy. W krajach tropikalnych parazytozy są bardzo częste, zwłaszcza te układu pokarmowego. W Polsce takie pasożyty są rzadkością. Inne parazytozy, bo można je podzielić na tkankowe, przewodu pokarmowego i skórne, oczywiście są, ale też jest ich niedużo.

Pasożyty skórne to np. wszy czy świerzb, a tkankowe?

– Występują wtedy, gdy pasożyt umiejscowi się nie na skórze, nie w przewodzie pokarmowym, ale w jakimś narządzie, np. w mózgu, płucach, wątrobie. Przykładem jest bąblowica, którą można zarazić się po zjedzeniu niemytych jagód, wcześniej zabrudzonych kałem lisa, psa, wilka, który miał tasiemca. W tkance człowieka zaczyna rosnąć bąbel – może to być niebezpieczne, jeśli zmiana umiejscowi się np. w mózgu. Bywa, że nawet mała powoduje poważne konsekwencje.

A jakie są najczęstsze pasożyty pokarmowe?

– W Polsce zdecydowanie najczęstsza jest owsica. Nie ma danych epidemiologicznych, są jedynie szacunkowe, które mówią, że owsiki ma ok. 10 proc. dzieci. Na drugim miejscu jest lamblioza – od 1 do 10 proc. Zdecydowanie rzadziej, u mniej niż 1 proc. populacji, występuje tasiemczyca i glistnica. Zdarza się też węgorczyca – głównie w Polsce południowo-wschodniej – ale węgorka najczęściej przywozimy z krajów tropikalnych, tak jak pełzakowicę. Inne zachorowania na pasożyty pokarmowe są już absolutnie sporadyczne.

Zobacz też film o owsicy:

Rodzice najbardziej boją się pasożytów pokarmowych. Gdzie można się nimi zarazić?

– Pasożytami pokarmowymi zarażamy się od innych ludzi – owsicą przez bezpośredni kontakt z zarażonym lub unoszącymi się w powietrzu jajami, a glistnicą, jeśli zjemy glebę, do której wypróżnił się inny człowiek. Tasiemcem – jedząc mięso zwierząt, które posiada w sobie larwy. Choć zjadając mięso zwierząt (lub owoce zanieczyszczone odchodami zarażonych zwierząt), można też zarazić się pasożytami tkankowymi. Lambliami najczęściej zarażamy się przez bezpośredni kontakt z chorym, ale można się też zarazić m.in. przez kontakt z wodą (także basenową) czy pokarmem.

A w piaskownicy? Od zwierząt?

– Lambliami rzeczywiście można zarazić się od zwierząt domowych. Na owsicę i glistnicę chorują tylko ludzie, więc nie można ich złapać od zwierząt. W piaskownicach, z którymi wiążemy psy i koty, można najczęściej złapać tasiemce albo glisty psie bądź kocie, których żywicielem ostatecznym jest pies lub kot, a człowiek może być tylko żywicielem przypadkowym, pośrednim, czyli ma w sobie stadium larwalne, które już dalej się nie rozwinie, bo człowiek musiałby zostać zjedzony przez inne zwierzę – co się nie zdarza w naszym kraju. Tutaj łańcuch zostaje przerwany, nie rozwijają się u człowieka te pasożyty, bo do rozwoju potrzebują zwierzęcia.

Czyli zarażenie się pasożytami nie jest takie łatwe, o ile zachowujemy podstawowe zasady higieny?

– Tak, jeśli mówimy o pasożytach przewodu pokarmowego w Polsce, to uspokajam. Bo one występują sporadycznie i nie dają ciężkich objawów. Poza tym większość z nich ustępuje sama, bez leczenia. Glista żyje rok, maksymalnie dwa lata, obumiera i zostaje wydalona. Lamblie u zdrowej osoby ustępują po 2–3 miesiącach. Owsiki są specyficzne poprzez łatwość zarażenia, więc je warto leczyć. A tasiemce są wyjątkowo rzadkie.

Czyli nie trzeba prewencyjnie odrobaczać dzieci?

– Absolutnie! To niepotrzebne leczenie, które może dać niekorzystne objawy spowodowane działaniami niepożądanymi leków. Pasożyty tkankowe trzeba jednak traktować z dużą uwagą, bo są takie, które dają łagodne objawy, i takie, które powodują poważne konsekwencje. Np. toksokaroza (glista psia, kocia) zazwyczaj przebiega łagodnie, ale może dawać poważne powikłania pod postacią zmian na dnie oka, których konsekwencją może być ślepota. Toksoplazmoza (pierwotniak, którym można zarazić się np. od kotów) podobnie – zmiany na dnie oczu, uogólnione zakażenie, choć najczęściej przebiega bezobjawowo. A bąblowica, węgorczyca zależnie od tego, gdzie się umiejscowi, np. w wątrobie czy śledzionie latami może nie dawać objawów, ale umiejscowiona w mózgu czy oku da poważne konsekwencje. Zatem pasożyty pokarmowe w Polsce należy traktować spokojnie, tkankowe również, ale z uwagą i na pewno diagnozować – to lekarz podejmuje decyzję o leczeniu. Natomiast skórne (wszy, świerzb) są teraz bardzo u nas częste i choć nieprzyjemne, wstydliwe, to poddają się leczeniu.

A co jeśli jedziemy na wakacje do tropików?

– W krajach tropikalnych częstość zakażeń pasożytami sięga nawet 90 proc. populacji. Będzie tam zanieczyszczona gleba, woda, więc trzeba podjąć działania prewencyjne. Należy pić wodę butelkowaną albo co najmniej przegotowaną, nie kąpać się w przypadkowych zbiornikach wodnych, myć wszystko przed jedzeniem, nie zostawiać jedzenia na zewnątrz, bo mogą na nim usiąść muchy, nie jeść z ulicznych straganów. W tropikach można się zarazić nie tylko pasożytami pokarmowymi, ale i skórnymi. Trzeba też chronić się przed owadami, które mogą przenosić choroby, np. malarię na terenach malarycznych. Akurat przed nią można się zabezpieczać lekami. W ogóle nie polecałabym brania dzieci w tropiki, a jeśli już, to po gruntownym przygotowaniu i wykonaniu koniecznych szczepień.

To wróćmy jeszcze do leczenia tzw. naszych, polskich robaków. Cała rodzina musi się leczyć?

– To zależy od robaków. Z owsicy będziemy leczyć całą rodzinę. Nawet nie trzeba robić badań diagnostycznych u pozostałych członków rodziny, jeśli znaleźliśmy owsika u dziecka. Zakładamy, że wszyscy są zarażeni. Jeśli chodzi o lambliozę, to warto zrobić badanie u całej rodziny, bo nie każda osoba wymaga leczenia farmakologicznego. Jeśli pacjenci nie mają objawów i lamblioza nie stanowi zagrożenia epidemiologicznego, np. w rodzinie nie ma osoby z niedoborem odporności, to leczenie nie jest konieczne. W przypadku glistnicy czy tasiemczycy w ogóle nie ma wskazań, żeby robić takie badania.

Po czym poznać, że dziecko ma pasożyty? Jest jakiś zestaw objawów?

– Bóle brzucha i nieprawidłowe wypróżnienia: biegunka, zaparcia lub naprzemiennie. Stolce miewają nietypowe zabarwienie, czasem bardzo nieprzyjemny zapach. Wyjątkiem jest owsica, której pierwszym objawem jest świąd pupy, a w konsekwencji niewyspanie lub niespokojny sen, wiercenie się w łóżku, drapanie. Zakażeniu glistą może towarzyszyć nasilenie alergii, bo glista wydziela silnie alergizujące substancje. Ale nie jest to objaw charakterystyczny. Jeśli chodzi o larwy pasożytów tkankowych, to objawy są różne, od łagodnych do nasilonych – zależnie od tego, gdzie umiejscowił się pasożyt, jak długo tam przebywa, jak duży odczyn alergiczny powoduje.

Zatem na wakacjach w Polsce jesteśmy niemal bezpieczni?

– Prawie... Przed pasożytami pokarmowymi tak. Przed tkankowymi mniej, bo w piaskownicy można zarazić się toksoplazmozą lub toksokarozą, z jagód w lesie możemy się zakazić bąblowcem, jedząc niebadane mięso – tasiemczycą. A niedogotowane, niedosmażone, niedopieczone mięso może być też źródłem toksoplazmozy. I nie tylko chodzi o tatara, ale o mięso niedopieczone na grillu. Bo koty to tylko kilkanaście procent zakażeń, ponad 80 proc. pochodzi z niedogotowanego mięsa. Pasożyty skórne, np. wszy, też łatwo złapać, zwłaszcza w dużych skupiskach dzieci (obozy).

Jak się chronić przed pasożytami?

– Higiena, higiena i jeszcze raz higiena! Po wyjściu z piaskownicy trzeba umyć dziecku ręce, najlepiej wodą z mydłem, nawet jeśli wcześniej przetarliśmy dziecku ręce mokrą chusteczką. Dbać, by dzieci nie wkładały brudnych rączek do buzi, czy to po wyjściu z toalety, czy zabawie w ziemi. Mycie rąk przed jedzeniem, krótko obcięte paznokcie, codzienna zmiana bielizny, regularne sprzątanie mieszkania, niejedzenie niedogotowanego mięsa, mycie rąk po kontakcie ze zwierzętami – to zasady, których na co dzień większość z nas przestrzega. Jeśli chodzi o pasożyty skórne, to dzieci muszą mieć własne przybory do higieny: ręczniki, grzebienie, spinki itp. To zmniejsza ryzyko zakażenia.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama