„Dwa tygodnie w szkole i moja córka znowu ma WSZY! To, co się dzieje w klasie mojej córki, to już przechodzi wszelkie pojęcie!” [LIST DO REDAKCJI]
„Jedno dziecko w klasie ma non stop wszy i wszystkich »zaraża«, łącznie z nauczycielką! Ledwo co się pozbędę, to zaraz wszystko od nowa. Groźby i prośby nie przynoszą efektu, a dyrekcja bezradnie rozkłada ręce…”, napisała do redakcji Mamotoja.pl oburzona mama 8-letnej dziewczynki.
Jest dopiero połowa września, a ja już drugi raz muszę walczyć z wszami! I to już kolejny rok! Myślałam, że po wakacjach wszystko wróci do normy, ale jak widać, niestety nie! Już wszyscy rodzice są wściekli, nie mówiąc o biednych dzieciach, które najbardziej na tym cierpią. Ale najwidoczniej matka, ani ojciec tego dziecka nic sobie z tego nie robi. To, co się dzieje w klasie mojej córki, to już przechodzi ludzkie pojęcie!
W zeszłym roku moja córka rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Poszła do szkoły rejonowej razem z trzema koleżankami z przedszkola. Nowa szkoła, nowa klasa, nowe dzieci i ich rodzice, na początku wszystko wydawało się w porządku. Wiadomo, zawsze trafi się jakiś problematyczny rodzic, który będzie się awanturował o byle co, ale tutaj naprawdę byłam mile zaskoczona. Wszyscy kulturalnie, ale też na luzie. Cieszyłam się, że trafiła się taka klasa, bo w końcu i dzieci, i my, rodzice spędzimy ze sobą aż 8 lat. Aż do czasu…
„Nie jesteśmy jakąś patologią!”
Jedno dziecko, nie chcę wymieniać imienia, bo przecież nie jest niczemu winne, ma non stop wszy i wszystkich „zaraża”, łącznie z nauczycielką! Ledwo co się tego pozbędę to zaraz wszystko od nowa. I wszyscy o tym wiedzą, bo jaja wszy sypią jej się z głowy jak łupież, drapie się ciągle po głowie. Wystarczy moment, a gnidy z głowy wiecznie zawszonej dziewczynki przeskakują na głowy innych dzieci, a nawet nauczycieli!
Ba! Pielęgniarka zrobiła wszystkim dzieciom przegląd głowy i potwierdziła przypuszczenia wszystkich rodziców: wszawica. Jednak gdy rodzice tej dziewczynki się dowiedzieli, że ich dziecko ma wszy, uznali, że to pomyłka i nie wyrazili zgody na kolejny przegląd głowy. Uznali, że to nie ich problem. Świetnie! Brawo dla tych państwa! Tylko co w takiej sytuacji robi NORMALNY rodzic? Idzie do apteki i kupuje preparat na wszy dla całej rodziny. I wyczesuje gnidy, żeby pozbyć się tej zarazy, i jeszcze raz myje głowę preparatem za wszy, i jeszcze raz wyczesuje. Nie wspominając o praniu i dezynfekcji wszystkiego, z czym dziecko miało kontakt.
Przecież wszy przenoszą choroby! No, ale nie! Ojciec nie przyjmuje do wiadomości, że to jego dziecko, a pewnie i on i jego żona sami mają wszy! „Moje dziecko nie ma wszy, nie jesteśmy jakąś patologią!”, awanturował się na ostatnim zebraniu ojciec. No tak, pieniędzy im nie brak, ale widocznie wstyd im przed panią w aptece, że mają wszy.
Dyrekcja bezradnie rozkłada ręce
Jestem przerażona, że czeka mnie powtórka z wątpliwej rozrywki. Cały poprzedni semestr walczyłam z wszami, tak jak i inni rodzice. Nawet dyrekcja się zaangażowała! I nic. Groźby i prośby nie przynoszą efektu, a ostatecznie dyrekcja bezradnie rozkłada ręce…, bo jak rodzic powie „nie” to kaplica. Szkoła nic nie zrobi, nie może. Nawet sanepid nic nie może, bo to nie choroba zakaźna. A ci rodzice twierdzą, że to nie ich problem, ich dziecko nie ma wszy, bo nie są marginesem społecznym.
Możemy tylko ich prosić o podjęcie leczenia, bo skoro wszawica nie jest na liście chorób zakaźnych, to… zawszone dzieci mogą przychodzić do szkoły, uczestniczyć w zajęciach świetlicowych, jeździć na wycieczki. Tylko nikt nie wspomina o tym, że inne dzieci czy nauczycielki, które się zaraziły, mają non stop przymusową kwarantannę.
Co prawda od marca psikam córce głowę preparatem odstraszającym wszy, ale po pierwsze nie do końca działa, bo i tak ma wszy, może rzadziej, ale jednak. Poza tym na preparaty przeciw wszom – wszystkie spraje, szampony, olejki, gumki odstraszające i pranie, i dezynfekcję – wydaję majątek! A moje dziecko traci nie tylko zajęcia w szkole, ale przede wszystkim zdrowie. Ręce mi opadają i już nie mam siły walczyć z wiatrakami. Czasem, jak się zbliża koniec weekendu, to mi się płakać chce na samą myśl, że moja córka pójdzie do szkoły. Powiedzcie mi, jak wpłynąć na decyzję rodziców. Bo to i o tę dziewczynkę chodzi. Niby rodzice bogaci, wykształceni, a dziecko takie zaniedbane. Aż serce boli…
Anna z Wrocławia
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o:
- „Nauczycielki w przedszkolu przekupują dzieci lizakami, żeby były >>grzeczne
- „Codzienne prace domowe w 1 klasie to jakiś obłęd. Wczoraj zrobiłam szlaczki za córkę, żeby miała czas się pobawić” [LIST DO REDAKCJI]
- „Nauka w publicznym przedszkolu jest bezpłatna. Nie zamierzam wydawać ani grosza na wyprawkę!” [LIST DO REDAKCJI]